Rozdział XVI

6.2K 464 109
                                        

- Więc, kto to będzie? - zapytałam wyczekująco, pochylając się nad holograficzną mapą.

Przez ostatnią godzinę razem z Nathanem tłumaczyliśmy, na czym będzie polegała misja infiltracyjna. Dookoła stołu stał najstarszy stażem oddział Gwardii, złożony z tak zwanych "jedynek", czyli tych, którzy zdali egzamin kwalifikacyjny z najwyższym wynikiem w którejś kategorii. 

- Czemu pani generał nie pojedzie? - zapytał jeden z nich, na co ja pokręciłam głową.

- To mnie pokazują w telewizji za każdym razem, kiedy mowa o Gwardii. - wykorzystywali pewne paskudne zdjęcie z moich dokumentów, co tylko potęgowało moją niechęć do pokazywania się w mediach. - Od razu uznaliby to za podejrzane. Z resztą jestem potrzebna tutaj. 

- Potrzebujemy kogoś, kto umie dobrze kłamać i wtopić się w tłum. - odezwał się Nathan, podchodząc do mnie z założonymi rękami. - Nie będę kłamał, to będzie niebezpieczne. Ci ludzie nienawidzą wszystkiego, co związane z rodziną królewską, a my zabiliśmy już wielu z nich.

Przez chwilę panowała cisza, a wszyscy patrzyli się w podłogę w zamyśleniu. Powiodłam wzrokiem po zebranych, sfrustrowana, że sama nie mogę jechać. W końcu wystąpił jeden z nich. Chłopak niewiele starszy ode mnie, z przydługimi ciemnymi włosami, opadającymi mu na oczy. Chyba miał na imię Kayden.

- Ja pójdę. - powiedział, patrząc mi prosto w oczy.

Przez kilka sekund patrzyłam na niego, szukając jakichkolwiek oznak wahania. Nie znalazłam ich.

- Nathan, musisz wprowadzić go w temat, ja jadę z Inveą na lotnisko. - zapięłam moją kurtkę motocyklową.

- A nie siedzisz z księciem w limuzynie? - zapytał, wskazując kurtkę.

Uśmiechnęłam się zadziornie.

- W drugą stronę biorę motocykl. - pomachałam mu i wyszłam z centrali.

Może to źle, ale na myśl o wyjeździe delegacji oddychałam z ulgą. Bycie osobistą ochroną księcia było bardzo absorbujące i zabierało mi cenny czas, który mogłabym przeznaczyć choćby na dopracowywanie planu ochrony. Zamiast tego siedziałam nad nim po nocach. Wyszłam na zalany słońcem dziedziniec i osłoniłam dłonią oczy. Na szczęście jeśli dobrze myślałam, światło nie powinno mnie razić, kiedy już będę na motorze. Wymieniłam się z Devonem, któremu w sumie odpowiadał powrót limuzyną. Stanęłam przy drzwiach kuloodpornego pojazdu, aby znowu obserwować obie rodziny królewskie. Jednak tym razem na tylko jedną z nich czekały limuzyny. Bagaże zostały już zniesione i zapakowane, a Rachel właśnie dostała wiadomość, że zakończono tankowanie samolotu. Wszystko działało jak w zegarku. W końcu w otwartych drzwiach ukazały się sylwetki monarchów. Matthew i Arthur wymienili krótkie, ale serdeczne uściski dłoni, król uścisnął nawet dłoń Cavara, co pokazało, że uznaje go za dobrego kandydata na tron Invei. Wiedziałam, że opinia publiczna będzie mówić o tym geście przez jakiś czas, gdyż jakby nie patrzeć, książę był coraz bliżej objęcia władzy po ojcu. Królowe ucałowały się w oba policzki z uprzejmymi uśmiechami i goście ruszyli w stronę limuzyn, żegnani błyskami fleszy i ogromem pytań ze strony prasy, którą kontrolowali moi gwardziści. Kiwnęłam im głową w niemym podziękowaniu, na co jeden z nich zasalutował krótko. Tym razem wyprzedziłam Cavara i otworzyłam mu drzwi, na co ten spojrzał na mnie krzywo, ale posłusznie wsiadł do pojazdu.

- Naprawdę nie musiałaś tego robić, wiesz o tym? - zapytał, kiedy usiadłam naprzeciwko, a pojazd ruszył.

- Zaufaj mi, musiałam. - wyprostowałam się, patrząc na niego.

Młody książę miał na sobie niebieską koszulę, której rękawy podwijał teraz do łokci i czarne jeansy, do których założył lakierki. Sprawiał wrażenie osoby, która nie chce być elegancka kosztem własnej wygody.

GwardzistkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz