[:uległy]
Michael
Prychnąłem pod nosem.
- Gdybyś jeszcze nie zauważył, chodzę o kulach - powiedziałem, odkładając brudnopis na stolik nocny. Molly natychmiast wróciła na moje kolana, ocierając uroczo uszko o mój brzuch. Pogłaskałem ją delikatnie, na co kotka zamiauczała słodko.
- I co w związku z tym? - mruknął Hemmings, chodząc po pokoju.
- Mam tam iść i siedzieć? Nie dzięki, nie skorzystam - odpowiedziałem, wracając wzrokiem do Molly, która słodko zasnęła, opierając się na mojej dłoni.
- Możesz się napić, coś zapalić, czegoś spróbować. Może nawet udałoby Ci się jakąś przelecieć - powiedział jak gdyby nigdy nic i oparł się o biurko. - Załóż jakąś kurtkę i idziemy.
- Nigdzie nie idę. - Przez moment utkwiłem wzrok w jego niebieskich oczach. W sumie to były podobne do Molly. - Poza tym w czwartek mam pracę klasową z...
- Przestań być takim kujonem - mruknął, podchodząc do mnie.
- Co tak nagle zależy Ci na tym, abym z tobą poszedł? - spytałem, lekko podirytowany jego zachowaniem. - Od dziecka za sobą nie przepadamy, więc nie rozumiem w czym problem.
- Lucyfer zawsze dotrzymuje obietnic - odpowiedział. Usiadł naprzeciwko mnie i uśmiechnął się. - A tak serio to...
Skupiłem na nim wzrok. Zastanawiając się do czego dąży.
- Po prostu idź ze mną.
Westchnąłem i powoli położyłem Molly na poduszce. Wstałem powoli, biorąc jedną kulę do ręki i ruszyłem w kierunku szafy. Otworzyłem drzwi, a ciuchy natychmiast znalazły się na podłodze. Warknąłem pod nosem i wrzuciłem wszystko z powrotem, przewieszając na ramieniu skórzaną kurtkę.
Odwróciłem się i już miałem zareagować, ale Luke wziął na ręce Molly, która nastroszyła swoje futerko i wbiła pazury w jego rękę.
- Ała Michael! Co ty trzymasz za potwora - warknął, oglądając ranę na nadgarstku.
Molly natychmiast przybiegła do mnie i schowała się za moimi nogami. Szczerze to nawet nie było mi go żal. Należało mu się. Uwielbiam tego kota.
- No już idziemy - miałem ochotę się zaśmiać, ale w ostatniej chwili zagryzłem wargę.
- Tak, tak.
Sam nie wiedziałem, dlaczego zgodziłem się, by iść z nią na tą głupią imprezę. Przystanąłem przed schodami, chcąc przepuścić Luke'a. Jednak on wyciągnął rękę, abym to ja szedł pierwszy. Wywróciłem oczami i powoli schodziłem na dół. W pewnym momencie prawie poleciałem do przodu, ale Hemmings złapał mnie, trzymając dłonie na moich biodrach. Niewątpliwie przestraszyłem się, a moje serce biło niezmiernie szybko. Czułem się co najmniej dziwnie, gdy Luke stał za mną na tyle blisko, bym mógł czuć jego obecność.
- Dz..dzięki - wydusiłem z siebie, czekając, aż mnie puści, jednak nie zrobił tego.
- Już w porządku? - spytał, a ja pokiwałem tylko głową, nie będąc w stanie nic więcej z siebie wydusić.
Dopiero gdy pokonałem wszystkie stopnie, zwolnił uścisk, uśmiechając się do mnie łobuzersko. Wskazałem palcem na kuchnie. Musiałem przecież najpierw zapytać o to moją mamę. Nie czekając nawet na jego reakcję, wszedłem do pomieszczenia.
- Mamo, idę z Luke'm na...
- Do kina - przerwał mi Luke, a moja rodzicielka natychmiast zmarszczyła brwi. - Dziś jest seans filmów historycznych, z których Michael będzie musiał napisać referat na dodatkową ocenę. Postanowiłem, że wybiorę się tam z nim.
Popatrzyłem na Luke'a jak na idiotę. Nigdy wcześniej nie okłamałem własnej mamy. Chociaż wciąż nie powiedziałem jej o zbitej szybce w telefonie.
- Bardzo miło z twojej strony Luke - uśmiechnęła się moja mama. Nie sądziłem, ze tak szybko da się nabrać. - Liz, twój syn jest taki koleżeński.
Wyszedłem z kuchni. Nawet nie miałem zamiaru słuchać tego, jaki to Luke nie był. Przecież to taki grzeczny chłopiec. To skarb mieć takiego syna. Oh Liz, gdybyś ty tylko wiedziała, co naprawdę robi twój synuś.
Nawet nie zauważyłem, kiedy Luke stał już obok mnie.
- Idziemy? - spytał, otwierając mi drzwi.
Wyszedłem na zewnątrz, a gdy tylko znaleźliśmy się w bezpiecznej odległości od domu, szturchnąłem go kulą w nogę. Zdarzył się odsunąć, bo celowałem w jego krocze.
- Nie zachowuj się, jakbym był niepełnosprawny - warknąłem, idąc przed siebie. Nie potrzebowałem jego pomocy, a już na pewno nie takiej. Zatrzymałem się, gdy zauważyłem, że Luke wciąż stał na chodniku. Odwróciłem się. - Dlaczego nie idziesz?
- Bo jedziemy moim samochodem - zaśmiał się, a ja niechętnie ruszyłem w jego stronę.
Całą drogę do jego samochodu nie odzywaliśmy się do siebie, co było mi jak najbardziej na rękę. Nie wiedziałem, co strzeliło mi do głowy, by poprosić go o taką głupotę. Wsiadłem do samochodu.
*
Byłem w nieklimatyzowanym pomieszczeniu już od kilku godzin. Siedziałem na kanapie, starając się nie patrzeć na obściskującą się obok mnie parę. Hemmings zniknął mi już na samym początku i byłem cholernie na niego zły, że mnie tutaj w ogóle zabrał. Dochodziła północ, a ja stawałem się coraz bardziej senny.
- Jak się bawisz? - spytał Luke, siadając obok mnie z drinkiem w ręce.
- Nijak. Jak masz zamiar wrócić do domu? - spytałem, wskazując palcem na naczynie w jego dłoni.
- Wracamy na pieszo - powiedział uśmiechając się. - Zaraz przyniosę drinka dla ciebie.
Nie zdążyłem go powstrzymać, bo nawet nie wiem, kiedy ponownie zniknął mi z pola widzenia. Westchnąłem opierając podbródek na dłoni. Nie licząc poprzedniej dyskoteki szkolnej, na której jakiś pajac podstawił mi nogę, to była moja pierwsza w życiu impreza. I szczerze mówiąc nie żałowałem, że nigdy wcześniej nie korzystałem z tej formy rozrywki. Nie kręciło mnie imprezowanie, picie i wszystkiego tego typu rzeczy. Sto razy bardziej wolałbym leżeć teraz na moim łóżku z Molly na moim brzuchu, ucząc się na konkurs przedmiotowy z biologii.
- Proszę bardzo - powiedział Hemmings, podając mi drinka.
Para, która jeszcze przed chwilą się obściskiwała, na widok Luke'a ustąpiła dla niego miejsca, jakby był jakimś bogiem. Popatrzyłem na niego i na naczynie w mojej dłoni. Blondyn posłał mi ufne spojrzenie, a ja niechętnie przechyliłem szklankę. Skrzywiłem się lekko.
- Jesteś uroczy.
- Tsaaa, a ty za dużo wypiłeś - skomentowałem, odkładając naczynie na stolik.
- To mój drugi i nawet przed nim chciałem Ci powiedzieć, że jesteś uroczy.
Uniosłem na niego wzrok i dopiero wtedy zorientowałem się, jak blisko siebie jesteśmy. Na własnych ustach czułem jego oddech, pachniał alkoholem i nikotyną. Niezbyt przyjemna mieszanka. Patrzyliśmy się tak na siebie jeszcze przez chwilę, a gdy przysunął się jeszcze bliżej mnie, tak, że dzieliły nas milimetry, odepchnąłem go od siebie.
- Wracam do domu. Już późno - powiedziałem, biorąc kule do ręki.
***
michael to taka ciota w tym ff, ale kocham go jako taką uroczą ciotę, cri xxx
pierwszy komentarz = dedykacja kolejnego rozdziału
#WBMKff
skymichael
CZYTASZ
» wanna be my kitty? | muke ✔️
Fanfiction» Kochanie, Ty palisz? » Czy palę? Palę okazyjnie papierosa, a ty spalasz moje serce każdego pieprzonego dnia. » Na pierwszy rzut oka jest to coś typowego, bo co nadzwyczajnego może się dziać w liceum? Oceniamy ludzi na podstawie kostiumów i mase...