Lili:
-Nie ruszaj się - mówię do Matt'a, starając się nie ruszać. Stworzenia zachowywały się tak jakby nas nie widziały.
-Co to jest? - pyta szeptem Matt. A skąd mam wiedzieć! Nie jestem chodzącą encyklopedią!
-Wyglądają jak jakieś nieudane eksperymenty - mówię, krzywiąc się jak do moich nozdrzy dotarł smród stęchlizny. Ohyda!
Oba stworzenia zaczęły się rozglądać i groźnie warczeć. Nasza rozmowa chyba im się nie podoba. Jeden z nich powoli do mnie podszedł, powąchał i ryknął mi w twarz.
-Słyszałeś o miętówkach! - w końcu nie wytrzymałam. Wyjęłam nóż z paska i wbiłam w miejsce, gdzie jest serce. Potwór głośno rycząc, odsunął się, a jego towarzysz chciał się na mnie rzucić, ale w ostatniej chwili Matt go przejął.
Podczas gdy oni się siłowali ja spojrzałam na obiekt, który zraniłam. Jak gdyby nigdy nic wyjął sztylet i głośno ryknął.
-Jeszcze żyjesz? - mówię już zła i ponownie rzuciłam się na niego. Raniłam go gdzie tylko mogłam. Brzuch, łapy, nogi, poderżnęłam mu gardło, ale po mimo takich ran on nadal był na nogach! Jak to możliwe?! Byłam już trochę zdyszana. Jak zabić to coś?
Unikając jego ostrych pazurów wpadłam na pomysł. Prześlizgnęłam się między jego nogami i zachodząc go od tyłu, odciełam mu głowę. Tak jak myślałam, potwór padł martwy na ziemię. Został jeden.
-Matt! Głowa! - rzuciłam mu nóż, a ten domyślając się o co chodzi, chwycił go i odciął stworzeniu głowę. 2:0.
-Ale smród - zakryłam dłonią nos aby nie wdychać tego odoru.
-Są odporne na wszelkie ciosy, a rany szybko im się goją. Co to jest?
-Wiem kto może nam odpowiedzieć na to pytanie.
***
-Lili? Co cię sprowadza? - pyta zdziwiony ojciec, kiedy kwadrans później przyszłam do niego. Bez zbędnego gadania położyłam głowę tego stworzenia na biurku.-Właśnie to mnie sprowadza - mówię, patrząc na niego poważnie.
-Co to jest? - pyta, patrząc w szoku na to coś.
-To stworzenie zaatakowało mnie i Matt'a w lesie. Wygląda jak coś na czym prowadzono eksperymenty, a ja wiem, że jest tutaj laboratorium. Na pewno coś o tym wiesz.
-Nie przypominam sobie aby ktoś z moich ludzi prowadził takie eksperymenty, ale...
-Ale?
-Rok temu pracował tutaj jeden z naukowców, Dr.Miller, potajemnie prowadził jakieś eksperymenty na zwierzętach. Kiedy się o tym dowiedziałem zwolniłem go i oddałem w ręce policji - mówi po głębszym zastanowieniu.
-Co się z nim teraz dzieje? - pytam ciekawa. Mam pierwszego podejrzanego. Skoro rok temu prowadził takie eksperymenty, może to robić znowu. Ale powinien siedzieć w więzieniu. Za takie coś raczej prac społecznych nie dają.
-Siedzi w zakładzie zamkniętym szpitala psychiatrycznego. A raczej powinien tam siedzieć.
-Powinien?
-Co prawda informują mnie na bieżąco co się z nim dzieje, ale od kilku dni nie otrzymałem żadnych informacji o nim.
-Ciekawe... - Chyba będę musiała się tam przejść - niech Twoi laboranci zbadają to coś. Na zwierzę to nie wygląda - mówię i kieruje się do wyjścia.
-Co chcesz zrobić? - pyta, wstając z fotela.
-Dowiedzieć się czegoś o tym doktorku - nie czekając na odpowiedź, wyszłam z jego gabinetu.
Nie jest mi dane chyba żyć po swojemu. Moje życie robi się coraz ciekawsze. Lepiej, żeby ten cały doktorek siedział w tym zasranym szpitalu, bo jak go tam nie znajdę, to źle się to dla niego skończy.
Normalnie poszła bym na skróty do domu, żeby nie widzieć tych krzywych i podejrzanych spojrzeń, tych jebanych agentów, ale nie chciałam dać im tej satysfakcji i postanowiłam zrobić sobie spacerek. Po pokonaniu długiego korytarza (o dziwo nikogo nie było), wyszłam z budynku tylnym wyjściem, które prowadzi do lasu.
Byłam już w połowie drogi do domu gdy z krzaków znowu wyskoczyły te dziwne stwory. Kurwa.
-To znowu wy? Uh! Załatwmy to szybko dobra? - oczywiście odpowiedziały mi rykiem.
Westchnęłam i jednemu z nich szybko odciełam głowę. Są strasznie wolne. Drugi nie pozwolił sobie w kasze dmuchać i uderzył mnie tak, że poleciałam pięć metrów dalej, uderzając plecami o drzewo. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Kręgosłup bolał jak cholera. Przez chwilę nie mogłam się ruszyć i potwór miał właśnie to wykorzystać, kiedy coś go powstrzymało. A mianowicie z nikąd pojawił się jakiś chłopak i bez większego problemu pozbawił to coś życia.
Próbowałam się podnieść jednak bez skutku. Spowodowało to tylko większy ból pleców, przez co jęknełam.
Chłopak to usłyszał i szybko się przy mnie znalazł.
-Wszystko gra? - pyta przyglądając mi się. Podniosłam na niego wzrok. Włosy miał jakby granatowe. Na jego twarzy była biała maska. Usta wyglądały jak namalowane krwią. Chyba raczej były namalowane krwią.
-Nic mi nie jest - mówię ignorując ból i wstając.
-To chyba jest twoje - podaje mi mój nóż. Musiałam go upuścić. Wzięłam od niego broń i schowałam za pasek przy okazji krzywiąc się z bólu - nie wyglądasz najlepiej - stwierdza. Nie potrzebuje aby ktoś się nade mną litował.
-Bywało gorzej - mówię i z trudem udało mi się wyprostować. Będę miała niezłego sińca na plecach.
-Może jednak ci pomogę?
-Nie trzeba - warcze przez zaciśnięte zęby. Jego głos wydawał się znajomy.
-Nie chcesz pomocy od starego przyjaciela? - posłałam mu pytające spojrzenie.
-Znamy się? - przegapiłam znowu jakiś rozdział czy co?
-Ranisz - chłopak teatralne łapie się za serce, a ja przewracam oczami. Po chwili zdejmuje maskę, a ja ujrzałam twarz chłopca, którego nie widziałam od siedmiu lat.
_________________________Wiatam was moi drodzy w drugim rozdziale, drugiej części :D Jak myślicie? Matt będzie miał powody do zazdrości?
Dajcie znać w komentarzach co myślicie i do zobaczenia :**** ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
CZYTASZ
Zło Nigdy Nie Śpi (CKM #2)✔
Terror✔ - Zakończone *W Trakcie Poprawek* Przedstawiam wam drugą część przygód Lili. Jeśli nie czytaliście pierwszej części to radzę przeczytać :) Minęło kilka miesięcy od ostatnich wydarzeń. Jednak mimo tego co się stało i mimo takiego przebiegu spraw...