ROZDZIAŁ 3

4.1K 313 81
                                    

Lili:

W szoku patrzyłam na Max'a. Nie zmienił się za bardzo. Co prawda miał inny kolor włosów, ale poza tym... To nadal Max.

-Teraz mnie poznajesz? - pyta z uśmiechem.

-Tyle lat minęło... Nie zmieniłeś się.

-Za to ty jesteś jeszcze piękniejsza - Chyba nie chciał tego powiedzieć na głos bo zarumienił się - to znaczy...

-Dzięki... Ale... Co ty tu robisz? Po tylu latach? - pytam

Już nawet zapomniałam o bólu. Chłopak, którego nie widziałam i który w pewnym sensie mnie zranił, wrócił i mało tego! Zdaje się, że jest taki jak my.

-Długa historia, moi rodzice powiedzieli, że w lesie grasują mordercy i następnego dnia wyjechaliśmy na drugi koniec kraju. Co dla mnie było dziwne bo tutaj byłaś tylko ty... - mówi z lekka zły.

-Em...

-Już znam prawdę. Wiem kim jesteś. Dlaczego mi nie powiedziałaś? - pyta z wyrzutem.

-Co miałam powiedzieć? "słuchaj Max moja mama to Krwawa Mary i ja też nią jestem?". Byłeś jedynym normalnym dzieciakiem, z którym się przyjaźniłam. Nie chciałam tego zepsuć - mówię patrząc na niego. Nadal był zły.

-Mogłaś mi powiedzieć...

-I co? Dobra wyobraź sobie, że Ci powiedziałam. Masz dziesięć lat. Jak myślisz jaka była by twoja reakcja? - pytam już zdenerwowana. Nic nie odpowiedział - widzisz? Nie możesz mieć do mnie pretensji tylko dlatego, że nie chciałam zepsuć tego co było - od kiedy jestem taka spokojna? - a teraz ty mi powiedz, co stało się tobie? - pytam, skanując go wzrokiem.

-To jest jeszcze dłuższa historia. Może kiedyś ci ją opowiem - aha teraz bawimy się w coś typu "ty mi nie powiedziałaś to ja nie powiem tobie". Co za dzieciak.

-Super. Wiesz fajnie się gada i tak dalej ale muszę iść - jest jedno ale. Zapomniałam, że plecy mnie bolą jak cholera i kiedy zrobiłam krok natychmiast tego pożałowałam i gdyby nie Max, miała bym bliskie spotkanie z ziemią.

-Może jednak ci pomogę.

-Kartka... Zerwij ją - wskazuje na białą kartkę, która była przyczepiona do najwyższego drzewa w lesie. Napisane było na niej "i tak nie uciekniesz". Zero kreatywności.

-Po co?

-Po prostu to zrób!

Chłopak w końcu łaskawie mnie posłuchał i zerwał kartkę. Przez chwilę nic się nie działo, ale w pewnym momencie usłyszałam szelest.

-Zaraz przyjdzie - mówię w końcu, siadając na ziemi. Kto by pomyślał, że od takiego uderzenia, plecy bolą jak cholera! Głupie stwory.

-Kto przyjdzie? - pyta zdezorientowany, podchodząc do mnie. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo w tym czasie pojawił się Slender. Jezu nareszcie!

-No w końcu!

-Wszystko w porządku? - pyta Slendi. Ta jego ojcowska troskliwość - Kim jest ten chłopak?

-Długa historia - odpowiada za mnie Max. Gdyby Slender miał twarz, to na pewno rzucił by mu podejrzane spojrzenie.

-Możemy porozmawiać o tym późnej? Kręgosłup mnie nawala! - Slender podszedł do mnie i lekko dotknął miejsca gdzie znajdują się kręgi. Syknęłam cicho.

-Nic Ci nie będzie. A powie mi ktoś co się stało? - czy to normalne, że Sleder jest taki spokojny? Gdyby Jack tu był to byłoby głośno.

-Matt dostarczył wam głowę tego czegoś?

-Tak

-No to dopowiedz sobie resztę. Takie same dwa stwory spotkałam wracając. Wąchałabym kwiatki od spodu, gdyby nie on - spojrzałam na Max'a i wbrew temu jaka jestem, Uśmiechnęłam się lekko, co odwzajemnił.

-Las nie jest teraz bezpieczny. Wracajmy

Do domu nie mieliśmy daleko, więc spokojnie ruszyliśmy na piechotę... A raczej oni ruszyli. Ja Mogłam sobie krzyczeć, protestować, szarpać się, ale Max mnie nie słuchał i oczywiście musiał mnie tam zanieść! No ludzie! Mam nogi i potrafię sama chodzić! Pod tym względem stał się strasznie opiekuńczy. Gdzie jest chłopak, który mi dokuczał i mnie denerwował? Jak to mówią: czas zmienia ludzi.

Po niecałych pięciu minutach byliśmy już w domu. Było jak zwykle. Liam i Ben grali na konsoli w jakąś grę, Liam jak zawsze mówi, że Ben oszukuje... Przecież zna jego historię, eh...

Toby tradycyjnie o tej porze opycha się goframi. Je tego mase, a i tak nie tyje. Szacunek.

Jeff miział się na kanapie z Niną, a raczej to ona się do niego miziała... Słodki widok (czujecie ten sarkazm?). W ogóle to śmierdzi tu jak nigdy!

-Ale cuchnie... - powiedział Max.

-Jack, LJ i Matt są w pokoju z głową tego stworzenia. Zastanawiają się co to może być - odpowiada Slender.

-Domyśliłam się... Postaw mnie! - w końcu raczył mnie posłuchać i delikatnie odstawił na ziemię.

-Max zostań tutaj, a ja opatrze Lili.

-Tak na szybkiego. Tan skrzat to Ben, maruda kolo niego to Liam, na kanapie siedzi idiota aka Jeff, a obok niego psychofanka i moja przyjaciółka Nina, właśnie, gdzie Deaney? - pytam, dziwiąc się, że jeszcze jej nie ma.

-Na randce. Za godzinę powinna wrócić - odpowiada Ben, nie odrywając wzroku od monitora.

-Okej. Zaraz wracam. Dogadajcie się - zaczęłam naśladować Slendera.

-Gdybym mógł to był się zaśmiał - odpowiedział tym samym tonem co zawsze. Zaśmiałam się i z jego pomocą poszłam do pokoju.

Liam:

-A ty kto? - usłyszałem podejrzany głos Toby'ego. Oderwałem wzrok od ekranu i spojrzałem na przybysza. Od razu się domyśliłem co jest jego "Hobby".

-Ja? Jestem Max. Ale od dłuższego czasu mówią mi Bloody Painter
___________________________
Większość z was domyśliła się kim jest Max i macie ode mnie gratulacje ^^ oto kolejny rozdział :) wiecie co robić ;)

Ps. Mam tydzień wolny xD życzę powodzenia maturzystą :3

Zło Nigdy Nie Śpi (CKM #2)✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz