Capitulo 17

571 41 6
                                    

- Widzę, żę nie źle się bawisz co ? - ta ironia...

- A nie widzisz? Bawię się fantastycznie tak jak ty, mam przeliterować? - odpowiedziałam z przekąsem

- Hah - uśmiechnął się wgapiając się w chodnik. - Nie rozpaczasz już po naszym jakże nie udanym związku? - i wracamy do starej gry. Czuję się trochę jak ci aktorzy w Modzie na sukces. Jeżeli oczywiście wiecie o co mi chodzi. Kolejny bez sensowny odcinek.

- W ogóle byliśmy w związku? Nawet jeśli to co, spodziewałeś się, że będę siedzieć w domu w habicie i ryczeć 24/7 oraz zmawiać modły do boga żebyś do mnie wrócił ? Nie widzę takiej potrzeby ty też jej z resztą nie widzisz. Dopiero teraz zauważyłam,ż że zostaliśmy tutaj sami.

-No może nie teraz ale najwidoczniej od początku nie byliśmy dla siebie stworzeni i po prostu to było marnowanie czasu - tak uważa?

Oh czyli wszystko co było wcześniej, wszystko co mówił było fikcją? Aha, okej, spoko. Nie no fajnie wiedzieć.

- Wszystko co mówiłeś mi wtedy, to co przeżyliśmy, to jak mi wyznałeś miłość się nie liczy i mamy to puścić w nie pamięć jakby nigdy się nie wydarzyło? - zapytałam i już czułam jak łzy napływają mi do oczu. Mimo, że ktoś cię zranił, a ty chcesz o tej osobie zapomnięć to nie uda ci się zapomnieć o wspólnych przeżyciach.

- Martina sama widzisz, że to nie ma sensu - spojrzał mi w oczy ale odwróciłam głowę. Nie chciałam pokazać mu, że cierpię, że jego słowa bolą i to cholernie.

- Nie chce z tobą być! Nie chodzi mi o ponowny związek tylko o to czy mnie kochałeś czy się bawiłeś ? - wyrzuciłam mu prosto w twarz. Zachowywał się jakby nie słyszał mojego pytania, nie jestem idiotkom chce chociaż znać prawdę, a on patrzy na chodnik po drugiej stronie ulicy.

- Odpowiedz do cholery! Spójrz mi w oczy i powiedz, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochałeś i tylko się bawiłeś!

- Dobra! Bawiłem się... - powiedział nie patrząc na mnie i tak po prostu odszedł i zostawił mnie bijącą się z myślami.

Na dworze zaczynało się robić coraz jaśniej, a z butami w ręce włóczyłam się po mieście by w końcu trafić domu. Pomijając ból psychiczny i zmęczenie to myślałam, że będzie gorzej. I było gorzej cały boży dzień męczył mnie kac ale taki, że ma się ochotę umrzeć.

Moje życie było bezsensu. Mój ex i ja oraz nasz nie udany związek. Brak pracy i środków na utrzymanie. Przyjechałam do Barcelony żeby urozmaicić swoje nudne życie. Mhm właśnie widzę jak je świetnie urozmaiciłam. Nie wrócę do domu do Polski. Rodzice by mnie chyba wyśmiali i przywitali ironicznym tekstem " Co, Barcelońska przygoda nie wypaliła? ". Po moim trupie. Tak się zastanawiając to nie mam po co żyć. Przyjaciół też nie mam. Anto i Shak szybko o mnie zapomną. W Polsce też ich nie miałam. Nie zastanawiając się dłużej sięgnęłam po alkohol. O kacu zapomniałam już, siedziałam na podłodze w salonie, w rozmazanym od płaczu makijażu.

Kilka godzin później wokoło walały się puste butelki i naszła mnie myśl skończenia tego wszystkiego. Chwiejącym krokiem podążałam po domu w poszukiwaniu czegoś ostrego. Przeszukiwałam każdą szafkę by w kuchni  znaleść coś idealnego. Zimny, srebrny i ostry przedmiot. Nóż. Usiadłam na chłodnych kafelkach i zaczęłam przyglądać się mu. Słyszałam, że mój telefon dzwoni ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Zdałam sobie sprawę, że nawet nikt się mną nie zainteresuje. A co najlepsze nawet nikt mi pogrzebu nie zorganizuje co za ironia losu hahaha. Zdecydowana co zrobić podwinęłam koronkowy rękaw mojej sukienki i spojrzałam na swój nadgarstek. Podjęłam decyzję, przyłożyłam nóż do ręki i gdy chciałam już pociągnąć nim po skórze zobaczyłam w drzwiach zamazaną postać coś krzyczącą do mnie.

- Martina co ty wyprawiasz?! Zgłupiałaś?! - to on.

Wszystkie drogi prowadzą do Barcelony KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz