Kiedy otworzyłam oczy, poczułam ból w większości moich mięśni, chociaż najmocniej dokuczał mi kark. W nocy zasnęłam nad papierami i dopiero po drugiej przeniosłam się do łóżka. Teraz odczuwałam tego skutki, jednak nie śmiałam narzekać, nawet sama przed sobą. Wstałam z łóżka, ignorując ból i narzuciłam na siebie czarną koszulkę. Zaczynałam już wciągać spodnie, kiedy usłyszałam charakterystyczny trzask prującego się materiału. Zaklęłam cicho widząc, że szew po wewnętrznej stronie uda postanowił odmówić współpracy. Cisnęłam spodnie do kosza z myślą, że w końcu będę musiała zamówić sobie kilka nowych ubrań. Niestety mój tryb życia znacznie skracał żywotność wielu materiałów. Jedyną częścią mojej garderoby, która do tej pory się nie posypała, była moja kurtka. Nawet buty, solidne trapery za kostkę, musiałam zmieniać co mniej więcej dwa lata. Zdjęłam kurtkę z oparcia krzesła i wyszłam po śniadanie, w biegu zaplatając włosy w warkocz.
Nie zdziwiłam się, kiedy nie zastałam nikogo w kuchni. O piątej rano zamek dopiero budził się do życia, a w podziemiach niektórzy dopiero się kładli. Wiedziałam, że mój dzień powinien zacząć się dopiero za jakiś czas, więc postanowiłam to wykorzystać na rozruszanie zastanych mięśni. Kiedy skończyłam moją kawę, skierowałam się korytarzami w stronę strzelnicy. Z uchwytów na ścianie zdjęłam łuk i oparłam kołczan o półściankę przede mną. Założyłam strzałę na cięciwę i zaczęłam ją napinać, czując, jak moje kończyny powoli się budzą. Kiedy wycelowałam i puściłam, poczułam, jak cięciwa ociera się boleśnie o moje przedramię, jednak nie przerwałam. Moje ruchy stawały się coraz bardziej mechaniczne, kiedy myśli odpływały do tego, czego wczoraj się dowiedziałam. Testy były moim najmniejszym problemem, wiedziałam, że to marnowanie czasu. Kwestia bycia osobistą ochroną księcia Cavara była już zgoła inna. Rozpieszczony książę, jedynak. Kilka razy pilnowałam już członków rodzin królewskich. Księżniczki Rosemary z królestwa Scova, czy Anabelle, księżnej Jurii. Siłą rzeczy gwardzista spędzał z podopiecznym praktycznie cały czas, co w przypadku dziewczyn miało finał w czymś na kształt przyjaźni. To do nich szłam po rady w kwestiach, o które nie mogłam zapytać moich opiekunów. Rosemary była żywiołem uwięzionym w ludzkim ciele. Jeśli coś robiła, wkładała w to całe serce, jeśli się śmiała, to zaraźliwie, a kiedy w jej oczach pojawiał się błysk, należało się chować. Jako infantka miała dużą swobodę w zaspokajaniu swojej potrzeby przygód i bez skrupułów z niej korzystała. Anabelle była jej kompletnym przeciwieństwem. Opanowana i inteligentna, zarządzająca fundacją charytatywną, szybko została pokochana przez lud swojego kraju i okrzyknięta idealnym materiałem na królową. Cavar natomiast był dla mnie niewiadomą. Wiedziałam o nim tyle, ile pozwalał wiedzieć mediom. Był zaskakująco dobry w tworzeniu wizerunku charyzmatycznego księcia i to mnie niepokoiło. Nie mogłam przekonać się do zaufania komuś, kto w ułamku sekundy potrafi przywołać na twarz perfekcyjny biznesowy uśmiech.
Wychodząc ze strzelnicy, zastałam już żyjącą swoim życiem centralę. Przystanęłam na chwilę, obserwując, jak znad hologramu zamku znika kopuła, reprezentująca pole siłowe. Włączenie jej było prawdopodobnie nadmiarem ostrożności, ale nie mogliśmy ryzykować, zwłaszcza, kiedy liczba ataków tak się zwiększyła.
– Dzień dobry, Amelie – przywitał mnie wchodzący do pomieszczenia Edgar.
– Dla kogo dobry, dla tego dobry... – mruknęłam, przecierając twarz dłońmi.
– Ciężka noc? – podał mi swój kubek z kawą, ale pokręciłam głową.
Do jednej z niewielu wad mężczyzny należał fakt, że to, co nazywał kawą, składało się głównie z mleka i cukru.
– Noc, tydzień, miesiąc... – odparłam. – Pójdę się trochę ogarnąć, potem was odprawię.
Kiedy przejrzałam się w lustrze, zrozumiałam, czemu Edgar patrzył się na mnie jak na upiora. Cienie pod oczami wyglądały prawie jakbym miała podbite oczy. Z westchnieniem przemyłam twarz zimną wodą, mając nadzieję, że cokolwiek to da. Nie musiałam wyglądać jak członkini dworu, ale nie chciałam też straszyć wyglądem. Kiedy wróciłam do centrali, był tam już pełen zespół techników.
