Part 4

1K 119 19
                                    

Luke

Tak właściwie to nie wiem co mnie mogło pokusić do posłuchania Michael'a, ale jakby nie patrzeć to innego pomysłu nie miałem, więc właśnie teraz dzięki mojemu drogiemu kolorowemu przyjacielowi stoję pod ogromną, metalową bramą zakładu. Zawsze omijałem to miejsce szerokim łukiem głównie ze względu na strach przed tymi ludźmi, których krzyki było słychać aż tutaj.

-Jak Ashton tam wytrzymuje?- zapytałem sam siebie.

-Normalnie. Kwestia przyzwyczajenia.- usłyszałem głos za moimi plecami.

Odwróciłem się tak szybko i ujrzałem uśmiechniętego od ucha do ucha Irwin'a.

-Widzę, że pan dyrektor jak zwykle punktualny.- powiedziałem sarkastycznie.

-Oj przestań już. Raz przyszedłeś na czas i masz pretensje do innych ciężko, pracujących ludzi.- Ash poklepał mnie po ramieniu.

-A myślisz, że ja ciężko nie pracuję?- uniosłem brew.

-Wiem, wiem. Mike do mnie dzwonił i wyjaśnił mi po co tu jesteś, bo nie obraź się, ale kiedy bełkoczesz załamany przez telefon to cię nie rozumiem.- pokręcił rozbawiony głową i gestem ręki pokazał mi, że mam iść za nim.

-No, ale pierwszy raz mi się coś takiego przytrafiło! Każdy. Każdy bez wyjątku zostawiał po sobie jakiś ślad, a tu nic nie ma. Nic poza kartkami, z fragmentami kołysanki.- dogoniłem go.

-Kołysanki?- zdziwił się.

-Właściwie to czegoś na wzór kołysanki.- odwróciłem się, kiedy zaczął wpisywać kod by otworzyć drzwi, po czym na dźwięk charakterystycznego pikania ponownie zwróciłem się w jego stronę i niepewnie przekroczyłem coś w stylu portalu między tymi dwoma różnymi światami.

Z wyglądu budynek przypominał zwykłe więzienie z typowymi korytarzami pomalowanymi na odcień będący mieszanką zielonego i żółtego, z monitoringiem, ze strażnikami i z "pokojami", które w tym przypadku czasem podobne były do izolatek. Jednak osoby, które tu przebywały zdecydowanie nie były podobne do zwykłych więźniów. Sam nawet nie wiedziałem jak ich określać. Pacjenci? Więźniowie?

-No to czego potrzebujesz?- zapytał Ashton.

-Rozmowy z tobą?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

Ashton zagryzł wargę i poprawił swoje okulary wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

-Chodź.- powiedział krótko i ruszył korytarzem prosto do drzwi, na których widniał napis "DYREKTOR". Wewnątrz było bardzo biało, więc myślałem, że się wścieknę, kiedy mój przyjaciel założył na siebie oczojebnie biały fartuch.

-Chyba powinienem ci coś wyjaśnić.- zaczął opierając się o swój obrotowy fotel. - Ja mogę ci doradzić, wytłumaczyć coś, ale nie pomóc tak jak ty tego oczekujesz. Faktycznie przebywam z osobami chorymi psychicznie, ale sam jestem zdrowy i nie mogę powiedzieć, a nawet sobie wyobrazić tego co się dzieje w głowach takich ludzi.

-Więc jak ty mi chcesz pomóc?- założyłem ręce na klatce piersiowej.

-Mógłbym ci towarzyszyć w trakcie rozmowy z jednym z pacjentów.- wymamrotał.

-Co?!- uniosłem głos.- Ty chcesz bym rozmawiał z nimi! Jak w jakimś pieprzonym "Milczeniu Owiec"*!- zdenerwowałem się.

-Przecież mówię, że będę przy tobie, a poza tym to oni przez cały czas będą pod stałą kontrolą.- uspokajał mnie.

-Nie ma mowy.- pokręciłem głową.

-Jak chcesz.- wzruszył ramionami. - Życzę powodzenia z szukaniem zabójcy.- uśmiechnął się.

The Lullaby || l.h Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz