Dodatek nr 12: Louis

468 40 2
                                    

Przed nami kolejne zamówienie, tym razem od andzial15: Napisałabyś rozdział 7 z drugiej części TTH z perspektywy Liama lub Luisa, gdy wysyła Cass na badania oraz jakiś mówiący, jak czuł się, gdy Cass chorowała?

***

No, nie dało się ukryć. Nieźle się tu Cass urządziła. Jej dom w Los Angeles był... Całkiem wypasiony. Charlie oprowadziła nas po całej posiadłości i musiałem przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie. Może nawet byłem trochę dumny z tego, jak sobie radzi.

Całą zgrają czekaliśmy, aż Cass z Javim wrócą z jakiegoś wywiadu, czy sesji. Nawet Charlie nie była do końca pewna, gdzie dziś jeździli. W końcu drzwi się otworzyły. I od samego wejścia słychać było kłótnię. Moja kochana siostrzyczka.

- Co? Nie! Nie ma mowy! - krzyknęła Cass. - Nie idę do żadnego lekarza, bo nic mi nie jest!

Do lekarza?! Jakiego, cholera, lekarza? Wszyscy spojrzeliśmy na Charlie, ale tak wzruszyła ramionami mówiąc, że o niczym nie wie. Uciszyłem więc towarzystwo, które zaczęło szemrać i nasłuchiwaliśmy dalszej kłótni.

- Źle się czujesz, jesteś zmęczona i boli cię głowa...

- Bo miałam ciężki dzień! Jav, błagam, nie bądź przewrażliwiony! - jęknęła zirytowana.

- Zaraz zadzwonię do Andy'ego i powiem, żeby umówił ci wizytę. - O ile na wspomnienie Browna miałem ochotę coś roztłuc, to jednak wyglądało na to, że on miał jakiś wpływ na Cassie i jej decyzję. Byle by tylko to był dobry wpływ.

- Nie zawracaj mu głowy! - powiedziała oburzona. - Ma własne zmartwienia na głowie! A ja i tak nie pójdę...

- Więc cię zmusi!

- Kto? Andy? HAHAHA! - Zaśmiałam się głośno, prawdopodobnie kierując się do salonu, bo jej głos był coraz lepiej słyszalny. Wstałem z miejsca, czekając na nią. - Andy może mnie cmoknąć! - Weszła do pomieszczenia. I widząc nas zamarła z zaskoczonym i bardzo przygłupim wyrazem twarzy.

- Jutro idziemy do tego lekarza - powiedziałem stanowczo. Zaskoczenie od razu zniknęło z jej buźki.

- Nie, nie idziemy! - odpowiedziała ze złością. Jeszcze brakowało, żeby nóżką tupnęła.

- Mamy przewagę liczebną. - Zadowolony kiwnąłem w stronę pozostałych. Którzy z pewnością byli po mojej stronie. W końcu wszystkim nam zależało na jej zdrowiu. - Kto jest za wysłaniem Cass do lekarza? - zwróciłem się do naszych znajomych. Wszyscy po kolei podnieśli ręce, na no uśmiechnąłem się zadowolony.

- Doliczcie mnie! - krzyknął jeszcze Javi z kuchni. Cass była czerwona ze złości. A mnie sprawiło to odrobinkę satysfakcji.

- Dobra - burknęła niezadowolona.

- Grzeczna dziewczynka. A teraz chodź no tu. - Podszedłem do niej, by zakleszczyć ją w swoich ramionach.

Tęskniłem za nią i to bardzo. Nadal nie potrafiłem wybaczyć sobie tych kilku miesięcy, kiedy pozostawiłem ją samej sobie. Samej z chorobą. Nawet teraz, kiedy ją przytulałem, czułem, jak się przez nią zmieniła. Schudła. Była jeszcze mniejsza, jeszcze drobniejsza. Jeszcze bardziej krucha. A mimo to, choć miałem wrażenie, że mogę połamać jej kości, nie potrafiłem zwolnić uścisku. To było silniejsze ode mnie, ale w końcu ją wypuściłem, kiedy zaczęła stękać z bólu. Przywitała się z pozostałymi a potem zadała pytanie, które bardzo nas wszystkich zaskoczyło.

- Nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale co wy tu robicie?

Spojrzałem na Charlie, podobnie jak reszta. A biedna Francuzeczka patrzyła z szeroko otwartymi oczami na Cass.

- Cholera. Nie mów, że ci nie mówiłam?!

Parsknąłem cicho śmiechem. Zakręcona jak zwykle, zapomniała powiedzieć Cassie o naszych odwiedzinach i nocowaniu. Siostra oczywiście nie miała nic przeciwko. Tym bardziej, że Charlie już zajęła się rozdzieleniem i przygotowaniem pokojów.

Wieczorem leżałem na łóżku wpatrując się bez celu w sufit. Cieszyłem się jak dzieciak, że między mną a Cass już wszystko znowu jest dobrze. Mimo, że tak epicko spierdoliłem, pozwalając jej się odepchnąć.

Ze złości wstałem i zacząłem chodzić po pokoju.

Czy ja kiedykolwiek zrobiłem to, czego mi zabroniła? Cholera, nigdy! Nigdy poza tym jednym, jedynym razem. Poszedłem na łatwiznę, jak pieprzony tchórz bojąc się wyciągnąć do niej rękę. Zostawiłem ją samą z tą cholerną chorobą. Moją siostrę. Kto tak robi?

- Louis?

Odwróciłem się od okna, słysząc głos Natashy.

- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytała, podchodząc bliżej. Usiadłem na łóżku, wypuszczając z płuc zalegające powietrze.

- Jestem wkurwiony, Tash.

- To widzę - powiedziała, siadając obok mnie. - Na kogo?

- Na siebie - mruknąłem. Dziewczyna od razu odgadła, w czym tkwił problem. Ostatnimi dniami często o tym rozmawialiśmy. Dobrze wiedziała, jak wściekły na siebie byłem. Za jakiego wielkiego tchórza miałem się przez to, że nie byłem w stanie ani razu wybrać się do Cass w obawie przed tym, co tam zobaczę. Jak bardzo bałem się o to, że moja kłótnia z siostrą tuż przed jej wyjazdem będzie ostatnim naszym wspólnym wspomnieniem. Za jakiego chuja miałem się przez to wszystko i jak bardzo nie mogłem tego przeboleć.

- Lou, przestań się tym zadręczać. Wszyscy daliśmy ciała wtedy, nie tylko ty.

- Ale ja jestem jej bratem! - krzyknąłem, zanim zdołałem się powstrzymać. Nie chciałem, żeby cały dom słyszał moje żale. - Ja. Nie Zayn. A to on był dla niej wsparciem. To on przy niej był. To on się nią opiekował. Wiesz, jakie to chujowe uczucie?

- Nie możesz mieć u tego za złe.

- Nie mam! Dziękuję mu i będę dziękował do końca życia za to, że on jedyny miał trochę oleju w głowie. Że się nią zajął, kiedy ja byłem zbyt wściekły, zbyt dumny i zbyt przerażony. - Pokręciłem głową ze złością. - Powiedziałem jej kiedyś, że nieważne, co się stanie między nią a Liamem, ja zawsze wybiorę ją. Zawsze stanę po jej stronie. A zrobiłem coś zupełnie przeciwnego - wyznałem, a Tasha złapała moją dłoń, splatając nasze palce. - Może gdybym wtedy nie był na nią taki zły, gdybym się zainteresował, czemu to zrobiła, gdybym z nią porozmawiał... Może dałoby się to jakoś inaczej rozwiązać? A ja tak na nią naskoczyłem przed samym wyjazdem.

- Mówisz, jakbyś jej nie znał. Jak już sobie ubzdurała w głowie, że będzie tam sama, to nikt by jej nie przekonał.

- Zayna dopuściła. Charlie. Javiego. A wiesz czemu? Bo oni mieli jaja, żeby tam pójść. Kurwa... Nawet Cher, której Cass nienawidziła, poszła tam i się zaprzyjaźniły! - Przypomniałem z wyrzutem do samego siebie. - A ja jak ciota zadowalałem się informacjami od nich wszystkim, bo sam bałem się z tym zmierzyć.

- Louis... - Zaczęła dziewczyna, ale przerwała widząc, ja kręcę głową.

- Zostawmy to - powiedziałem. Ta rozmowa i tak nic by nie zmieniła. Ona dalej by mnie przekonywała, a ja dalej czułbym się winny. Bo nic nie sprawi, że kiedykolwiek wybaczę sobie to, jak się wtedy zachowałem. - Chodźmy już spać.

Dziewczyna przytaknęła i już wkrótce spała w moich ramionach. A ja dalej leżałem, wpatrując się tępo w sufit, modląc się by ta wizyta Cass u lekarza, była tylko fałszywym alarmem. Bo chociaż żałowałem, że nie mogłem być przy niej podczas choroby, to miałem nadzieję, że drugiej takiej sytuacji nie będzie i nie będę miał szansy na poprawę.

***

Naprawdę nie jestem zadowolona z tego fragmentu. W mojej głowie wszystko to wyglądało o wiele lepiej, a kiedy przyszło do przelewania tego na papier, to nastała jakaś katastrofa. Wybaczcie.

TTH - dodatki [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz