Rozdział czternasty

2.7K 171 8
                                    


       Co bym mogła rzec? Ach tak, skończyło się tak samo jak poprzedniej nocy, no może trochę inaczej. Tym razem reszta bardzo szybko się upiła, być może wpływ na nich miało zbyt długie przebywanie na słońcu albo alkohol z poprzedniego dnia. Sama już do końca nie wiem, ale jestem pewna jednej rzeczy. Zdecydowanie miałam już dość tych potajemnych ucieczek, buziaków czy też dotykania. Nie powiem, nie przeszkadzały mi one, jednak jak można się tym cieszyć? Absolutnie nie rozumiem mojego zachowania, wręcz pożądania. Jednak Jay ma to coś w sobie, co cholernie mnie przyciąga. Miłością tego nazwać nie można, ale jak inaczej? Zauroczeniem? Sama już nie wiem. Wiem, że nigdy tak bardzo nie pragnęłam być blisko drugiej osoby. 
Miejsce nad jeziorem stało się chyba naszym ulubionym. Takie przynajmniej mam wrażenie, ponieważ znów tu jesteśmy. Tym razem, gdy wszyscy udali się już do łóżek, wybraliśmy inną opcję. Mimo zmęczenia, które i o mnie nie zapomniało, nie przeszkadzała mi świadomość leżenia pod gołym niebem u jego boku. 
Czuję jak jego mały palec dotyka mojego, uśmiecham się sama do siebie gdy wiem, że na mnie patrzy. Mimo tego nie odrywam wzroku od gwiazd na niebie, tylko delikatnie chwytam go za dłoń.
- Widzę, że gwiazdy są ciekawsze ode mnie - składa mi malutkiego całusa w policzek.
- A może po prostu chcę pokazać ci, że można z dziewczynami robić zupełnie inne rzeczy? - delikatny lecz zadziorny uśmieszek wkrada mi się na usta.
- To chyba coś nowego i ekstremalnego jak dla mnie. A więc? - spogląda również w niebo. - Co tam ciekawego widzisz? Jestem bardzo ciekawy. 
- Nic a nic, po prostu - milknę na chwilę, by zastanowić się nad tym co mam zamiar powiedzieć. - Zawsze gdy nie mogłam spać, szłam do pokoju mojego brata i wychodziłam na jego balkon by popatrzeć w niebo. Zawsze dziwił mnie fakt, że on nigdy nie był na mnie o to zły, tylko brał koc i siadał razem ze mną. A ja wtedy kładłam głowę na jego ramieniu i zaczynałam liczyć gwiazdy, aż zasnęłam - na myśl o tym wspomnieniu czuję napływające do oczu łzy. Mrugam kilka razy do momentu aż znikają. - Za każdym razem gdy się budziłam leżałam już w swoim łóżku, a on spał na fotelu. Jednak po jego śmierci nie było już tak samo - tym razem kilka łez spłynęło mi po policzku. Nie umknęło to uwadze Jaya, ponieważ wytarł je swym kciukiem. 
- Przepraszam, że spytam - patrzy mi prosto w oczy. - Mówiłaś, że złożyłaś obietnicę bratu, to jego miałaś na myśli? - potwierdzam lekkim skinieniem głowy. - Co mu się stało?
Wiele osób pytało mnie o to, jednak ja nigdy nie byłam w stanie wydusić z siebie nic innego prócz "Zginął". Tak było lepiej dla mnie i dla nich. Nie chciałam o tym z nikim rozmawiać, ponieważ sprawiło mi to ogromny ból i tęsknotę. Nawet psycholog nigdy nie usłyszał innych słów. Jednak tym razem słysząc to pytanie z ust Jaya jest inaczej, chcę, by poznał całą historię. 
- Oli, to znaczy, Oliver, w dniu swoich dwudziestych urodzin oświadczył, że chce być taki jak dziadek. Więc - zerkam na Jaya, który teraz położył swą głowę na moim ramieniu i słucha mnie uważnie. - Zaciągnął się do wojska na służbę. Moim rodzicom nie spodobał się jego pomysł, jednak ja go za to podziwiałam jeszcze bardziej. Pierwsze miesiące rozłąki okazały się dla mnie bardzo trudne, przez co każdego dnia po szkole wpatrywałam się z utęsknieniem w okno, z nadzieją, że go zobaczę. A gdy wracał na przepustkę spędzał każdy wolną chwilę ze mną. Słuchałam uważnie każdej jego historii i przeżywałam ją razem z nim. Z czasem jego powroty na służbę stawały się łatwiejsze. Jednak pewnego razu było inaczej - kolejne łzy zaczęły spływać po  moich policzkach, jednak pozwoliłam im na to. - Oli spytał się mnie, czy mu coś obiecam. Oczywiście, że zgodziłam się na to, mimo tego, że pierwszy raz kazał mi coś obiecać. Tym czymś było spełnienie jego jednego marzenia, o którym już Ci wspomniałam. Tak więc jakiś miesiąc po jego wyjeździe, pewnego ranka obudziłam się z krzykiem. Cały dzień miałam wtedy dziwne przeczucie, że coś się stało, że mu coś się stało. Nic mnie nie cieszyło, a nawet pogoda za oknem była koszmarna. Tego samego dnia, tylko, że wieczorem siedziałam na jego łóżku i wpatrywałam się w list, który mi wysłał. Nagle usłyszałam krzyk ojca, bym zeszła na dół i szloch mamy. Wiedziałam, co to oznaczało. Czym prędzej popędziłam do nich, a gdy znalazłam się już na dole, w drzwiach zobaczyłam dwóch żołnierzy, ubranych elegancko z listem. Mama od razu wzięła mnie w swe ramiona i cicho powiedziała "Olivera już nie ma Kim, odszedł." Słysząc to popadłam w jeszcze większy płacz niż ona.  Kilka dni po tym dowiedzieliśmy się, że zostanie pośmiertnie oznaczony medalem zwanym "Brązowa Gwiazda" przyznawanym za odwagę w obliczu nieprzyjaciela i bohaterstwo, oraz to, że poświęcił swoje życie ratując swojego towarzysza - poczułam ulgę, gdy to wszystko powiedziałam, jakbym zdjęła kamień z serca, który ciążył na nim przez ten cały czas.  Łzy przestały lecieć wraz z ostatnim słowem. Nigdy również nie szukałam tego drugiego żołnierza, za którego mój brat oddał życie. Bałam się, że jeśli go odnajdę załamię się od nowa.
Zerkam na Jaya, który przez ten cały czas uważnie mnie słuchał i nie przerywał. Jego oddech jest szybszy, a wyraz jego twarzy niezrozumiały. Jakby całą historię przeżywał ze mną, a przecież tak nie jest. Spoglądam w jego oczy, po czym go przytulam bez słowa, a on odwzajemnia ten gest z maleńkim westchnieniem. 
- Przykro mi Kim - szepcze mi do ucha, tak cicho, że ledwie to usłyszałam.

Nigdy nie wiesz dokąd doprowadzi Cię Twój wybór.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz