DWA

2.3K 111 6
                                    

Zamiast wylądować na kafelka znalazłam się w objęciach niezidentyfikowanego przeze mnie mężczyzny. Lekko zmieszana "wyrwałam" się z uścisku stalowych rąk.
- No zobacz! Wpadła na naszego Niemca! - zażartował Dani za co odrazu dostał po głowie od Busquetsa.
- Przepraszam, nie chciałam - wyjąkałam. Mimo, że było mi okropnie głupio przemogłam się i spojrzałam na piłkarza, który "uratował" mnie przed glebą. Bardzo wysoki, młody, dobrze zbudowany blondyn z idealną fryzurą i niebieskimi tęczówkami. Dopiero wtedy moja głowa przeanalizowała informacje; to nie mógł być nikt inny jak nowy bramkarz o którym tata ciągle nawijał mi przez telefon.
- Dobrze, że na coś innego się nie wpadłaś - poruszył brawami w charakterystyczny sposób. Słysząc jego kretyńską odzywkę ciśnie podskoczyło mi do granic możliwości. Pomyślałam sobie, że powinnam pokazać mu kto tu rządzi. Podeszłam do Neymara i wyrwałam mu butelkę z napojem energetyzującym z ręki. Stanęłam w niedużej odległość od zarozumiałego bramkarza Blaugrany. Odkręciłam butelkę upijając kilka łyków.
- Oh! Gdzie moje maniery! Nazywam się Adriana Enrique. Dla przyjaciół Adri - piłkarze Barcy przyglądali się z zaciekawieniem tak jakby oglądali conajmniej świetne przedstawienie w teatrze. Chcieli show? Nie ma problemu. - A Ty napewno jesteś Marc zarozumiały dupek ter Stegen - uśmiechnęłam się słodko wylewając na chłopaka zawartość butelki. Po szatni zaczęły roznosić się gwizdy. Naciągnęłam okulary na nos i poprawiłam swoje blond włosy. Wychodząc zatrzymałam się przy boku młodego Niemca. Uniosłam się na palcach: - Nie zadzieraj ze mną - wyszłam z pomieszczenia z nosem skierowanym ku górze.
Kiedy tylko dotarłam do domu zostałam "zaatakowana" przez ogromną suczkę rasy doberman. Po dobrym kwadransie zabawy z psiakiem ruszyłam do góry rozpakować torbę i przygotować się na mecz, który miałam obejrzeć z wysokości trybun. Wzięłam szybką kąpiel, wciągnęłam szorty i koszulkę z numerem "11" na plecach.
                                ***
Mecz nie należał do łatwych. Real Madryt jest wymagającym przeciwnikiem znającym swoją wartość. Los Blancos usilnie atakował naszą bramkę, ale ter Stegen dał popis umiejętności. Niech mu będzie, nie jest najgorszy. Wynik końcowy wynosił 2:1 dla Blaugrany po golach Neymara i Leo Messiego, a bramkę honorową dla Królewskich strzelił Benzema. Kiedy tylko Francuz pojawiał się w polu mojego widzenia miałam ochotę zwymiotować. Ilekroć ktoś mnie pytał dlaczego rozstałam się z Karimem kłamałam, że po prostu do siebie nie pasowaliśmy i była to nasza wspólna decyzja. Prawdę znała tylko garstka osób. Po końcowym gwizdku pokierowałam się w stronę szatni. Na moje (nie)szczęście napotkałam po drodze piłkarzy Królewskich. Z grzeczności zamieniłam z każdym pare zdań. Już miała wchodzić do pomieszczenia Blaugrany kiedy zostałam pociągnięta za rękę i "wbita" w drzwi przez napastnika pochodzenia Francuskiego.
- Daj mi ostatnią szanse - twarz Karima przybrała błagalny wyraz.
- Odpieprz się - warknęłam uderzając go wolną ręką w klatkę. Z końca murawy widziałam zbliżająca się w naszym kierunku postać.
- Nigdzie nie znajdziesz takiego jak ja - przejechał palcem po moim poliku. Oczy zaszły mi łzami.
- Wszystko w porządku? - nagle z nikąd pojawił się ter Stegen.
- Jasne - rzucił oschle Francuz odchodząc w kierunku swojej szatni.  Blondyn spojrzał na mnie przenikliwie. Na jego przystojnej twarzy pojawił się dziwny grymas. Kiedy Benzema odszedł poczułam ulgę. Zjechałam plecami po drzwiach siadając na podłodze. Poczułam duże dłonie na swoich kolanach; niepewnie spojrzałam przed siebie.
- Nic Ci nie jest? - zapytał. Pokiwałam przecząco głową. Bramkarz pomógł mi wstać i ruszył w kierunku wyjścia poprawiając sportową torbę wisząca na jego ramieniu.
- Dziękuje Marc - mruknęłam. Blondyn obrócił się w moją stronę.
- Nie ma za co - puścił mi oczko i już go nie było.

One Smile || Marc-André ter Stegen Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz