- Dziękuję za gościnę... To był dla mnie bardzo przyjemny czas... - Zwróciła się do swojego narzeczonego. - Levi-sama, mam nadzieję, że ty też kiedyś nas odwiedzisz... - Adresat kiwnął twierdząco głową i pomógł dziewczynie wsiąść do karocy, co odezwało się pąsowym rumieńcem z jej strony.
Chłopak jeszcze chwilę patrzył za odjeżdżającym pojazdem, w duchu uśmiechając się, że to już koniec... Szczerze miał dosyć zaborczej narzeczonej, z którą nieszczególnie miał ochotę spędzić resztę swojego długiego życia.
Z ulgą wrócił do swojego pokoju, gdzie czekał na niego tylko brat przytulający się do poduszki.
- Blacisku! Cy tamta dieścinka siobie juś pośła? Juś blacisek jeśt tylko Elenka? - Chłopczyk patrzył na brata z nadzieją w swoich zielonych oczach.
- Tak, już jej nie ma. Teraz będę mógł się bawić tylko z tobą...
^^^***^^^
Czerwcowy Nów - Najgorsza możliwa pora. Pora "Boskiej selekcji". Czas gdy Anioły zstępowały na ziemię. Czas w którym moc wampirów, szczególnie tych czystej krwi, diametralnie spadała. Bariery wokół domów słabły, podczas gdy armia Aniołów rosła w siłę, szykując się do ataku.
Tego roku przybył parę nocy wcześniej niż zwykle, gdy nikt nie spodziewał się ataku.
Wszystkie wampiry wchodzące w skład Elitarnych, w każdej chwili były gotowe do walki z wrogiem, jednak faza księżyca nie ułatwiała im obrony terenów, a tylko ułatwiała skrzydlatym monstrom masakrowanie kolejnych oddziałów.
Potwory zaczęły wdzierać się do mniejszych miast. Przez słabe bariery przechodziły odczuwając jedynie lekkie mrowienie. Mieszkańcy chowali się w piwnicach swoich domów, licząc na to, że "Boska selekcja" ominie właśnie ich rodzinę.
Jednak bestie nie były wybredne. Niszczyły wszystko na swojej drodze, zabijały wampiry, ludzi i zwierzęta. Przebijały swoimi świętymi włóczniami, torując sobie tym samym drogę do Paryża. Gdyby tylko chmury przesłoniły wędrujący po niebie księżyc... Może byłaby jeszcze nadzieja...
Ale wszyscy już się z nią pożegnali. Coroczna rzeź pochłaniała coraz więcej terenów skażając je wodą święconą i czyniąc niedostępnymi dla "pomiotów szatańskich".
Bestie dotarły do obrzeży stolicy, niszcząc mniejsze domy. Jeszcze nie widziały pałacu wznoszącego się kilkaset metrów za przeciwległą granicą miasta... Ale ten czas nie trwał wiecznie.
W końcu wyczuły słabszą barierę. Wykorzystały okazję... Na oczach Levi'a i Erena rozszarpywały domowników... Ale przecież Levi był silny... Czemu nic z tym nie zrobił? W tej chwili dla niego ważniejsze było życie brata, od setki innych istnień.
Coraz ciężej mu było utrzymać niewidoczny klosz oddzielający go od potworów. Powoli tracił siły. Bestie naraz zaatakowały chłopców niszcząc swoimi brońmi pojedynczą barierę jednego "stwora". Każdy kolejny cios świętej włóczni wydawał się starszemu tym ostatnim. Jego ciało paraliżował strach. Nie o siebie. O tego chłopczyka drzemiącego w jego objęciach...
I w tym momencie zdarzył się cud. Przez pierś jednego napastnika przebił się sztylet. Szkarłatna ciecz zabarwiła śnieżnobiałą szatę. Pięć par wrogich oczu zwróciło się do źródła zamieszania.
- Bierz Erena i uciekaj! Piwnica! - Przerażony chłopiec spoglądał chwilę na ojca mocującego się z wrogiem, ale w końcu przełamał się. Pobiegł w stronę wskazanego pomieszczenia. Nie zauważył jednak, że jeden z agresorów podążył za nim...
Levi wbiegł do pomieszczenia i szybko zamknął za sobą drzwi. Zobaczył swoją matkę. Już miał zadać pytanie, ale ona uprzedziła go. Szepnęła mu coś na ucho, posłała ostatni uśmiech i zatrzasnęła masywne wrota.