– Panowie, idę teraz na testy DNA. Kiedy wrócę, chcę mieć gotowy raport z zabezpieczeń technicznych zamku dla jego wysokości.
– Tak jest pani generał – odpowiedział Edgar, wyręczając wszystkich.
Zadowolona z odpowiedzi, poszłam do zamkowego szpitala. Światło odbijające się od białych płytek i ścian skutecznie oślepiało i sprawiało, że widać było każdy szczegół. Niedaleko wejścia siedziała starsza pielęgniarka z listą. Podeszłam do niej.
– Amelie, główny generał królewskiej gwardii.
Spojrzała na mnie nad okularami.
– Masz jakieś nazwisko?
– W dokumentach jest Farren.
Podpisałam się i poszłam dalej. Na krzesłach siedziało kilka pokojówek w moim wieku, usiadłam na wolnym miejscu.
– Amelie! Co tam u ciebie? – zaszczebiotała jedna, którą rozpoznałam jako Carę.
– Nic nowego, co ma być? – uśmiechnęłam się nieco wymuszenie. – Po ostatnich atakach cieszę się, że w ogóle żyję.
Nie lubiłam takich pogawędek, nigdy nie potrafiłam ich prowadzić.
– Mimo wszystko trochę ci zazdroszczę. Dowodzisz tyloma przystojnymi facetami... – westchnęła z rozmarzeniem – Na przykład ten chłopak, który szkoli rekrutów, znasz go? Mieliście wspólne patrole.
– To Nathan – pokiwałam głową, powstrzymując śmiech. Ostatnie, co Nathan miał w głowie to śliczne pokojówki. – Ale czy jest przystojny, nie umiem powiedzieć. To jakbym mówiła o własnym bracie.
– Masz brata? – zainteresowała się druga z nich, bodajże Kim.
Przewróciłam oczami i spojrzałam na nie znacząco. Nie chciałam znowu opowiadać tej bajeczki.
– Więc mówisz że Nathan jest wolny? – znowu wtrąciła się Cara.
– Raczej tak, chyba że czegoś mi nie mówi – po raz kolejny przywołałam na twarz sztuczny uśmiech.
Od tej rozmowy wybawiła mnie pielęgniarka, która wezwała mnie na kozetkę. Wstałam i skierowałam się w jej stronę. Usiadłam na fotelu i obserwowałam jej ruchy. Nie chciało mi się wdawać w rozmowę, a widziałam z napięcia jej mięśni, że jest zła. To by nie miało sensu. Po prostu podeszła i pobrała moją krew, potem włosy i pozwoliła wyjść. Czyli najłatwiejsza część dnia była już za mną. Przede mną już tylko wielka wizyta. Szybkim krokiem wróciłam do centrum.
– No dobra, pokażcie mi ten raport – powiedziałam, stając przed kokpitem.
Przebiegłam go wzrokiem, dodałam kilka wzmianek o rozmieszczeniu żołnierzy, a potem wysłałam go do jego wysokości.
– Świetna robota, ale dobrze wam radzę, znajdźcie sobie jakichś następców, za dużo pracujecie – powiedziałam, mierząc całą czwórkę wzrokiem.
– Amelie, skorzystamy wtedy, kiedy ty. Jestem zmęczony jak na ciebie patrzę, zwolnij – powiedział Edgar, jeden z nich.
– Doceniam, że się o mnie martwicie, ale żeby zwolnić, najpierw muszę przyśpieszyć. Nic mi nie będzie, znacie mnie – uśmiechnęłam się, wkładając kolejny raport do teczki dla Eliasa.
– No właśnie znamy i dlatego się martwimy. Masz osiemnaście lat, a pracujesz prawie na równi z nami – włączył się Cyril – Nawet pani generał należy się wolne.
– Widzę że w tym starciu jestem na przegranej pozycji – zaśmiałam się – Spokojnie, na pewno znajdę trochę czasu dla siebie, panowie. Tymczasem na razie. Mam jeszcze na dzisiaj trochę spraw.
Uśmiechnęli się do mnie, ale wcześniej wymogli obietnicę, że zjem z nimi niedługo kolację i wszystko opowiem. Jak ja tego dotrzymam – nie wiedziałam, ale co zrobić, ta czwórka, Edgar, Cyril, Elias i Gregory, byli dla mnie takimi trochę ojcami. Nie chciałam się z nimi kłócić, kochali mnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/66660981-288-k42341.jpg)
CZYTASZ
Gwardzistka
ActionAmelie dorastała jako członek Gwardii Królewskiej, jej obowiązkiem była ochrona rodziny królewskiej i dbanie o bezpieczeństwo kraju. Teraz sprawy się nieco skomplikowały... Przyzwyczajona do prostego życia żołnierza dziewczyna wkracza w świat dworsk...