Part 9

811 102 15
                                    

Luke

Siedziałem skulony od drzewem, a wokoło mnie kręciło się pełno policjantów. Przed chwilą jeden z nich przesłuchiwał mnie i ze współczuciem w głosie poinformował mnie, że jedna z tych dziewczynek miała dwanaście lat, a cała reszta trzynaście i wszystkie cztery wracały ze szkoły gdy ktoś musiał je zaatakować.

-Rodzice tych dziewczynek niedługo pojawią się w parku.- odezwał się do mnie Michael.

-Nie Mike. Ja nie jestem w stanie z nimi rozmawiać.- pokręciłem głową nie patrząc na niego.

-Nikt nie ma prawa cię o to obwiniać.- zapewnił mnie.

-A wiesz co mogą czuć rodzice po stracie dziecka?- zapytałem podnosząc na niego mój wzrok. -Daj mi kartki i pozwól mi znaleźć gnojka nim zabije więcej dzieci.- zacisnąłem szczękę.

Clifford z grymasem na twarzy podał mi cztery skrawki papieru i pozwolił mi odejść, więc powolnym krokiem ruszyłem w stronę wyjścia do parku.

-Luke!- zwróciłem się w stronę, z której dobiegał krzyk, przez co teraz przytulałem zapłakaną Lucy.

Brunetka rzuciła mi się na szyję i cicho popłakiwała w moje ramię.

-Mówiłam ci, że ta sprawa cię przerośnie, dzieciaku.- mówiła przez szloch.

-Spokojnie Lucy.- pogłaskałem ją po plecach.

-Jak ja mam być spokojna... mieliśmy porozmawiać.- odsunęła się ode mnie.

-Wiem, przepraszam, że do ciebie nie zadzwoniłem, ani nic.- zmusiłem się na przepraszający uśmiech.

-Dlatego jedziesz ze mną do laboratorium.- pociągnęła mnie za rękę.

-Nie ma mowy, że tam pojadę, a tak w ogóle to kto zrobi sekcje zwłok?- wyrywałem jej się.

-Ian mnie zastąpi.- odpowiedziała i wsiadła do swojego auta. - Widzimy się w laboratorium Hemmings.- powiedziała jeszcze nim odjechała.

***

Kilkanaście minut później znalazłem się w cholernie zimnym laboratorium. Lucy już czekała na mnie na korytarzu zaraz przy wejściu.

-Jesteś już.- uśmiechnęła się niemrawo i poprowadziła mnie do swojego gabinetu.

Usiadłem na fotem na fotelu przed jej biurkiem, a ona zajęła swoje miejsce naprzeciwko mnie.

-Lucy ja naprawdę dam sobie jakoś radę.- zacząłem.

-Może i dasz radę, ale jednak mnie i Michael'a niepokoi to jak bardzo się obwiniasz o każde kolejne zabójstwo.- oparła łokcie o blat.

-Nie potrzebuje nianiek.- mruknąłem.

-To jest raczej oczywiste, lecz mimo wszystko wolę byś zrobił cokolwiek co cię zrelaksuje. Kup sobie rybkę, zacznij składać origami, pij melisę...- wymieniała.

-Lucy naprawdę gada mi się super, ale powinienem już się zbierać...- tłumaczyłem się, myśląc o Dianie i kartkach, które muszę jej koniecznie pokazać.

-Co ci tak śpieszno? Umawiasz się z kimś?- zapytała, marszcząc brwi.

-Można tak powiedzieć.- podniosłem się.

-Serio!? Wreszcie sobie kogoś znalazłeś?- zapytała szeroko się, uśmiechając.

-Nie.- przerwałem jej szybko.

-Lucas! Nigdzie nie pójdziesz dopóki nie dowiem się z kim zacząłeś się umawiać.- uderzyła pięścią w biurko.

Zagryzłem wnętrze policzka, odbywając wewnętrzną walkę z moimi myślami. Lucy jest moją dobrą znajomą, więc raczej nie zrobi nic by uprzykrzyć mi życie, dlatego odetchnąłem głęboko i zdecydowałem jej się przyznać do moich odwiedzin w zakładzie psychiatrycznym.

The Lullaby || l.h Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz