17

6.7K 249 14
                                    


Serdecznie dziękuję za ponad 10 tysięcy wyświetleń! To niesamowicie dużo i nie spodziewałam się, że kiedykolwiek moje pomysły i wyobraźnia komukolwiek się spodoba. Dziękuję :)


______________________________



- To był niesamowity wypad, dziękuję. - Szepnęłam, posyłając brunetowi uśmiech.

- Nie ma za co, królewno. Muszę o Ciebie dbać. Teraz i zawsze. - Chwycił moją dłoń i złożył na niej kilka pocałunków.

Właśnie siedzieliśmy w aucie i wracaliśmy do domu. Nie miałam ochoty i nie chciałam wracać do domu. Było tak fantastycznie, zamknięci w swoim towarzystwie. Bez problemów, zupełna inność.

Już od jutra czekała nas szkoła, obowiązki, ale nadal byliśmy razem i to jest ta rzecz która się zmieniła. Wracamy jako para.

- Co zrobimy po przyjeździe? - Uniosłam brew, gdy głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyśleń.

- A nie wiem, może wybierzemy się gdzieś z Aną i Ryanem? Kręgle? Bar? Zjadłabym coś tłustego... - Jęknęłam, sunąc dłonią po brzuchu.

- To zrozumiałe, w końcu masz TE... dni. - Zaśmiałam się, kiwając głową.

-  Taaak. I wiesz co, możemy też spędzić ten dzień przed telewizorem w łóżku. Cokolwiek, byleby razem. - Uśmiechnęłam się szeroko.

Gdy zajechaliśmy na parking, wyczerpana i smutna wysiadłam z auta, by po chwili móc złapać swojego chłopaka za rękę. Brzmi nieprawdopodobnie i nie mogę się do tego przyzwyczaić. Wchodząc przez drzwi, od razu skierowaliśmy się do windy.

- Co planujesz po szkole? - Zupełnie zaskoczył mnie tym pytaniem, bo tak naprawdę nigdy o tym nie mówiliśmy.

- Studia? Chociaż sama nie wiem... Chciałabym wyjechać do Ameryki. Chociaż to takie... Duże marzenie. Studiować tam. 

- Czemu? To fajne, masz ambicje. Poza tym życie jest jedną wielką niespodzianką. - Puścił mi oczko i delikatnie ucałował czoło.

Nim się zorientowałam, a winda rozsunęła się na naszym piętrze. Pociągnęłam chłopaka delikatnie i przez korytarz dotarliśmy do mieszkania. Z torby którą zawieszoną miał na ramieniu Justin wyjęłam kluczę, którymi otworzyłam drzwi. 

- Ana? - Wypowiedziałam na wpół głośno, nie wiedząc, czy dziewczyna śpi, a może jednak Jej nie ma.

- Sandy? Boże, kobieto! Czemu nie odbierałaś telefonu! - Szybkim krokiem szła w moją stronę, wyraz twarzy miała jakiś dziwny, inny.

- Rozładował się, a zapomniałam ładowarki. Justin też. Stwierdziliśmy, że czas bez telefonów dobrze nam zrobi. Coś się stało? - Mój uśmiech zniknął, gdy ta pokiwała głową.

- Twój ojciec, matka.. Znaczy... Matka Cię szukała. Ponoć Twój Ojciec ma raka żołądka, jest z nim bardzo źle. Sandy, On umiera. 

Stanęłam jak wryta, czekając na jakiś żal, smutek, czy ból. Ale nic z tego. Ten ból jaki On mi zadawał był znacznie silniejszy, uodporniłam się, może nawet się cieszę, że karma Go dopadła? Nie chcę być podła, nie chcę być nieczułą suką, ale nie chcę też oszukiwać siebie samej. Nie wiem czego oczekiwali ode mnie wszyscy dookoła, ale na pewno nie nagłej miłości do rodzinki, która zniszczyła mnie i moje dzieciństwo. Dorosłam znacznie szybciej niż moi rówieśnicy i to ja musiałam zarabiać na utrzymanie, nie oni.

- Nie obchodzi mnie to, Ana. - Wyszeptałam, zagryzając wargę.

- Ale... Sandy, Ona się zmieniła. Przyszła taka zadbana, może... Może On też się zmienił? Nie skreślaj Go, to Twój ojciec, tata...

- Ojcem może jest, ale to taty mu daleko. Zniszczył mnie, wszystko co mogłam mieć jako dziecko. Nie będę mu współczuć. - Wysyczałam, kręcąc głową.

- Ty nie zasługujesz na to, żeby mieć kurwa rodzinę. Daj mu jakąś szansę, nie zachowuj się jak szmata. - Nie spodziewałam się. Na pewno nie tego po mojej przyjaciółce, która powinna być po mojej stronie, bez względu na sytuacje. A Ona znała tą sytuację bardzo dobrze. 

Nie mogłam tego znieść, nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy po moim policzku zaczęły spływać łzy. Odwróciłam się na pięcie i weszłam do swojego pokoju. Słyszałam tylko jak Justin staje w mojej obronie i kłóci się z Aną. Nie minęło wiele czasu, a przyszedł za mną i zamknął drzwi na klucz. 

Rzuciłam mu tylko krótkie spojrzenie i ułożyłam się na łóżku, gdzie zawinęłam się w kulkę.

- Kochanie, nie płacz. Nie możesz być smutna przez kogoś kto nie próbuje Cię zrozumieć. Ja rozumiem. - Szepnął i położył się obok. 

- Ale... Ja jej nic nie zrobiłam, a wiedziała jak i co się działo w moim domu. Widziała to. Słyszała. - Mówiłam, zalewając się łzami. Było mi przykro, cholernie. Bo nie tego spodziewałam się po swojej przyjaciółce. Nie po Anie. 

- Moja malutka, jesteś zbyt piękna żeby znów płakać. Nie jeżeli chodzi o Twojego Ojca, Matkę. Ana kiedyś zrozumie, a jeśli nie to nie jest warta Twojej uwagi. Chodź, księżniczko. Prześpij się.


Owinął mnie swoimi ramionami i delikatnie gładził odkrytą skórę. Jego dotyk był kojący, przez który czułam się jak oczarowana i coraz spokojniejsza odpływałam w głęboki sen. 

Nie wiem co zrobiłam, że miałam przy sobie takiego skarba. Nie wiem dlaczego tak późno dostrzegłam, że Justin jest dla mnie kimś ważnym. Kimś kto jest w stanie oddać za mnie wszystko i nie widzi świata poza mną. Z wzajemnością. Nie wiem kiedy zaczęłam się w Nim zakochiwać, ale było to cudowne jak i okropne doświadczenie. Bałam się, że coś może mi Go odebrać. Głupi błąd, towarzystwo, rodzina, wybory. Bałam się, że po nikim nie będę tak płakać i tęsknić jak po Nim. Ale przecież trzeba się cieszyć teraźniejszością, prawda? Właśnie się cieszę, kocham fakt, że mimo gówna które jest dookoła mnie to... Mam z kim być w tym gównie. 





It's only sex - Justin Bieber ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz