- Chłopaki - krzyknął Scott do reszty. Przepraszam ale dziś poradzicie sobie beze mnie. Pilnie muszę coś załatwić.
- Diana czy on Ci coś wcześniej zrobił - zwrócił się do mnie ponownie.
-Oh.. - z oczu popłynęła mi pojedyncza łza którą niemal natychmiast otarł swoimi kciukiem z mojego policzka.
-Mi możesz zaufać.- Wczoraj po naszym spotkaniu siedziałam na balkonie. Nieszczęśliwym trafem jego balkon znajduje się obok mojego. I on też był na swoim balkonie, zaczął do mnie zagadywać, zbliżał się a ja niczego nieświadoma siedziałam dalej. W końcu był na tyle blisko, żeby nachalnie dobrać się do moich ust. Odepchnęłam go natychmiast i odruchowo dałam mu w twarz, wiedziałam, że będą z tego problemy. Był u mnie rano. Przyszedł do mojego ojca, nie wiem czego od niego chciał. Dlatego zjawiłam się u ciebie tak wcześnie. Bałam się i nadal się boje. Co jeśli przeze mnie będziesz miał problemy?
- Nie pozwolę mu cię nawet dotknąć, nie ważne z jakimi konsekwencjami będzie się to wiązało.
- Dziękuje.. - wychlipałam przez łzy. Scott widząc to przytulił mnie mocno. Przy nim czułam się bezpieczna.-Już lepiej?
- O wiele, ale nadal się martwię.
- Wszystko się ułoży. Będę z tobą mimo wszystko.- To bardzo wiele dla mnie znaczy.
- Tak wiem, nie zawiodę Cię. A teraz chodźmy, bo nasze popołudniowe plany czekają. - Chwycił mnie za rękę i ruszyliśmy, jak się później okazało do lodziarni.
- Więc na jakie lody masz ochotę - Spytał dwuznacznie podnosząc jedną z brwi
- Waniliowo-orzechowe z polewą czekoladową.
- Żartujesz prawda? - zaśmiał się- Nie, niby dlaczego?
- Dlatego, że to moje ulubione.
- Ah, jaki ten świat jest mały. Poznaliśmy się przypadkiem a tyle nas łączy.- powiedziałam ironicznie wybuchając przy tym śmiechem
*****************************Po zamówieniu i odebraniu naszych lodów, ruszyliśmy do parku. Pierwsze co wpadło mi w oczy to oczko wodne i mała ławeczka na przeciw niego.
-To tu? - spytałam
-Nie.. zamknij oczy i nie podglądaj - powiedział prowadząc mnie, a pięć minut później wylądowaliśmy na polanie otoczonej drzewami zobaczyłam leżący na "puszystej" trawie koc z koszem piknikowym oraz bukiecik z różowych goździków. Tylko skąd on wiedział, że wprost kocham te kwiaty? pewnie to zwykły zbieg okoliczności.
- Scott, ty wariacie! Jak tu pięknie!
- Cieszę się, że ci się podoba.
=============================================No i mamy 5 rozdział jestem z niego w miarę zadowolona. A wy co o nim sądzicie? :)
CZYTASZ
Płacz na skrzyżowaniu.
RastgeleJedno pytanie wciąż nie dawało mi spokoju. Nie mogłam się skupić na klasówce którą aktualnie miałam przed nosem. Dlaczego to akurat ja a nie ktoś inny? No i proszę Profesor Carter zabrał mi kartkę..