Capítulo 3

1K 66 2
                                    


Do mojej głowy powróciły najczarniejsze, najgorsze wspomnienia, które wydarzyły się w moim życiu. Za wszelką cenę chciałam się ich pozbyć, ale chyba będę musiała żyć w ich cieniu. Czułam się jak w jakimś letargu. Ten ból, pustka, chęć zakończenia tego cierpienia. Dzień w którym miałam spotkać ważną dla mnie osobę okazał się być zamachem na moje szczęście. To wszystko miało być ratunkiem na moje rany, a jedynie zostały rozdrapane i posypane solą.

-Ja, ja nie chcę o tym mówić. Ja chce o tym zapomnieć, tak cholernie mocno chcę o tym zapomnieć.

-Możesz mi zaufać. Przecież mnie znasz.-spojrzałam na niego jak na idiotę. Serio?

-Nic o tobie nie wiem. Jestem Neymarzete, ale ty masz dwie twarze. Świetny piłkarz, tak mówią o tobie media. Nie znam cię prywatnie, więc jak miałabym ci zaufać? Zresztą nawet gdybym miała przyjaciółkę, psychologa, czy psa, to bym im o tym nie powiedziała.

-Dobrze, przyjdzie na to czas. Jeszcze zdobędę twoje zaufanie. Obiecuję ci.

**************************************************************************

Z Neymarem jeszcze długo rozmawialiśmy. Przeprosił mnie za ten wypadek i zaprosił na jutrzejszy trening. Na początku nie chciałam się zgodzić no bo co? Mam się wpychać na chama? Jednak gdy zdałam sobie sprawę że Ney jest w stanie wyciągnąć mnie tam siłą, zmieniłam zdanie. Właśnie zadzwonił dzwonek do drzwi.

-Otwarte!!!-kiedyś stracę głos.

-Hej! Gotowa? No to możemy jechać.

-O, Neymar! Mi też miło cię widzieć. Wszystko dobrze, a u ciebie? No, to możemy już jechać.-zaczęłam ironizować. Muszę dać mu parę lekcji kultury... Ciekawe czy są do tego jakieś podręczniki... ?

-Turlałbym się ze śmiechu gdybym miał czas, ale trening jest o 9:00, a jest 8:55.

-Co?! Ile ty masz lat człowieku?

-Z tego co mi wiadomo to 24.

-Och, nie czas na żarty. Jedziemy!-zarządziłam.

-Dobrze mamo!-ugh!!! On w rzeczywistości jest mega wkurzający, ale i tak go lovciam. W końcu jestem Neymarzete! My wszystkie jesteśmy nieuleczalnie chore, ale ta choroba nazywa się Neymar i nie wiem jak Wy ale ja chcę na nią chorować...

Po dziesięciu minutach byliśmy już pod Camp Nou. Spóźniliśmy się. Nie moja wina. This is the life! Raz pod wozem, raz nad wozem, a raz spóźniasz się na trening, normalka!

-Poczekaj na mnie na trybunach.-obdarzył mnie tym swoim uśmiechem, że aż mi się nogi ugieły. Co się ze mną dzieje?

-Okej.-weszłam na trybuny. Gdy usiadłam... To co ujrzałam... Tego po prostu nie da się opisać... Camp Nou na żywo! Pewnie mnie wyśmiejecie, ale wzruszyłam się, by po chwili poczuć na policzku słoną ciecz. No, błagam! Ten tusz na moich rzęsach nie jest wodoodporny! Otarłam szybko pojedynczą łzę.

-Pierwszy raz tu?-spytał mnie Luis Enrique. Byłam w szoku,ale po chwili odpowiedziałam

-Tak, jest tu tak, tak pięknie... Nie mogę się napatrzeć.-Pawlicka, masz się natychmiast ogarnąć i przestać się jąkać!

-Wierz mi lub nie, ale gdy pierwszy raz tu byłem chciałem przykuć się łańcuchem do krzesełek. Był wtedy ze mnie dzieciak i przeżywałem to podwójnie.-w odpowiedzi obdarzyłam go jedynie uśmiechem, gdyż na murawę weszli piłkarze, czytaj moje misie kochane. Zawsze wyobrażałam sobie że oni na trening wchodzą gęsiego, czy w jakimś szeregu a oni wbiegli, przepychając się. Nie wspomnę już o tym, że Pique gryzł Iniestę w rękę.

-Wy głupki najdroższe, na początek pięć kółeczek ty Pique za karę dziesięć i tak samo ty Neymar za spóźnienie. Dalej!

-Wujcio, no ale za co?!-zaczęły skamleć urwisy.

-Za miłość do ojczyzny!-zaśmiał się. Ej, to mój tekst! Hm, po polsku to lepiej brzmi...

Po treningu Neymar wszystkim mnie przedstawił. To naprawdę świetni ludzie, bije od nich ta dobra energia. Nie znają cię, ale traktują jak własną rodzinę. Właśnie podjechaliśmy pod mój dom.

-Wejdziesz na chwilę?-nie oceniajcie mnie. Na początku miałam pomysł, żeby zaprosić go na herbatę, ale to zabrzmiało by jeszcze gorzej.

-Z miłą chęcią.-znowu ten uśmiech! You Kill Me Ney!!!

Poszłam do kuchni i gdy już miałam brać sok z lodówki zostałam brutalnie przyparta do ściany. To Neymar! Nie idiotko! Włamywacz! Jego wargi spoczęły na moich aby po chwili poruszać się w tylko nam znanym tempie.

Teraz zostaje mi tylko opcja utopienia smutków w alkoholu, bo Neymar zaraz po pocałunku wybiegł bez słowa wyjaśnienia i odjechał z piskiem opon.

*************************************************************

Przepraszam za wszystkie błędy, jutro postaram się je poprawić :)

Wszystkie drogi prowadzą do Barcelony KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz