11

8.2K 274 7
                                    


Minął tydzień odkąd ostatnio widziałam się z Bieberem. Zaczęły się ferie, które spędziłam przed komputerem. Zgodziłam się na pracę dla rodziców Justina, całkiem nieźle płacą, a praca nie koliguje z moimi zajęciami. W kawiarni już nie pracuję, ale za to czas dla siebie, przyjaciół ( konkretnie Any) i.. No właśnie. Czemu nie widziałam się z Justinem? Wyjechał do Miami, wraca za jakieś dwie godziny. Minął piąty dzień wolnego, co za tym idzie... Jeszcze trochę mi zostało. Ale nie wiem, nie lubie planować niczego. Póki co obiecałam odebrać go z lotniska. Stosunkowo  było blisko, dla kogoś kto oczywiście porusza się pieszo. Bo równe trzydzieści dwie minuty. Tyle zajęło mi dojście równym, może odrobinę szybkim krokiem. Lotnisko nieduże, podzielone na trzy części. Na dużej, czarnej tablicy wyświetlił się planowany (co najważniejsze bez opóźnienia) przylot. Po prawej stronie znajdowały się skórzane kanapy, które kolorem były nieco jaśniejsze od ścian. Wyjęłam telefon i w tym momencie otrzymałam wiadomość, że brunet znajduje się na miejscu i czeka na swój bagaż. Odetchnęłam z ulgą i swój czas zapełniłam obserwacją. Obserwowałam po prostu zachowania par, rodzin, przyjaciół. Każdy na kogoś czekał, każdy reagował podobnie. Płaczem, uśmiechem, rzucali się sobie w ramiona. Wtedy zauważyłam Ptysia. Swoim go nazwać nie mogę, ale Ptyś było autorskim przezwiskiem (zastrzegam sobie prawa, wpadłam na to gdy pożerał piątego ptysia podczas naszego seansu filmowego). I wtem ruszyłam mu na przywitanie. 

- Justinn! - Krzyknęłam, wyciągając ku niemu ręce.

- Cześć, mała. Co tam? - Zaśmiał się i obejmując mnie delikatnie musnął czoło.

- Tęskniłam. Lepiej opowiadaj jak tam w wielkim Amerykańskim świecie. - Poruszyłam zabawnie brwiami, delikatnie szturchając go w ramię.

- Czy ja wiem... Wygrzewałem się na słońcu popijając soczyste i kolorowe drinki... Sama nuda. - Prychnęłam przewracając oczami.

- Taaak? A tu pada deszcz, nic dziwnego, ale jednak zupełnie co innego. - Westchnęłam.

- Już wróciłem i nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać. Zostawiłem tu auto, chodź. 

Chwycił moją dłoń, chyba po prostu nie kontrolował tego gestu i ruszyliśmy na parking. Nie chciałam myśleć ile wynosi koszt przetrzymania tu auta, ale na pewno nie mało. Słysząc charakterystyczne kliknięcie wsiadłam do auta, Justin wrzucił swoje rzeczy do bagażnika i wrócił na miejsce kierowcy.

- Jesteś zmęczony? - Zapytałam przerywając ciszę.

- Trochę. Ale liczyłem, że pośpisz ze mną. Znaczy... Do mnie, prawda? Rodzice zostali w Miami na dłuższy czas. - Pokiwałam głową.

- Jasne. Może zrobię coś do jedzenia? 

- Daj spokój, mała. Jak będzie trzeba to coś zamówimy, dziś dzień spędzimy razem.


Ludziom może wydawać się, że jesteśmy parą. Otóż nie. Ja nie jestem w stanie mu do końca zaufać, Justin był zawsze dla mnie osobą mało ważną, jedynie służył mi jako seks zabawka. Nienawidziłam go. Zmieniłam swoje podejście, ale niektóre rzeczy ciężko mi zmienić. Całą drogę siedziałam zamyślona, błądziłam swoją wyobraźnią w dal. Gdy silnik zgasł zorientowałam się, że jesteśmy na posesji Bieberów.

- Co jest? - Usłyszałam mruknięcie.

- Wszystko okej. Chyba się trochę nie wyspałam... -Zaśmiałam się, marszcząc nosek. 

- Połóżmy się. - Pokiwałam i wyszliśmy z auta. Mniej więcej w tym samym czasie.

- Ej, króliku. Może później upieczemy jakieś ciasto? Wiesz, ja się nie znam, ale zawsze można znaleźć przepis. - Poruszył zabawnie brwiami.

- Okej, jasne. A na kolację ja zapraszam Ciebie! - Krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze. - Zarabiam więc mogę. - wytknęłam mu język i weszłam za nim do domu.

- Chyba ja Ciebie. Ale to nie jest głupi pomysł. Albo kino, może kolacja na łodzi? Kurcze, tyle pomysłów... - Westchnął, rzucając skórzaną kurtkę na komodę. Wiedział, że idę za nim więc bez odwracania się szedł prosto do sypialni, gdzie rzuciłam się na łóżko wyprzedzając go.

- Miałem takie plany na bzyknięcie Cię, wiesz. Konkretne przywitanie. I wiesz co? Później. - Mruknął.

Zasnął. Ja też. 

Nie wiem ile to trwało, ale wybudził mnie dźwięk dzwonka. Za oknem robiło się ciemno, czym była przerażona. Ile można spać? Cholera...

Pośpiesznie wstałam z łóżka i zmierzałam w stronę wyjścia by dotrzeć do drzwi wejściowych. Delikatnie je uchyliłam i widok trochę mnie zmroził. Dziewczyna, konkretnie Cindy. Płakała, a w drgających dłoniach trzymała coś przez co w mój żołądek wywinął z dziesięć fikołków. 

- Jest Justin? - Wyszeptała, a ja pokiwałam głową.

- Śpi. Chodź... - Mimo mojej nienawiści do tej chodzącej szmaty, byłam bardzo zdezorientowana. Odsunęłam się i wpuściłam ją do środka. 

- Ja... Jaaa... mu..muszę z nim pogadać. - pociągnęła nosem, zareagowałam tylko gestem głowy. 

Zamknęłam drzwi i poszłam do sypialni, szturchając bruneta.

- Justin, ej. Cindy do Ciebie przyszła. Jest roztrzęsiona. - Wymamrotałam, cały czas próbując go obudzić.

- Hmm...? - Wymruczał.

- Ta dziwka siedzi w salonie i czegoś od Ciebie chce. - Wysyczałam, unosząc brew. 

- Oah, już. - Pośpiesznie podniósł się z łóżka i chyba na moment stracił równowagę, bo przez chwilę się mnie przetrzymał. Przetarł dłońmi twarz i wyszedł chwiejnym krokiem z pokoju. 

- Czego chcesz? - Syknął, stając mniej więcej w połowie dużego, przestronnego pomieszczenia. 

- Czy... Ona może wyjść? - Wskazała na mnie palcem, a ja poczułam się głupio, w końcu mogę wyjść na ciekawską żmiję. 

- Nie. - Kamień spadł mi z serca. Stanęłam w progu i przyglądałam się Justinowi, byłam zmartwiona, a jednocześnie się bałam.

- Juss.. Justin... Ja... Jestem w ciąży. Z Tobą. - Wymamrotała po czym wybuchła głośnym, niekontrolowanym płaczem. Momentalnie poczułam się zdradzona. Jak..?

- To jedno wielkie kłamstwo. - Zaśmiał się nerwowo, jednak gdy wyciągnęła przed siebie trzymany w dłoni test ciążowy, jego oczy przymknęły się, a klatka piersiowa niebezpiecznie szybko się poruszała. - Nie wierze, że to moje dziecko.

- Ostatnio tylko z Tobą szłam do łóżka. Ba, nawet nie tam. Pieprzyliśmy się, nie pamiętasz?! Teraz boisz się wziąć odpowiedzialność za swoje czyny! - Krzyknęła, zakrywając twarz dłońmi.

On tak stał, patrzył się w martwy punkt przed sobą. A ja? Nie wiem, czy to mój życiowy pech, czy ludzie się nie zmieniają. Gdy odzyskałam świadomość ruszyłam się do przodu. Ubrałam buty, płaszczyk i wraz ze swoimi rzeczami wybiegłam z domu, nie reagując na nic. Teraz chciałam jak najszybciej znaleźć się sama. Tylko ja, nikt więcej. Nie zauważyłam nawet momentu gdy z moich oczu wydobyła się fala łez. Bez sensu było mi to czekanie. Nie wiem co chciał mi tym uświadomić, ale Justin Bieber zostanie Justinem Bieberem. 



Rozdział sprawdzony tylko do połowy, bo jestem leniwa. Postaram się dodawać rozdziały częściej, zrobię wszystko co w mojej mocy. A póki co dziękuję Wam moi kochani, bo wybił kolejny tysiąc! Nic nie poprawia mi tak humoru jak wchodzenie tu :). 

It's only sex - Justin Bieber ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz