Capitulo 10

588 40 7
                                    

Otworzyłam powieki i rozejrzałam się wokół. Byłam w sali szpitalnej, rozpoznałam to od razu. Białe ściany i wszystko jak ostatnio. Tylko Ney'a brak. Chwila moment. Przecież on mnie tak wczoraj potraktował... Jednak mi go nie brak. Do sali wszedł już znany mi i wam pewnie też doktorek.

 Do sali wszedł już znany mi i wam pewnie też doktorek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Witam panią Martine... Znowu. Tym razem mamy kłopocik i nie ma on na imię "Neymar". Zrobiliśmy pani wszystkie możliwe badania-fajnie wiedzieć-no i...

-No i co?

-No i ma pani-na pewno cukrzycę miałam wylew, a umrę na raka-anemię. 

- A jak już pan tak dobrze mnie zbadał no to co? Witaminki i do domciu?!

-No właśnie z wypisem przyszłem.

Kiedy gościu w białym kitlu wreszcie wyszedł z sali, wbiegł po nim Mesjasz. To brzmi trochę jak fragment pewnej piosenki.

* '' Men in white coats, coats, getting so close, close

Saying my prayers, don't take me back there '' 

-Martina co ci jest? Jak to się stało? Ty żyjesz?

-Nie, wiewiórki mnie zjadły. Mam tylko anemię. A tak w ogóle to jak się tu znalazłam? Pamiętam tylko tyle, że szłam, szłam i zdechłam.

-Anto wysłała mnie, żebym poszedł twoimi śladami.-co za detektyw-No i zobaczyłem jak taplasz się w błocie, myślałem, że chcesz się odstresować czy co ale się nie ruszałaś. Byłaś jak trup więc cię tu przywiozłem. No to tyle.

-Okej ale... Jesteś tu sam?

-Oczywiście, że zadzwoniłem po resztę!-i w tym momencie wszyscy z buta wbili do sali. 

-Martina co ci?

-Wszystko okej?

-Żyjesz mała?

-Kochanie co się się stało?

-Cieszę się nie z miernie, że wszyscy tutaj tak przyszliście ale z łaski swojej wszystko Le Łoś wam opowie, a teraz proszę wyjdźcie bo chciałabym się ubrać bo mam przepustkę na wolność - powiedziałam i pomachałam im białym kwitkiem.

Mesiasz i Anto odwieźli mnie do mojego domu. A chwila, moment. Do jego dom. No tak. Otworzyłam drzwi, a klucze rzuciłam na szafkę. Weszłam do salonu i zobaczyłam Neymara kompletnie zalanego w cztery dupy, a na dodatek liżącego się z jakąś flądrą z plaży. Byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli mojej obecności. Odchrząknęłam.

-Ekhm, może podam wam kawy lub herbaty? - spytałam ironicznie.

- Co ty tu robisz? - co za debil

- E mieszkam? bo sprzedałeś mój dom ale widzę, że procesor ci się przegrzał i nie pamiętasz. - przewróciłam oczami.

- Ach, no tak. A co do kawy i herbaty, to mogłabyś. - krzyknął gdy wchodziłam na schody.

- Chyba cię z lekka pojebało - powiedziałam i popukałam się w czoło.

-Kretyn - mruknęłam pod nosem. Zaraz po przekroczeniu progu sypialni trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się z płaczem na łóżko. Zaczynam myśleć, że ta Barcelona to był jeden, wielki błąd. Zachciało mi się przygody życia, a tatuś mówił, że chyba zgłupiałam. Chyba miał rację.

Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej. Nie, nie mogę pozwolić by jakiś pizdokleszcz zniszczył wszystko co mam. Rzuciłam się biegiem po schodach. Wpadłam z hukiem ponownie do salonu. Chwyciłam tą wywłokę za kłaki i wyjebałam za drzwi. Brazylijczyk był zdezorientowany i nie bardzo rozumował co się dzieje. Wróciłam po ostatnie rzeczy tej debilki. Otworzyłam okno pod którym już była. Wyciągnęłam z torebki jej telefon i wyrzuciłam jej na podjazd. A pozostałe odpadki pływały już w basenie. Niech nurkuje po nie, jej kilo gładzi szpachlowej na twarzy idealnie nada się na maskę tlenową. Chłopak nadal siedział na kanapie nie kontaktując. Stanęłam przed nim, a on powstał wręcz zmartwychwstał ze śmierci klinicznej. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Przypomniałam sobie wszystkie spędzone razem chwile, te dobre i te złe. Nie wytrzymałam, łzy lały się po moich polikach. Nie zastanawiając się wzięłam mocny zamach i spoliczkowałam jeszcze nie dawno mojego chłopaka. Wpadłam w histerię i zaczęłam walić go pięściami po klatce piersiowej. On jedynie złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie w silnym uścisku. Chciałam mu się wyrwać ale na daremno...

 Chciałam mu się wyrwać ale na daremno

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

* Little Mix - Madhouse

" Mężczyźni w białych kitlach, kitlach, są tak blisko, blisko

Zmawiam modlitwy, nie zabierajcie mnie tam "

W odpowiedzi na komentarz powiedziałam, że rozdział będzie jeszcze w tym tygodniu i ta dam! Mam nadzieje, że Wam się podobało już niedługo maratonik! Miłych wakacji i do następnego buziaczki :*



Wszystkie drogi prowadzą do Barcelony KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz