5

11.3K 304 10
                                    


  Wychodząc ze szkoły, szybkim ruchem wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Ricka. Po krótkiej rozmowie zgodził sie spotkać z nami w kinie, skracając tym samym nam droge. 

 - Myslisz, ze Bieber sie obrazi? - Odezwała sie Ana, unosząc wzrok na Ryana. 

 - pewnie tak. znaczy... Znam Justina, powścieka sie, a pozniej mu minie. machnął ręka i wszyscy razem sie zasmialismy.

 miałam go dosyć, zwłaszcza, ze zachowywał sie jak zachowywał i coraz bardziej działał mi na nerwy. Go sie po prostu nie da lubić. Bez względu na wszystko wypieprzylby pol szkoły łącznie z jebana dyrektorka. ugh. nie mogłam krzątać sobie Nim głowy, a wiec po prostu spacerowałam obok Any i Ryana, podziwiając dzisiejszy słoneczny dzien. mimo niskiej temperatury było całkiem przyzwoicie. Coraz bardziej mam ochote wyprowadzić sie gdzies, gdzie zima jest kojarzona z temperatura jedynie dwa stopnie niższej niz tej w lato. Nienawidze zimy. Po niespełna dwudziestu minutach staliśmy pod galeria handlowa, w ktorej znajdowało sie kino. musieliśmy podjechać winda na czwarte piętro zeby tam sie dostać. 

 - Gdzie ten Twój przystojniak? 

- Oh Ana, daj spokoj. - mruknelam zawstydzona. 

 - Wlasnie, kicia. Przeciez Ona i tak leci na Biebera. - Wytknął mi język, a przyjaciolka zaczela sie śmiać. widząc z daleka Ricka, podeszłam do niego szybkim krokiem witając sie buziakiem w policzek

. - Czesc, Rick.

 - hej, mała. a wiec co, na co idziemy? 

 Drugie zdanie skierował bardziej do nas wszystkich. Po długich namyslach stwierdzilismy, ze idziemy na bajkę. Tak, my wszyscy idziemy na jebana bajkę. Nie potrafiliśmy dojść do porozumienia. Ja chciałam isc na horror, Rick i Ryan na akcje, a Ana na komedie. Cos czuje, ze to nie bedzie wymarzony wypad. Chcąc czy nie, razem weszliśmy do sali kinowej. Od razu odszukałam nasze miejsca, a po chwili na wielkim ekranie zostały puszczone reklamy. Cała masa reklam. 


- Sandy!  

Odwróciłam się, słysząc nawoływania przyjaciółki. Bajka była do dupy, mi się chciało spać, a przede mną jeszcze praca. Ugh, cholera. 

- Tak? - Odwróciłam się w stronę Any, patrząc z uśmiechem na dziewczynę, która wyprzedziła swojego towarzysza i dobiegła do mnie.

- Znalazłam fajny apartament. I za nim przewrócisz oczami, jest całkiem tani. Moi rodzice zgodzili się płacić za 2/3, żeby Tobie było lżej. Znają Twoją sytuację.  - Spojrzałam zdziwiona na czarnowłosą, kręcąc głową.

- Ale jak to... - Zmarszczyłam brwi, byłam mocno zdezorientowana.

- Już dawno się zgodziłaś, nie masz teraz wyboru. Więc ładnie proszę, jutro podpisujemy umowę. Znaczy, moja matka. Ten pomysł jest genialny, a w weekend możemy się wprowadzić. 

Kiwnęłam jedynie głową, pogrążając się w swoich rozmyśleniach. Nawet nie zauważyłam, kiedy Ana zniknęła razem z Ryanem za budynkami. Wzięłam głęboki wdech, by na nowo wciągnąć powietrze do płuc. To było dla mnie za wiele, ale mimo to nie mogłam zostać u siebie. Po prostu nie i koniec. Mogłabym rzucić szkołę i być klozetową babcią, kurwa. Miałam jeszcze trochę czasu, a byłam zbyt sfrustrowana seksualnie. Mimo, że sobie obiecałam, ostatni raz. Wyciągnęłam swój telefon z kieszeni po to, aby wybrać numer do kretyna

- Co robisz? - Odezwałam się pierwsza, idąc pewnie wzdłuż Baker Street. 

- Um, wracam do domu. - Mruknął, a ja mogłam wyczuć nutkę... Złości?

- Okej, zaraz u Ciebie będę. - Szepnęłam i rozłączyłam się, nie dając szatynowi szansy na jakiekolwiek słowa.


Jak zwykle wszystko przykuwało moją uwagę. Lubiłam się przyglądać najmniej sensownym rzeczom, rzeczom na które normalnie nie zwraca się uwagi. Nie wiem dlaczego, po prostu intrygowało mnie to. Uwielbiałam Londyńskie sklepy. Nie markety, fascynowałam się pomysłami ludzi, którzy w każdy możliwy sposób próbowali wyglądem przyciągnąć klientów. I faktycznie tak było. Po drodze musiałam zajść do sklepu, żeby kupić sobie długiego jak połowa mnie żelka, a to tylko dlatego, że z zewnątrz jak i wewnątrz sklep przypominał krainę słodkości i delikatności. To takie miejsce w które każdy w dzieciństwie chciał trafić. Gdy doszłam pod dom Justina z mojego żelka nic nie zostało, a ja czułam, że zapas cukru mam na dłuuugi czas. Zapukałam kilka razy w drzwi, aby po chwili zostały one uchylone. 

- Bieber, jesteś mi potrzebny. - Burknęłam jak małe dziecko, wchodząc do środka.


Zdjęłam kurtkę, szal oraz buty. Niewiele czasu trzeba było, żeby szatyn podniósł mnie i ruszył w stronę swojej sypialni. Musiałam zapomnieć, przynajmniej na te kilka minut. 

- I jak Twoja randka, Sandy? Czyżby Twój przydupas nie był tak dobry jak ja? - Mruknął, obsypując moją szyję pocałunkami.

- Nie pochlebiaj sobie. Pamiętaj o tym, że pieprzyłeś przede mną Cindy, której nienawidzę tak bardzo, jak nikogo innego. - Wymamrotałam, stając na ziemi. Bieber nie odezwał się już słowem, punkt dla Ciebie, kutasie. Nie chciałabym przerywać, a każde jego słowo sprawia, że moje wkurwienie rośnie. 

Zdjęłam szybkim ruchem bluzkę, a później spodnie. Opadłam na delikatną i pachnącą męskimi perfumami pościel. Przymknęłam powieki, rozkoszując się przyjemnością. Rozsunęłam nogi, a między nimi wylądował Justin. Jego dłonie wędrowały po całym moim ciele, nie omijając skrawka skóry. Czułam przyjemne dreszcze, które były dopiero początkiem. Nienawidziłam Biebera, ale umiał się pieprzyć. 

- Justin, proszę Cię. - Wymamrotałam, gdy ten bawił się moimi wrażliwymi punktami.

- O co mnie prosisz? - Jakby na złość. Jęknęłam pod nosem, ściskając delikatnie jego włosy, jednocześnie wyginając swoje ciało.

- Abyś mnie mocno wypieprzył. - Uśmiechnęłam się zadziornie, sunąc językiem po górnej wardze.

- Twoje słowo jest dla mnie rozkazem.

Rozpiął stanik, językiem pieszcząc prawy sutek. Jego szorstkie dłonie przejechały wzdłuż talii do koronkowej bielizny, która szybkim ruchem rozstała niemalże zerwana z mojego ciała. Słyszałam jedynie jak rozpakowuje prezerwatywę i zakłada ją na swojego penisa. I wbił się. Wbił się mocno, czułam delikatny ból i ogromną przyjemność. Poruszał się szybko i mocno, a ja nie mogłam powstrzymać się przed jękami i innymi, dziwnymi odgłosami przyjemności. Gdyby Justin nie miał tak dużej posiadłości jego sąsiedzi mogliby dostać orgazmu od samego słuchania. Zaśmiałam się w myślach, aby po chwili dojść z głośnym "Justin!". 

A później znów to samo. 

Zamiana trzech słów.

Ubrałam się,

wyszłam. 

Zostało mi piętnaście minut do rozpoczęcia pracy, więc niemal biegiem ruszyłam w stronę kawiarni. Czekała mnie parogodzinna praca. Na szczęście o tej godzinie nie ma takiego ruchu jak rano i w południe. No nic. Tak spędziłam całą końcówkę dnia i wieczór. 




Rozdział krótki, ale mam nadzieję, że zadowala oczy. Chciałam coś dodać, ale nie chciałam przesadzać. Więc oto i jest! następny rozdział postaram się wrzucić w sobotę, albo niedzielę, bo pracuje, a jutro to w ogóle nie mam czasu. Najpierw muszę pomyśleć nad rozwinięciem akcji. Miłego wieczoru, misiaki! <3


It's only sex - Justin Bieber ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz