Rozdział I

14.4K 620 107
                                    

Długie do pasa, czarne jak heban włosy, delikatne dłonie, pomalowane na czerwono paznokcie, szczupła, dziewczęca sylwetka i intrygujące zielone oczy...

– Chciałabym tak wyglądać – mruknęłam, kreśląc na kartce kolejną linię.

Niestety los mnie tak nie obdarzył. Moje wiecznie splątane włosy były w odcieniu burego blondu i sięgały ramion. Dłonie były zniszczone, zbyt wiele strzał naciąganych na cięciwę, zbyt wiele chwytanych rękojeści, wymienianych w biegu magazynków. To zniszczyło też moje krótkie paznokcie. Wcięcia w talii brak, co się tyczy oczu – były szare, w kolorze kamienia. Nijaki wygląd był ze mną nierozerwalnie związany, w końcu miałam się nie wyróżniać. Nigdy.

– Mówiłaś coś Amelie? – głos Nathana wyrwał mnie z zamyślenia.

Szybko wrzuciłam rysunek do szuflady biurka.

– Nie, nic, pewnie się przesłyszałeś.

– Możliwe, dzisiaj znowu pracowałem przy szkoleniach na strzelnicy, więc ciągle dzwoni mi w uszach – zaśmialiśmy się. – Jakie dzisiaj wieści z zamku?

– Całkiem ciekawe, podobno znaleźli nowy trop w sprawie księżniczki. Chcą ją odnaleźć po tych osiemnastu latach.

– Dopiero teraz? Mogli się postarać wcześniej. Król i królowa mieliby o wiele mniej nerwów – prychnęłam, mając jeszcze jeden powód, żeby darzyć niechęcią laborantów.

Ja i Nathan byliśmy gwardzistami królewskimi, żołnierzami wyszkolonymi aby strzec zamku i rodziny królewskiej. W tej jednostce nie było miejsca na błędy. Umieliśmy walczyć, posługiwać się bronią, poznawaliśmy strategię i metody działania innych jednostek zbrojnych. Mieliśmy być małą armią gotową na wszystko.

Nathan znał mnie odkąd dołączył do Gwardii. Wysoki i muskularny, byłam pewna, że podoba się przynajmniej połowie żeńskiej części służby. Z twarzy wyglądał, jakby zatrzymał się między etapem chłopca i mężczyzny, ale to tylko dodawało mu uroku. Lekko kręcone blond włosy czasem zaczesywał do tyłu, próbując je okiełznać, ale na niewiele się to zdawało. Czasem miałam wrażenie, że jest moim zaginionym bliźniakiem. Charakterystyczny był u niego nieco krzywy nos, który nie zrósł się prawidłowo po tym, jak był złamany. Do tej pory mi to wypominał.

Rodzina królewska to król Matthew i królowa Estelle. Wspaniali ludzie, zawsze stawiający na pierwszym miejscu potrzeby państwa. Zdecydowanie nie zasłużyli na ból, jakiego doświadczyli po stracie jedynej córki. Została porwana w kilka miesięcy po urodzeniu i nie udało się jej odnaleźć. Dalej winiłam za to idiotów z laboratorium, ale nie miałam w tej sprawie nic do powiedzenia. Najważniejsze, żeby wreszcie ją odnaleźli. Co prawda nie była to odpowiednia pora, biorąc pod uwagę liczbę ataków na zamek, ale coraz częściej podejrzewałam, że nie nadejdzie odpowiednia pora na coś takiego. Rebelianci byli, są i będą. Choćby władza była nie wiem jak dobra, zawsze znajdą się zawistni, którzy chcieliby ją obalić. Tylko w tym miesiącu musiałam sięgać po pistolet co najmniej osiem razy. Niezły wynik jak na jeden miesiąc. Podczas jednego ataku udało mi się porwać jednego z rebeliantów i doprowadzić do przesłuchania. Dzięki temu awansowano mnie na dowódcę straży zamkowej, chociaż w oficjalnych raportach stoi, że za „całokształt zasług". Nie powiem, że moje portfolio było wybitnie duże, miałam dopiero osiemnaście lat, ale póki co radziłam sobie całkiem nieźle.

W tym momencie zabrzęczała moja komórka. Siedemnasta za piętnaście. Czyli pora iść na umówione z królem spotkanie. Westchnęłam i założyłam czarną, skórzaną kurtkę, na której prawym rękawie był herb Edenthrow, naszego królestwa. Włosy związałam w prosty kucyk, miałam wyglądać skromnie.

GwardzistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz