Szpitalna część zamku była przerażająco sterylna. Kiedy mnie tu przynieśli miałam ochotę błagać o znieczulenie. Chwilę później dostałam tak solidną dawkę, że przestałam czuć całą nogę. Anderson, zamkowy chirurg, nachylał się w tym momencie nad raną, dłubiąc w poszukiwaniu kuli.
- Jak bardzo jest źle? - zapytałam, obserwując jego ruchy.
- Masz szczęście, że nie potrzaskała ci kości. - odparł, w końcu wyciągając nabój i odłożył go na tackę.
- Więcej szczęścia, niż rozumu. - mruknęłam pod nosem.
- Może trochę. - uśmiechnął się, biorąc do ręki laser odbudowujący tkanki. - Teraz nadbuduję ci to, co zerwane, w nocy resztę zrobi twój organizm. Jutro rano będziesz znowu w pełni sprawna.
- Świetnie, będę mogła wrócić do pracy. - oparłam głowę o poduszkę i patrzyłam, jak niebieska wiązka lasera naprawia to, co zerwała kula.
- Patrząc na to, na czym ona polega, mogę zaryzykować stwierdzenie, że zobaczymy się za miesiąc. - skwitował lekarz, odkładając przyrząd. - Przez noc zostajesz tutaj, kiedy znieczulenie ustąpi, będzie boleć, ale jakby bardzo ci to przeszkadzało, to wezwij pielęgniarkę, poda ci lekarstwa.
- Mhmm... - westchnęłam, nakrywając moje nogi kocem.
Tymczasem Anderson wpuścił do środka jednego z moich gwardzistów. Widać było, że był zmęczony, ale mimo to stanął na baczność.
- Spocznij i usiądź. - wskazałam mu brzeg łóżka. - Jak sytuacja?
- Odparliśmy ich, pani generał. - potarł twarz dłonią. - Największą stratą w ludziach była pani.
- To nie strata, tylko pretekst do kolejnej blachy. - do pomieszczenia wszedł Nathan.
- Nic już od was nie chcę. - zdobyłam się na uśmiech. - Co z kolesiem, którego dorwaliście?
- Teraz go składają, potem będzie miał przesłuchanie. - odezwał się gwardzista.
- Dobra, jeśli nie dam rady tam być, to prześlijcie mi protokół z przesłuchania. - pokiwałam głową.
- Bal się skończył, ale i tak trochę potrwał. - stwierdził w zamyśleniu Nathan.
- Bywało gorzej. - olśniło mnie. - A ja ciągle mam to dziadostwo na twarzy... Podaj mi chusteczkę.
Ze śmiechem podał mi paczkę nawilżanych chusteczek z szafki. Ulżyło mi, kiedy zmyłam już cały makijaż.
- Dobra, Nathan, przydziel kogoś do ochrony Cavara na tę noc, dobra? Ambrose da sobie radę. Zmienię go z samego rana. - wróciłam myślami do mojego głównego obowiązku.
- Włączył ci się tryb pracoholiczki, idź spać. - zaśmiał się blondyn i wstał, razem z szeregowym.
- Ha, ha. - syknęłam, czując, że znieczulenie przestaje powoli działać.
Wyszli, gasząc światło. Ból był znośny, więc na razie darowałam sobie wzywanie pielęgniarki i spróbowałam zasnąć. Nie było to najłatwiejsze, nienawidziłam tego szpitalnego zapachu jałowych gaz , leków i środków dezynfekujących. W końcu darowałam sobie sen i pogrążyłam się w rozmyślaniach na temat jutrzejszego wyjazdu z delegacją na plac defilad kilka kilometrów stąd. Normalnie jechałabym motocyklu jako obstawa. Uwielbiałam to. Ale teraz będę musiała siedzieć razem z Cavarem w limuzynie. Pochyliłam się, żeby zabrać komórkę z szafki obok łóżka. Ból przeszył moją nogę, a ja syknęłam głośno.
- Wezwiesz w końcu pielęgniarkę, czy będziesz udawać twardą? - usłyszałam znajomy głos z drugiej strony pomieszczenia.
- Cavar?! - prawie warknęłam. - Co ty tu, do cholery, robisz i gdzie jest twój strażnik?!
Wzruszył ramionami i pomógł mi znowu usiąść prosto na łóżku, po czym podał mi telefon. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem, w której biegał rano i dżinsy.
- Wykorzystałem moment, kiedy była zmiana wart. - posłał mi pewny siebie uśmiech, siadając na brzegu mojego łóżka. - Nie było zbyt trudno tu trafić.
- Zabiję ich... - mruknęłam, otwierając wytyczne, przesłane mi przez szefa ochrony z Invei.
Swoją drogą, super miał wyczucie czasu z przesłaniem tego, wcale nie powinnam była tego mieć w dniu przyjazdu naszych gości. Terminowość, o tak wiele proszę?
- Nie rób tego, dobrze się sprawdzają. - odparł Cavar, niemal proszącym tonem. - A ja nie potrzebuję monitoringu przez całą dobę.
Właściwie to był monitorowany przez całą dobę, w jego pokoju była kamera. Wolne od nich były tylko łazienki i niektóre części zamku dla Gwardii lub służby.
- Cavar, chyba naprawdę nie rozumiesz, o co tu chodzi. - spojrzałam na niego poważnie. - Jesteś jedynym następcą tronu Wielkiego Królestwa Invei, za kilka lat będziesz już obejmował władzę i jeśli coś Ci się stanie podczas wizyty tutaj, Gwardia zostanie oskarżona o niedopilnowanie cię. Wiele osób, w tym pewnie ja, straci pracę i nie będziemy mogli usprawiedliwiać się tym, że sam tego chciałeś. - spojrzałam za okno, gdzie stali wartownicy i pracowali ludzie, którzy mieli posprzątać po ataku. - To nigdy nie będzie twoja wina, Cavar, tylko nasza.
Zamilkłam na chwilę, zmęczona tym monologiem. Książę też nic nie mówił, wyraźnie zamyślony.
- A ty nigdy nie chciałaś się stąd wyrwać? - odezwał się w końcu.
- Mieszkam tu od zawsze. - wzruszyłam ramionami. - Czasem wyjeżdżam z zamku, żeby brać udział w ćwiczeniach wojskowych, albo załatwić inne sprawy. Nie czuję potrzeby wielkich wypraw.
- Naprawdę nigdy nie chciałaś zobaczyć świata? - zapytał ze zdziwieniem, jakbym oświadczyła, że zamiast serca mam silnik. - Wodospadów, dżungli, pustyń? Nic?
- Wystarczają mi podróże, o których czytam, albo miejsca, które rysuję. - wzruszyłam ramionami.
- Rysujesz? - zapytał, a ja uświadomiłam sobie, co właśnie palnęłam.
- Niezbyt dobrze. - mruknęłam, nagle bardzo zainteresowana wytycznymi w mailu.
- Będziesz mi musiała to kiedyś pokazać. - uśmiechnął się, a potem spróbował zajrzeć mi w komórkę. - Co tak namiętnie czytasz?
- Wasza wysokość, nie spotkał się książę nigdy z pojęciem przestrzeni osobistej? - zabrałam telefon sprzed jego oczu. - Mam parę spraw służbowych do załatwienia.
- Zostałaś postrzelona w nogę, a najważniejszą rzeczą, o jakiej teraz myślisz jest praca? - pokręcił głową i wstał. - Pracoholizm się leczy.
- Nie praktykuję takiego leczenia. - uśmiechnęłam się słabo.
Cavar, zanim wyszedł, wcisnął jeszcze guzik wzywający pielęgniarkę i szybko opuścił pomieszczenie, żeby nikt go nie zauważył. Chwilę potem przyszła kobieta koło czterdziestki i wstrzyknęła mi kolejną dawkę znieczulenia. Znowu przestałam czuć własną nogę i mogłam w spokoju przeczytać wytyczne z Invei. U nich rodzina królewska nie podróżuje razem, żeby w razie czego nie przerwać ciągłości rodu. Co w praktyce oznaczało dla mnie jazdę w limuzynie sam na sam z Cavarem. O dziwo, podeszłam do tego ze spokojem. W końcu jestem profesjonalistką, dam radę. Ale najpierw ochrzanię Ambrose'a, za to, że nie uważał na służbie.
Położyłam głowę na poduszce. Jutro będzie ciekawy dzień.

CZYTASZ
Gwardzistka
AçãoAmelie dorastała jako członek Gwardii Królewskiej, jej obowiązkiem była ochrona rodziny królewskiej i dbanie o bezpieczeństwo kraju. Teraz sprawy się nieco skomplikowały... Przyzwyczajona do prostego życia żołnierza dziewczyna wkracza w świat dworsk...