Rozdział 21

54 3 0
                                    

  Przebierając się w swoim pokoju, zdałam sobię sprawę,że moje życie uległo gwałtownej zmianie. Hm, w ciągu zaledwie kilku tygodni. Praktycznie można powiedzieć,że straciłam rodziców. Mama zginęła w wypadku,a ojciec, co tu się rozwodzić - sam sobie na to zasłużył. Jedyny plus,dobra strona tej całej sytuacji, to fakt,że poznałam bliżej chłopaków. Wiem,że w Charliem zyskałam prawdziwego przyjaciela, a w Leo - osobę, z którą mogę snuć plany na przyszłość. Wiadomo, nikt nie zastąpi mi mamy. Ale ludzie przychodzą i odchodzą, trzeba się z tym tylko pogodzić. Czas nie leczy ran, on nas przyzwyczaja do bólu. Kontynuując moje rozmyślenia podczas przebierania się, doszłam do wspomnień z Mattem. Takich pięknych,a zarazem okropnych. Na przykład, dzisiejsza ranna sytuacja. Podejrzewam,że gdyby Leo nie martwił się tak o mnie, doszłoby do najgorszego. Stanęłam przed lustrem łazienkowym. Otworzyłam kran, poleciała z niego zimna woda,którą ocedziłam swoją twarz. Wciągnęłam czarne szorty i białą koszulkę. Opuściłam pomieszczenie. Postanowiłam spakować się, niedługo przecież wylatuję. Może moje życie w końcu się ułoży? Może nareszcie będzie dobrze? 

  Przytargałam z mamy pokoju dwie, poteżne walizki, w które miałam zamiar schować swoje rzeczy. Chwilę zastanawiałam się, jak ja to wszystko tam pomieszczę? W Walli lato nie jest mega goracę, górują chłodne dni. Na pewno będę tęskniła za upałami. Zapakowałam więc trzy pary zwykłych, czarnych i niebieskich jeansów, jedne czarne i jedne niebieskie, jeansy z dziurą na kolanie. Pięć par czarnych legginsów. Wszystkie koszulki jakie tylko miałam i niewielką ilość moich crop topów. Oczywiście nie obędzie się bez cieplusich bluz. Spakowałam więc większość moich bluz. Nie będę przecież opisywała ich dokładne wyglądu, jest to raczej zbyteczne,czyż nie? Okej, uf. Walizki spakowane,świetnie. Teraz czas na przedmioty,które schowam do babcinej piwniczki. W przygotowane kartony schowałam wszelkie rzeczy dekoracyjne, aniołki,słoniki szczęścia etc.  Po około dwóch godzinach, byłam ogarnięta i przygotowana na wyjazd. Padnięta, czekałam na powrót chłopaków. Pojechali po odbiór biletów. Fakt, Charlie wyjeżdża nieco później,ale to ze względu na Suzie. Musi załatwić swoje sprawy,wiadomo. Cieszę się,że ich ze sobą zeswatałam. Myślę,że całkiem niezła z nich parka. W prawie pustym domu rozległo się masywne pukanie do drzwi. Pewnie chłopacy zapomnieli kluczy. Ruszyłam w stronę korytarza. O dziwo, zamiast chłopaków, zastałam tam mojego dziadka z koszykiem jakiegoś jedzenia. Pewnie troskliwa babcia przysłała go.

- Hej dziadku! - krzyknęłam prawie wieszając się na szyi starszego mężczyzny - Coś się stało? 

- Hej, wnusiu,hej - odpowiedział ojciec mamy łapiąc się za bolące plecy - A gdzie tam, i Bogu dzięki - począł mówić - Babcia,jak to ona, wysłała mnie z słoiczkami pysznych marmolad i dżemów. 

- Oh, to miłe z jej strony - podziękowałam i zaprosiłam staruszka do wnętrza domu.

- Fsiu fsiu - zagwizdał ze zdziwienia oglądając puste pokoje - Szybko się uwinęliście, teraz czekać tylko na kupca - stwierdził dziadek.

- Taak - przytaknęłam siadając na kanapie,którą postanowiłam zostawić, gdzieś musimy przecież siedzieć - ale,to już działka babci. To co, napije się dziadek czegoś? - zapytałam.

- Nie, raczej nie. Nie ukrywam,że trochę mi się śpieszy, będę więc już leciał - odpowiedział staruszek.

  Odprowadziłam dziadka. Nie minęła chwila, a w domu już był Leo.

- Hejcia skarbie powiedział rzucając się na mnie - tęskniłem,mocno - oznajmił całując mój policzek.

- Ja też, mega. Ale, nie przeszkadzałeś mi i bynajmniej się spakowałam do końca. - powiedziałam uśmiechając się - W końcu opuszczam ten przeklęty kraj. O tak, nowe życie. - stwierdziłam.

Stay Here With MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz