Rozdział 21

12.5K 748 39
                                    

Draco

- Dobra.. już blisko. Co mówił Snape? Które to miały być drzwi? - zapytałem.
- Matko... nie pamiętam - westchnął Harry. W takiej sytuacji pozostało nam tylko sprawdzić wszystkie pokoje. Co w cale mi się nie podobało i było cholernie niebezpieczne, ale to był jedyny sposób. Wyszliśmy zza rogu do ostatniego odcinka korytarza. Ukazało się troje drzwi, w tym jedne były pilnowane przez dwóch strażników. Chyba wiem , gdzie są maluchy... Odwróciłem się do mojego męża. Jego wzrok powiedzał mi wszystko co chciałem wiedzieć. Improwizujemy.
Podeszliśmy do owych strażników. Spojrzeli na nas podejrzliwie, ale ani drgneli.
- Umm. Czarny Pan kazał nam was zamienić - powiedziałem.
- Ethan ty nie masz prawa nam rozkazywać, wiesz? - powiedział starszy z mężczyzn.
Harry zerknął z niepokojem na mnie, potem na drzwi, a na końcu przełknął i przemówił:
-To rozkaz Pana, więc w tej chwili zabierać stąd tyłki, póki nie wyciągnąłem różdżki - warknął.
- Tak, jest Brus! - skłonili się i pędem odbiegli.
- Mmm... brawo - pochwaliłem chłopaka, na co odpowiedział mi uśmiechem. Powoli weszliśmy do pokoju. Był bardzo długi, a na końcowej ścianie było duże okno i wyjście na balkon. Mdłe światło księżyca wpadało do środka, oświetlając dwie kołyski. Łzy zakręciły mi się w oczach, ale szybko odeszły, gdy zobaczyłem postać stojącą przy łóżeczkach.
Nie wierzyłem własnym oczom, ale wszytkie dowody wskazywały na to, że Blaise Zabini, we własnej osobie, pilnuje snu moich dzieci. Bleise, Ślizgon, mój najlepszy przyjaciel, którego zdrada bolała mnie prawie równie mocno, jak zniknięcie Ajdena i Rose.
- Bleise?
Na dzwięk swojego imienia Zabini odwrócił się do nas przodem. Spojrzał mi w oczy i poczułem, że wie. W jego oczach widziałem strach przed tym co nastąpi oraz gorycz i wstyd za to co zrobił. To on wydał moje skarby Śmierciożercom. Jak on mógł?! Jednego dnia gratulować mi bliźniąt, a drugiego knuć spisek, jak mi je odebrać! To niewybaczalne!
- Draco? Wiem, że to ty... posłuchaj. Wiem jak to wygląda, ale to nie tak jak myślisz. Nie rozumiesz - mówił, ale jego słowa jakby do mnie nie docierały. Moja ręka powoli wędrowała do różdżki. Nie wiedziałem co robie.
- Draco - groźny głos Harry'ego mnie ocucił. Uspokoiłem się odrobine i nadal trzymając ręke na broni podszedłem do niego. Stał obok okna, w blasku księżyca tuląc do siebie maluchy pogrążone we śnie. Położył je w specjalnym koszyczku, zaczarowanym przez Snape'a, a ten po chwili zniknął. Teraz obaj odwróciliśmy się do czarnoskórego. Patrzył na nas błagalnie i co chwila zerkał przez szybę.
- Avada Kadavra! - Te słowa padły błyskawicznie, praktycznie z nikąd. W ostatniej chwili coś zasłoniło Harry'ego, który prawie oberwał. Popatrzyłem na "to coś". Blaise leżał na podłodze i osttnim tchem wyszeptał:
- Prze-praszam... u-u-cie-kaj-cie...
Po tych słowach zamikł i usłyszeliśmy jego ostatnie westchnienie. Nie mogłem w to uwierzyć. Przed paroma minutami sam chciałem go obrzucić najgorszymi klątwami... ale teraz, gdy stało się to nie dałem rady się ruszyć. Harry, który myślałtrzeźwiej ode mnie, złapał moją rękę i pociągnął przez korytarz, a za nami słychać było wykrzykiwane zaklęcia i błysk świateł...

Niechciane małżeństwo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz