Rozdział IV

7.4K 546 73
                                    


Wtedy do pokoju wszedł lokaj i oznajmił:

-Wasza królewska mość, pora zacząć przygotowania do przyjęcia gości.

Królowa siknęła głową i wyszła za nim. Hrabina poszła w jej ślady, planowała przebrać się jeszcze przed przyjazdem delegacji. A ja sprzątnęłam zastawę ze stolika i zaniosłam ją do kuchni. Pachniało tam bosko. Chyba właśnie kończyli piec ciasta na kolację. Peggy, starsza kucharka, która zawsze mnie dokarmiała, wcisnęła mi ukradkiem w rękę cynamonowe ciasteczko. Podziękowałam jej uśmiechem i wróciłam do swojej kwatery. Wolne. Nie znosiłam tego. Ale co zrobić, popracuję później. Usiadłam przy biurku i wyciągnęłam czystą kartkę. Ołówek kreślił linie na papierze, tu prosta, tam krzywa. Ale ile można rysować? Z westchnieniem wyciągnęłam jakąś książkę i zaczęłam ją czytać. Nie była to może jakaś świetna powieść, ale odłożyłam ją dopiero pół godziny przed przyjazdem gości.

Wstałam, ostatni raz poprawiłam włosy i mundur, a potem skierowałam się do zamkowego holu. Ubrana w tradycyjny kostium pod tytułem "biała bluzka i spódnica" Rachel, zamkowa "specjalistka od organizacji czasu" jak nazywała ją służba, biegała zdenerwowana i ustawiała ludzi. Król i królowa stali na środku holu, przy ścianach moi strażnicy. Wszyscy w mundurach galowych, uzbrojeni gwardziści byli ukryci. Ja znałam swoje miejsce. Spokojnie ustawiłam się z tyłu, za parą królewską, lekko z lewej strony króla. Prosto, z podniesioną głową, stałam i rozglądałam się po sali. Nagle pochwyciłam spojrzenie króla. Uśmiechnął się pokrzepiająco.

Wróciły wspomnienia. Ten sam uśmiech widziałam przed moim pierwszym egzaminem kwalifikacyjnym do Gwardii Królewskiej. Egzamin odbywał się na dworze, a król obserwował nas z balkonu. Byłam zdenerwowana przed walką wręcz, nie miałam zbyt wiele siły i byłam o ładnych pięć lat młodsza od innych kandydatów. Odwróciłam się, by się przekonać, czy jego wysokość zobaczy moją porażkę. Ale on tylko uśmiechnął się lekko. Wierzył we mnie. I chyba tylko ta świadomość pomogła mi zdać ten egzamin celująco.

Na ziemię ściągnął mnie głos Rachel.

-Kiedy goście ukłonią się przed parą królewską i zaczną za nimi iść do jadalni, ty idziesz za Cavarem, ewentualnie obok. Dzisiaj jesz kolację razem z rodziną królewską.

-Że co? - zdziwiłam się. Ja?

-Taka była prośba jego wysokości. Z resztą, jesteś zwierzchnikiem wszystkich sił zbrojnych w kraju. Masz takie prawo. Miejsce obok pary królewskiej. Wiesz co potem robić, tak?- upewniła się.

Westchnęłam. Rachel była świetna jako koordynatorka, ale kiedy się stresowała, jej zazwyczaj chłodny i rzeczowy ton robił się ostry i nieprzyjemny.

-Tak. To nie pierwszy raz, kiedy coś takiego robię. Odprowadzam Cavara do jego komnaty w zachodnim skrzydle zamku, pytam się czy czegoś potrzebuje, a potem idę do tymczasowej sypialni naprzeciwko, żebym mogła w razie potrzeby być na posterunku. Cała filozofia. Coś jeszcze, co mam wiedzieć?

No, nareszcie się uśmiechnęła.

-Że już cię prawie nie poznaję. Gdzie ta dziewczyna, którą musiałam uczyć planu zamku? - zapytała, poprawiając mi ordery.

Ja też pozwoliłam sobie na nikły uśmiech.

-Poszukaj w podziemiach.

Rachel tylko zachichotała i odeszła, sprawdzić jadalnię. I pewnie nakrzyczeć na jakiegoś kelnera. Biedny człowiek.

Wtedy drzwi się otworzyły, kamery zostały uruchomione i przez drzwi weszli nasi goście.

Najpierw para królewska. Arthur i Marvia. Oboje piękni i dostojni, uśmiechnięci. Król z koroną na złotych włosach, królowa swoje, czarne przyozdobiła własną koroną. Nie tak imponującą, jak Arthura, ale równie piękną. Za nimi szedł Cavar, jak się domyślałam. Doskonale skrojony garnitur, czarne włosy po matce, sprężysty krok i blada cera - wszystko w nim jakoś do siebie pasowało, współgrało. Był ode mnie o głowę wyższy, dziwnie było myśleć "mam go chronić". Podeszli i wymienili ukłony. Gospodarze i goście.

GwardzistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz