number seventeen

4.2K 284 59
                                    


Od: Tiffany
Będę za pięć minut


Bardzo cieszę się, że nasze relacje wróciły do normy. Wspólne chodzenie do szkoły jest zawsze ciekawsze od samotnego. Nawet muzyka rozbrzmiewająca w słuchawkach nie stanowi zbyt fajnego towarzystwa.


Złapałam moją torbę i kierując się do korytarza, założyłam buty. O dziwo dzisiejsza pogoda dopisywała, a nawet świeciło słońce, co raczej nie zdarza się w zimie. Dla odmiany postanowiłam założyć trampki. Na ramiona wciągnęłam zimową kurtkę, natomiast szyję oplotłam szalem. Chwyciłam za klamkę i uchylając drzwi, spostrzegłam męską sylwetkę. Listonosz.


- Dzień dobry - obcy, dość młody mężczyzna zaszczycił mnie uśmiechem. - Kwiaty dla pięknej pani - wręczył mi świstek, trzymając w ręku śliczny bukiet. Składał się z białych róż. Moje ulubione.
- A czy to nie jest przypadkiem pomyłka? - zaśmiałam się.
- Emma Colins? - kiwnęłam twierdząco głową. - W takim razie z pewnością nie - puścił mi oczko. - Proszę podpisać tutaj - wskazał palcem, po czym wykonałam daną czynność. - Dziękuję i proszę bardzo - odebrał małą karteczkę i wręczył mi róże. - Do widzenia
- Do widzenia - uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi, cofając w głąb mieszkania. 


Nie powiem, zdziwiłam się. Dostałam prezent, ale z jakiej okazji? Od kogo? Skąd ta osoba miała mój adres? 


Rozchyliłam łodygi róż, w poszukiwaniu jakiegokolwiek liścika, czego niestety nie znalazłam. Zawiedziona wydęłam lekko dolną wargę, a następnie skierowałam się do kuchni. Z drewnianej szafki wyciągnęłam kubek, napełniając go do połowy wodą. Wsadziłam nowy nabytek do środka, po czym opuściłam pomieszczenie, wychodząc z domu. Przekręciłam jeszcze zamek i odwróciłam się w stronę furtki, przy której stała w miarę wysoka, ładnie ubrana brunetka. Podeszłam do niej i przywitałam buziakiem w policzek. 


- Spóźniłaś się - wytknęła mi przyjaciółka. Ruszyłyśmy w stronę szkoły.
- No hej, miłe powitanie! - powiedziałam sarkastycznie.
- Co cię zatrzymało?
- Nie uwierzysz, w sumie dziwna historia - zaśmiałam się na sytuację, która miała miejsce kilka minut temu. Tiffany zachęciła mnie do kontynuowania ruchem głowy. - Kilka minut przed tobą ktoś zapukał do drzwi, otworzyłam, a w drzwiach stał listonosz, który wręczył mi wielki bukiet róż. Nie mam pojęcia, od kogo jest. W środku nie znalazłam żadnej karteczki - wzruszyłam ramionami.
- Omg, masz cichego wielbiciela! - pisnęła.
- Trochę to dziwne
- Ja na twoim miejscu bym się cieszyła - uśmiechnęła się. W odpowiedzi pokiwałam z niedowierzaniem głową. - Już jesteśmy. - odrzekła, ciągnąc mnie w stronę drzwi.


Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłyśmy się przy jakże nieciekawym, szarym, wyglądającym jak więzienie, budynku.

Przekroczyłyśmy wielkie drzwi, kierując się do znienawidzonej sali od fizyki. Tiff prawdopodobnie chciała jeszcze zajść do toalety, ponieważ za trzy minuty miał być dzwonek. Weszłyśmy do małego pomieszczenia, w którym wszystkie lustra zajmowane były przez dziewczyny żyjące makijażem. Zapewne dokładały sobie dziesiąta warstwę pudru, ale nieważne. Przyjaciółka wbiegła do kabiny, a ja zmuszona krótkim przybywaniem w obecności tapeciar, także weszłam do jednej z nich. Załatwiłam swoje potrzeby i zgarnęłam ze sobą brunetkę, która dosłownie przede mną wyszła z toalety.


Równo z dzwonkiem znalazłyśmy się pod klasą z numerkiem 15 i widząc nauczyciela, zmierzającego w naszym kierunku, wraz z innymi uczniami weszłyśmy do środka.

Problem | s.m.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz