Dodatek nr 16: Liam

424 37 0
                                    

Jak można, to ja bym przede wszystkim chciała przeczytać o tym jak Liam był u Cassie w szpitalu. Proszę, proszę, proszę!

Nie pamiętam czyje to było zamówienie, wybaczcie ♥


Po godzinie siedzenia w samochodzie i wpatrywaniu się w budynek szpitala w końcu zdecydowałem się wysiąść. Nie po to tu przyjechałem. Zamknąłem auto i wolnym, spokojnym krokiem ruszyłem do wejścia. Przeszklone drzwi rozsunęły się, więc wszedłem do środka. Wiedziałem, gdzie iść. Słyszałem, jak Javi nie raz tłumaczył to Louisowi, ale Tommo zawsze się zapierał, że jego siostra nie życzy sobie jego odwiedzin. Moich pewnie też nie. Ale nie mogłem dłużej walczyć z tą potrzebą zobaczenia jej. Chociaż tyle. Chociaż przez chwilę zobaczyć ją na własne oczy, by przekonać się, że Javi i Zayn przesadzają. Że wcale nie wygląda tak słabo, tak marnie.

Szybko dotarłem na odpowiednie piętro, pod odpowiednie skrzydło. Zupełnie, jakby wszystko działało mi na rękę. Zdziwiłem się, kiedy nie zauważyłem nikogo przy recepcji. Nikt nie pilnował drzwi w tym momencie. Każdy mógł wejść na oddział. Ale nie zamierzałem się teraz nad tym rozwodzić i czekać, aż mnie przyłapią. Przeszedłem przez korytarz, szukając odpowiedniego numeru pokoju.

Jeszcze trzy... Jeszcze dwa... Jeszcze jeden...

Stanąłem w miejscu, widząc drzwi do jej pokoju i przeszkloną, odsłoniętą szybę obok. Przez chwilę chciałem zawrócić. Ale zamiast zrobić krok w tył, dałem dwa małe w przód. Leżała zwrócona w moją stronę. Gdyby tylko miała otwarte oczy zauważyłaby mnie od razu. Ale spała. Odetchnąłem z ulgą i podszedłem bliżej, opierając się o wąski parapet.

Faktycznie, wyglądała źle. Była blada, chudsza niż zwykle. Miała worki pod oczami, spierzchnięte usta. Oczy zaczęły mnie szczypać, kiedy widziałem w jakim jest stanie, a żołądek i wszystkie inne wnętrzności się ścisnęły. Zacisnąłem dłonie w pięści i wbiłem je mocniej w parapet. Myślałem, że po tym co słyszałem, będę gotowy na to, co zobaczę. Nie byłem. Na widok kogoś kogo kochasz w takim stanie chyba nie da się przygotować.

Moja Cassie...

- Cześć. - Usłyszałem wysoki, dziecięcy głos obok siebie. Odwróciłem wzrok od śpiącej Cass i spojrzałem na chłopca. Miał nie więcej niż dziesięć lat i przyglądał mi się z zaciekawieniem.

- Cześć - odpowiedziałem.

- Kim jesteś? Co tu robisz? Jesteś kolegą Cassie? - patrzył mi prosto w oczy, a między brwiami miał zmarszczkę, jakby właśnie się nad czymś zastanawiał.

To były naprawdę dobre pytania, na które nie potrafiłem odpowiedzieć.

- Tak jakby - odezwałem się w końcu.

- Możesz do niej wejść. Ona ciągle śpi, jak jej się nudzi. A ostatnio ciągle się nudzi. Wczoraj był u niej taki inny kolega, ale wcześniej nie było nikogo przez tydzień. Ucieszy się! - powiedział, wyraźnie podekscytowany.

- Nie powinno mnie tu w ogóle być - wyznałem szczerze. Chłopiec beztrosko wzruszył ramionami.

- No i co z tego? Mnie też nie. - Uśmiechnął się. - Ale ja się ciągle wymykam z dziecięcego. - Machnął ręką. - Tam jest dużo dzieci, ale ja wolę siedzieć z Cassie. Ciągle opowiada mi coś ciekawego i uczy mnie grać na gitarze. Zawsze poprawia to jej humor. A jak ją poproszę to mi śpiewa. Udaje, że tego nie lubi, ale ja wiem, że tęskni za graniem koncertów. Słyszałeś jak śpiewa? - Zrobił pauzę, dając mi szansę na odpowiedź. Nie mówiąc nic, pokiwałem głową, przyglądając się śpiącej za szybą dziewczynie. - Ja bardzo lubię, jak mi śpiewa. Ma taki ładny głos. A jak nie mogę zasnąć, to pozwoliła mi do siebie dzwonić i śpiewa mi jakieś ładne piosenki i szybciej zasypiam. A wczoraj powiedziała, że jestem jej ulubionym przyjacielem i rozjaśniam każdy jej dzień tutaj. - Zakończył dumny z siebie.

To, co powiedział, w jakiś sposób mnie ucieszyło. Dobrze było wiedzieć, że Cass ma tu kogoś takiego. Łysa głowa chłopca wskazywała na to, że sam ma nowotwór, ale mimo to był pełen życia. Radosny, przyjacielski. I widać było, że całkowicie uwielbia Cass. Uśmiechnąłem się do niego, a wtedy on zrobił wielkie oczy i rozdziawił buzię, jakby właśnie odkrył coś niesamowitego.

- Ja wiem kim ty jesteś! - wydukał pospiesznie wsuwając rączki do kieszeni piżamy, poszukując w nich czegoś. Po chwili wyciągnął zgięte na cztery części zdjęcie, które szybko rozprostował przyciskając je do swojego ciała i przejeżdżając po nim dłońmi kilkakrotnie. Przyjrzał się fotografii, a potem mnie i znowu otworzył szeroko buzię. - Ty jesteś Liam! Jej chłopak! - powiedział szeptem, bardzo przejęty swoim odkryciem. - Idź tam do niej! Idź! - Zaczął mnie pchać w stronę drzwi do pokoju, w którym leżała dziewczyna, ale nie ruszyłem się ani o centymetr. Widząc, że mu nie ulegam, wspiął się na palce i zastukał w szybę oddzielającą korytarz od sali Cass, ale szybko go chwyciłem i odciągnąłem, odsuwając nas na tyle, by dziewczyna nie mogła nas zobaczyć, gdyby się obudziła.

- Musisz do niej pójść! Ona się ucieszy, zobaczysz! - mówił podekscytowany. - Ona cię kocha i za tobą mocno tęskni! Ja wiem, że zrobiła coś bardzo złego, ale na pewno nie chciała i przeprosi. Pójdziesz do niej? Proszę!

- Jak masz na imię? - Ukucnąłem przy nim, uśmiechając się lekko.

- Bran.

- Bran, skąd masz to zdjęcie? - zapytałem, biorąc do ręki zdjęcie. Byliśmy na nim tylko ja i Cassie.

- Od Cassie. Ona ma moje, a ja mam jej. Sam sobie wybrałem, pozwoliła mi. Bardzo lubię to zdjęcie - powiedział drżącym głosem. Bał się, że mu ją zabiorę.

- Też je lubię. - Uśmiechnąłem się, ostatni raz spoglądając na fotografię i oddałem chłopcu jego własność, na co wyraźnie odetchnął z ulgą. - Bran, musisz mi coś obiecać.

- Co?

- Musisz mi obiecać, że nie powiesz Cassie, że mnie tu widziałeś. - Spojrzałem mu w duże, święcące podekscytowaniem oczy.

- Nie! - Tupnął nogą. - Ty musisz do niej iść!

- Nie mogę. Ona by tego nie chciała. Nie chcę jej denerwować.

- Ale musiała chcieć, żebyś przyszedł, skoro jesteś na liście!

- Nie ma mnie na niej - przyznałem szeptem. Byłem tego pewien, że mnie na niej nie uwzględniła.

- Zakradłeś się tutaj dla niej naprawdę?! - Wytrzeszczył oczy. - Ale fajnie! Ja też tak robię!

- To jak będzie? Mogę liczyć na twoją dyskrecję? - zapytałem, wyciągając w jego stronę dłoń.

- No dobra - przytaknął wyraźnie niezadowolony i uścisnął moją rękę. - Ale jak chcesz do niej wejść, to ja postoję na czatach!

- Dzięki, Bran, nie trzeba. - Uśmiechnąłem się do niego. - Właściwie, to muszę już chyba iść - dodałem, czując jak telefon po raz kolejny wibruje mi w kieszeni.

- Przyjdziesz do niej jeszcze kiedyś? Tylko tak, żeby nie spała? - zapytał z nadzieją w oczach, łapiąc obiema dłońmi moją rękę. Nie chciałem go okłamywać, ale wiedziałem, że moja odpowiedź go nie zadowoli. Postanowiłem więc nie odpowiadać.

- Zaopiekuj się nią, dobrze? - poprosiłem. Zrezygnowany pokiwał głową, puszczając moją dłoń.

- Obiecuję.

- Dzięki. - Uścisnąłem mu dłoń, którą przytrzymał trochę dłużej, jakby miał nadzieję, że się rozmyślę i zostanę. Ale nie mogłem. Nie mogłem nawet spojrzeć ponownie na Cass, bo wiedziałem, że mnie to złamie. Uśmiechnąłem się chłopca na pożegnanie i czym prędzej opuściłem szpital.


Ten dodatek miał być ostatni, ale znalazłam w szkicach jeszcze jeden bonus.  Powinien pojawić się jutro, ewentualnie w poniedziałek.

TTH - dodatki [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz