•Rozdział 11•

149 37 9
                                    

Watykan to cudowne miasto. Wiele starych budowli oraz ciekawa historia tworzą aurę tajemniczości. Nigdy nie sądziłem, że znajdę się tu w takich a nie innych okolicznościach. Jako dziecko marzyłem aby zostać podróżnikiem gdy dorosnę, lecz nigdy nie było czasu na spełnienie tego postanowienia. Podczas wieku nastoletniego buntu rodzice często zabierali mnie na wakacje na tropikalne wyspy abym mógł choć trochę nacieszyć się pięknem tego co niesie ze sobą daleka podróż. Wystukując rytm palcami na kolanie do piosenki lecącej z radia zastanawiałem się co dzieje się z moją przyjaciółką. Minęły prawie trzy tygodnie od jej zniknięcia a my nie dowiedzieliśmy się niczego co by nas do niej zaprowadziło. No może oprócz tej rozmowy, którą mamy odbyć z jej matką. Ashton prowadzący samochód zaparkował pod małą kamieniczką wzniesioną na styl gotycki. Nagle wszelkie rozmowy ucichły i wszystkie pary oczu zwróciły się w kierunku mojej osoby. Oczekują, że coś powiem? Chyba się nie doczekają ups. Nie mam teraz ochoty na rozmowę z tymi błaznami. Otworzyłem drzwi od auta i wyszedłem aby zmierzyć się z problemem. Dzięki jezdzie w małym samochodzie z niewielką przestrzenią na moje długie nogi musiałem chwilę poskakać i robić z siebie kretyna. Ruszyłem w kierunku dębowych drzwi ze srebrną kołatką umiejscowiąną na środku nich. Mój oddech stał się ciężki i zacząłem się denerwować. W końcu to zwykła rozmowa. Co się ze mną dzieje?
-Luke, to nie tu!-zawołał Cal patrząc na mnie jak na idiotę-idziemy do tamtej knajpki na przeciwko.
-Stary daj mi spokój, niby skąd to miałem wiedzieć?
Ruszyłem w stronę małego baru ciskając piorunami z oczu w stronę przyjaciela. Tak na prawdę nie wiem czego się spodziewać. Może mama Grace powie nam co dzieje się z jej córką albo co gorsza kobieta po prostu nie przyjdzie. Wchodząc do baru poczułem woń alkoholu i mocny zapach papierosów, który był tak intensywny, że aż szczypał w oczy. Usiadłem przy długim barze i obserwowałem jak moi przyjaciele  dołączają do mnie. Zamówiłem wodę i wypiłem już połowę zawartości mojej szklanki. Matka Grace nadal się nie pojawiła chociaż Calum powiedział, że mieliśmy się z nią spotkać dwadzieścia minut temu. Gdy dochodziło trzydzieści minut opóźnienia od spotkania podeszła do nas jakaś blondynka i podała mi małą kopertę prosząc abyśmy opuścili lokal. Niechętnie udaliśmy się do wyjścia bo w końcu nasze planowane spotkanie nie odbyło się. Zawiedzony siedząc na masce samochodu przypomniałem sobie o beżowej kopercie od tajemniczej blondynki. Rozerwałem starannie zaklejoną kopertę i wyciągnąłem małą karteczkę.
"20160729 restauracja w hotelu Paradise* 1743
Ps. Uważaj komu ufasz.
D.C".

××××××
Czytasz=gwiazdkujesz, komentujesz

✏Outer Space || Luke HemmingsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz