Capítulo 7

754 51 2
                                    

- I tak nie po... - nie dokończyłam bo ktoś wpadł pomiędzy nas...

Przez chwilę byłam w jakby amoku. Nie miałam pojęcia dlaczego ten natręt, któremu miałam wygarnąć niezłym tekstem, leży na podłodze, a nad nim góruje Neymar, okładający go pięściami... Chwila. Co?!

-Neymar, zostaw go!-zaczęłam krzyczeć na cały głos, będąc w panice. W jednej chwili tętniąca życiem restauracja opustoszała. Chłopcy zamienili się miejscami. Wcześniej byłam spanikowana, tak? Teraz dostałam palpitacji serca. Bądź arytmii. Nie znam się na tym. Próbowałam ich rozdzielić i zdjąć nieznajomego z mojego przyjaciela ale to na nic. Ten dupek mnie odepchnął przez co upadłam na ziemię i z głośnym hukiem uderzyłam głową w bar. Poczułam przeszywający ból w plecach i nie tylko... Chwyciłam się ręką za tył głowy i z zaskoczeniem zdałam sobie sprawę, że jest cała we krwi. Spojrzałam na Neymara. Jego kości szczęki były wyraźnie uwydatnione, a oczy przybrały czarną barwę. Dosłownie, czarną jak heban. Patrzył na moją rękę, ociekającą kroplami krwi. Nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy ale wiedziałam co się teraz wydarzy... Momentalnie role się odwróciły. Miałam wrażenie, że Ney go zabije... Do restauracji wbiegła ochrona. Teraz?! Dopiero kurwa teraz?! Ochroniarze rozdzielili ich jak najszybciej umieli.

Ochrona została przekupiona przez Neymara, no tak, więc nie było problemów i mogliśmy już jechać do domu. Właśnie jechaliśmy do mnie. W samochodzie panowała cisza. Jak ja się jutro w pracy wytłumaczę? O ile jeszcze tam pracuję...

-Możesz mi wytłumaczyć po co ta cała szopka?!-W końcu nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć. Nie chciałam wybuchnąć ale nie udało mi się. Czasem tak mamy, że gdy w jednej chwili wiele spada nam na głowę, po prostu dajemy się ponieść emocjom. Mówimy wtedy wiele negatywnych słów, które ranią ale pamiętajmy, że to tylko puste słowa rzucone na wiatr i choć czasem rozrywają najgłębsze rany to są tylko wybrykiem naszych uczuć. W rzeczywistości tak wcale nie myślimy.

Milczał. Dwie minuty milczał gdy ja czekałam na wyjaśnienia, które mi się należały. Bo się należały, tak??

-Nie wiem jak ci to wytłumaczyć Martina. Gdy zobaczyłem jak całujesz się z tym...-Że co proszę?!

-Chyba gdy był mały wypadł rodzicom z betoniarki...-Zaczęłam mówić po polsku sama do siebie ale ups... Powiedziałam to na głos.

-Co? Nie rozumiem...

-Nic, nic. Neymar ja się z nim nie całowałam!

-To co to miało znaczyć? Czemu byłaś tak blisko niego?!-Zaczął pod koniec mówić podniesionym głosem. Czy ja mu się muszę tłumaczyć? Jest moim przyjacielem i tyle ale wiem, że mogę na niego liczyć i wiem co ja bym czuła na jego miejscu...

-Był natrętny. Chciał mój numer telefonu, a ja chciałam mu po prostu powiedzieć, że i tak nie porucha! Czemu z ciebie taki kołek i w ogóle to co cię to gówno obchodzi?! Moje życie, moja sprawa i moje konto w banku! Cofam konto w banku!

-Cokolwiek z nim robiłaś gdy was zobaczyłem, byłem... Byłem po prostu zazdrosny. Wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi ale czuję, że po między nami jest ta chemia, ten pierwiastek, ten atom! Nie wiem nie byłem dobry z chemii! I z fizyki...biologii...matmy...geografii... Ale to nie ważne tak?! Czy mogłabyś dać mi, nam szansą na związek? Proszę, Martina to...-nie dokończył bo wbiłam swoje wargi w jego i rozpłynęłam się w aksamitnym pocałunku. Miał aksamitne zęby w dotyku. To pewnie przez tą pastę, którą reklamuje Shakira.

Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie.

-Co to było?-Spytał z uśmiechem. Kurwa różaniec odprawiam.

-Możemy spróbować ale musisz się o mnie starać i nie robić pochopnych kroków.

-Dobrze skarbie.-Ten uśmiech może leczyć chorych na raka. 

Wszystkie drogi prowadzą do Barcelony KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz