ROZDZIAŁ 5

3.9K 274 47
                                    

Jack:

-Odwal się! To ja decyduje z kim się zadaje!

-Nie ufam mu!

-A komu ty ufasz?! Nagle zgrywasz starszego braciszka?!

-Po prostu Cię ostrzegam przed nim!

-A ja cię ostrzegam, że jeszcze jedno słowo, a wyrwę ci język!

Lili i Liam kłucą się już od godziny. A o kogo? Oczywiście, że o Max'a. Liam trochę za głośno powiedział co o nim myśli i Lili się wkurzyła. Rozumiem ją, ale Liam ma trochę racji. Też mu nie ufam, ale nie powiem tego. Zamiast wyciągać pochodne wnioski, należy trochę powęszyć.

-Długo to jeszcze potrwa? - pyta Jeff, który niedawno wrócił. To aż dziwne, że bez Niny.

-Przy dobrych wiatrach skończą za jakieś 20 lat - mówię już znudzony. Ich kłótnie to norma, ale jak to mówią kto się czubi ten się lubi. A w przypadku takiego rodzeństwa jak oni to całkiem naturalne.

-Milcz jak do mnie mówisz! Masz szczęście, że mam dobry chumor i nie wyrwę ci języka! - warczy w jego stronę mała. Nie wróżę mu tutaj długiej przyszłości jak nie ugryzie się czasem w język - Wychodzę! I uprzedzam, nie wiem kiedy wrócę! - krzyczy zła i wychodzi trzaskając drzwiami.

-Brawo stary, popisałeś się - klepie Liama po ramieniu.

-Co za baba!

-Ugryź się czasami w język Liam - LJ daje mu dobrą radę.

-Kiedyś... - Tak. Oni z pewnością są rodzeństwem

Lili:

Co za dupek! To moja sprawa z kim się zadaje! Znam bardzo dobrze Maxa i nie mam powodu, aby mu nie ufać! Jeśli ma z nim jakiś problem to niech załatwią to między sobą!

-Hej Liluś! Coś ty taka zła? - moje "rozmyślania" przerwała Deaney, którą spotkałam po drodze.

-Nawet nie pytaj! Liama mam po dziurki w nosie!

-Mogłam się domyślić, że chodzi o niego - mówi śmiejąc się. Nie wiem co w tym śmiesznego.

-Zmieńmy temat okej? Bo nie ręczne za siebie

-Okej! To się nawet dobrze składa! Mam do ciebie prośbę!

-Mam się bać? - pytam krzyżują ręce na klatce piersiowej. To nie wróży nic dobrego.

-Nie! To nic takiego... No może trochę... Chodzi o Jessie! - zapowiada się ciekawie.

-Co z nią?

-No bo... Chciałabym jej dzisiaj powiedzieć prawdę... Ale wiesz, nie chce, żeby uciekła nie dając mi szansy na wytłumaczenie więc... Chce abyś ze mną poszła - spojrzała na mnie robiąc oczka zbitego pieska. Westchnęłam.

-Niech zgadne. Mam dopilnować aby nie uciekła?

-Tak! Zrobisz to dla mnie? Proooooooszeeeeee... - i w tym momencie powiem...

-Dobra. Gdzie się umówiłyście?

-U niej! Boże Liluś kocham cię! - rzuciła mi się na szyję.

-Dobra spokojnie. I bez takich wyznań - śmieje się.
**********
-To tutaj - Deaney wskazała na całkiem duży, kremowy dom. Panna dobrze ułożona.

-Niezła chata - przyznałam i po chwili weszłyśmy na teren posesji. Dom był duży ale ogród naprawdę skromny. Równo skoszony trawnik, żywopłot, huśtawka dla max 2-3 osób i całkiem spora altanka - mieszka sama?

-Kiedyś mieszkała tu z bratem, ale pewnego dnia oznajmił, że się wyprowadza i od tamtej pory nie ma z nim kontaktu - mówi stając przed białymi drzwiami, prowadzącymi do domu.

-A rodzice?

-Nie żyją. Sprowadziła się tu po ich śmierci. Zostali zamordowani. Do tej pory nie znaleźli sprawcy - mówi Deaney, a mi włączyła się czerwona lampka, a jakby tego było mało czułam na sobie czyjeś spojrzenie. Odwróciłam się, ale tak jak myślałam nikogo nie było - Co się tak rozglądasz?

-Nieważne... - mówię wymijająco i razem z Deaney weszłam do środka. Od razu w oczy rzucił mi się duży salon. Jedyne co mi się nie podobało, to to, że było tu dużo bieli. Normalnie jak w szpitalu. Czy każda willa musi być w środku biała? To trochę nudne.

-Twoja dziewczyna nie jest oryginalna - Stwierdzam rozsiadając się na dużej kanapie.

-Nie oceniaj dobra? Jest fajniejsza niż ci się wydaje.

-A właściwie to gdzie ona jest? - goście są a gdzie domownik? Coś czuje, że Deaney chciała jej zrobić niespodziankę.

-Za chwile powinna wrócić... Tylko nie wystrasz jej okej? - mówi, patrząc na mnie poważnie.

-Ja nic nie zrobię! Nawet się nie odezwę... No chyba że zapomni z kim rozmawia...

-Lili!

-Dobra! Nie będę się wtrącać! - i po wypowiedzeniu tych słów usłyszałyśmy jak drzwi się otwierają, a później ktoś je zamyka. Po chwili do salonu weszła dziewczyna. Nawet ładna. Włosy miała w nie naturalnym kolorze czyli niebieski, oczy miała duże i również błękitne, sama miała jakieś 168 cm wzrostu i zdecydowanie była bardziej okrąglejsza ode mnie. Cóż uroki bycia małym zgredem.

-Hej Jessie - wita się z nią Deaney, a niebiesko włosa podskoczyła.

-Deaney! Wystraszyłaś mnie! Co cie sprowadza? I w ogóle jak się tu dostałaś? - pyta zdezorientowana a później jej spojrzenie spoczęło na mnie. Pewnie się domyślacie jaka była reakcja - T-To K-k-k-rwa-wa M-m...

-Tak tak we własnej osobie, witam - mówię znudzona, a moja przyjaciółka mrozi mnie wzrokiem.

-Właśnie o tym przyszłam z tobą porozmawiać... Ja... Ja jestem zabójcą. Dlatego nigdy ci nie mówiłam gdzie wychodzę wieczorami...

Dziewczyna była w takim szoku, że zemdlała.
____________________________
A więc wygrała okładka numer 3 :)

Jestem dla was za dobra xD wczoraj rozdział. Dzisiaj rozdział xD ale mam dobry humor to korzystacie xD

A co do rozdziału to co o tym myślicie? Co zrobi Jessie jak odzyska przytomność? A Deaney?

Do zobaczenia w następnym rozdziale :*

PS. W mediach macie przybliżony wygląd Jessie :)

Zło Nigdy Nie Śpi (CKM #2)✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz