Od razu piszę że postacie się nie zmieniają i są takie same jak w książce(niektórych może nie być).To tak życie 17-latki Rosmarie Hathaway toczy się dość spokojnie do momentu kiedy w Akademii Św. Władimira pojawia się nowy nauczyciel. Rose zakochuje...
Gdy wchodziłam na salę moją uwagę przykuła jedna rzecz. Mianowicie był to strażnik Bielikov siedzący na macie w rogu sali z książką w ręku. On chyba mnie nie zauważył, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać i po chwili wzięłam się za bieganie kółek dookoła sali. Oczywiście gdy robiłam ostatnie okrążenie musiałam się potknąć dokładnie w tej samej chwili, kiedy Dymitr wstawał z maty. Zamknęłam oczy w oczekiwaniu na spotkanie z podłogą, jednak tak się nie stało. Było jeszcze gorzej. Upadłam na strażnika i nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy nie ruszając się nawet o milimetr. Jak byśmy oboje wstrzymywali oddech, w obawie przed czymś. Po chwili jednak się otrząsnełam, muszę przyznać, że nie było to wcale proste. Zauważyłam, że on też sobie już uświadomił co się przed chwilą stało. Szybko podniosłam się z niego, a strażnik zaraz po mnie szybko wstał na równe nogi. -Przepraszam-mruknełam trochę zawstydzona, czułam jak rumienią mi się policzki, on chyba też to zauważył. Nic nie odpowiedział, tylko mi się przyglądał. Postanowiłam, że pójdę się już przebrać, ale gdy postawiłam krok do przodu poczułam rozpaczliwy ból w kostce i upadłam na ziemię. -Cholera!-wrzasnełam tak głośno, że chyba cała Akademia mnie słyszała. Dymitr szybko znalazł się obok mnie. -Po pierwsze nie przeklinaj, a po drugie nic ci nie jest?-powiedział ze zmartwieniem w głosie. Kiedy był przy mnie ból natychmiast znikał, czułam się przy nim całkowicie bezpieczna. -Nie nic mi nie jest-powiedziałam i próbowałam wstać, niestety nie poszło mi to za dobrze, kiedy już miałam upaść na ziemię poczułam jak jego ręce łapią mnie mocno w tali. -Przecież widzę, że nie możesz nawet wstać. Usiądź i pokaż mi swoją nogę-powiedział Bielikov i wypuścił mnie ze swojego uścisku. -Mówiłam, już że nic mi nie jest.-byłam nie ugięta. -A ja mówiłem, że masz uśiąść i pokazać mi swoją nogę. Sam stwierdzę czy nic ci nie jest.-powiedział z lekkim rozdrażnieniem w głosie. Uznałam, że tym razem odpuszczę i się go posłucham. Usiadłam na macie bez słowa i zdjęłam buta. Dymitr chwilę stał nademną i patrzył na mnie ze zdziwieniem. Pewnie myślał, że będę się wykłucać, o to że nic mi nie jest. W sumie to sama się sobie dziwię, że tak łatwo go posłucham. Ukuckął przy mnie i gdy dotknął moją kostkę po pierwsze przeszły mnie ciarki po całym ciele od jego dotyku, a po drugie poczułam pszeszywający ból. Zacisnełam mocno szczękę, co strażnik zauważył. -Bardzo cię boli?-zapytał zaniepokojony, co mnie lekko zdziwiło. -Troszkę-wyznałam -A ty mówiłaś, że nic ci nie jest. Najprawdopodobniej masz skręconą kostkę.-powiedział -Bo nic mi nie jest, a zresztą to niemożliwe. Pewnie jutro mi przejdzie i będzie wszystko wporzątku.-próbowałam sobie to wmówić. -Zaraz zaniosę cię do skrzydła szpitalnego. Poczekaj chwilę, tylko się przebiorę i nie próbuj nawet wstawać, bo jeszcze tylko pogorszysz swoją sytuację z kostką-powiedział z powagą -Sama sobię poradzę, nie trzeba mnie nosić-powiedziałam oburzona. Gdy miałam już zamiar wstać usłyszałam krzyk strażnika wchodzącego już do szatni. -Nawet nie próbuj!-ostrzegł mnie -Przecież nic nie robię!-odkrzyknełam -Oczywiście-powiedział z sarkazmem Skąd on wogule wiedział że chciałam wstać, przecież nawet mnie nie widział. Może to wyczuł? Nie, to nie możliwe. Chyba nie jestem taka przewidywalna, nigdy nie jestem przewidywalna, większość osób które znam mi to powtarzają. On mnie nawet dobrze nie zna, prawie wogule mnie nie zna, zresztą ja też go prawie nie znam. Trzeba przyznać, że to trochę pokręcone. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Dymitra. -Dobrze, już jestem, więc możemy iść-powiedział -Kto będzie iść ten będzie iść-powiedziałam złośliwie, a on tylko westchnął i przewrócił oczami. Podszedł do mnie i jedną ręką złapał mnie pod kolanami, a drugą położył mi na plecach. Innymi słowy można powiedzieć, że podniósł mnie w stylu panny młodej. Po chwili wyszliśmy z sali treningowej i ruszyliśmy w stronę skrzydła szpitalnego. Dziedziniec był prawie pusty, więc raczej nikt nas nie widział. Przez całą drogę żadne z nas się nie odezwało, była to trochę krępująca cisza. Gdy dotarliśmy już na miejsce strażnik Bielikov zawiadomił lekarkę, a że nie było innych pacjentów to przyjęto mnie od razu. Dymitr zaniusł mnie do gabinetu lekarki i posadził na kozetce, a sam usiadł na krześle obok. Po sekundzie do gabinetu weszła lekarka. -Dzień dobry Rose, dzień dobry strażniku Bielikov-powiedziała -Dzień dobry-pierwszy przywitał się Dymitr. -Dzień dobry doktor Oleandzka (tak nazywa się lekarka jakby co)-grzecznie ją przywitałam choć ten dzień dla mnie wcale nie był dobry ani udany, wręcz przeciwnie no ale nie ważne. -W jakim celu do mnie przychodzicie?-zapytała lekarka -Wywruciłam się gdy biegałam i chyba źle postawiłam nogę ale uważam, że nic mi nie jest-wytłumaczyłam jej -W taki razie po co do mnie przyszłaś-zapytała -Po pierwsze ja tu wcale nie przyszłam, a po drugie przyniesiono mnie tu wbrew mej woli-mówiąc to spojrzałam w kierunku strażnika z podkreślając swoje niezadowolenie -Dobrze ale skoro już tu jesteś to pozwól, że obejrzę twoją nogę-powiedziała po chwili lekarka -Proszę bardzo-odpowiedziałam lekko poddenerwowana. Doktorka założyła swoje okulary na czubek nosa, zbliżyła się do mnie po czym dokładnie zaczęła oglądać moją nogę. Jak dotknęła mojej kostki skrzywiłam się lekko i mocno zacisnełam szczękę. Po tym jeszcze chwilę oglądała ją i stwierdziła -Rose niestety z wielką przykrością muszę oznajmić, że masz skręconą kostkę.-powiedziała ale ja nie przyjęłam tego do wiadomości. -To niemożliwe, napewno się pani pomyliła, to nie może być nic poważnego-mówiłam lekko przerażona -Niestety Rose ale masz skręconą kostkę. Zaraz podam ci leki przeciw bólowe i nałoże ci bandaż elastyczny, żeby trochę usztywnić kostkę. Znajdę ci też kule żebyś mogła się sama chodzić.-powiedziała -Ale będę mogła chodzić na treningi?-zapytałam z nadzieją, chociaż spodziewałam, się że pewnie będę zmuszona z nich zrezygnować. -Niestety ale nie. Wiem że ci na tym zależy ale ze skręconą kostką nie możesz ćwiczyć-lekarka potwierdziła tylko moje przeczucia -Ale ja muszę chodzić na treningi, ja muszę ćwiczyć!-wykrzyczałam -Rose uspokój się w takim stanie nie możesz brać udziału w treningach, zresztą to tylko maksymalnie dwa tygodnie.-próbowała mnie uspokoić lecz tylko pogorszyła sprawę. -Że co?!? Dwa tygodnie?!? Ale ja muszę ćwiczyć!-znowu się wydarłam -Na pewno nie wtakim stanie-odezwał się Bielikov siedzący obok mnie na krześle, wogule zapomniałam, że on tu jest. -W jakim stanie!?! Przecież nic mi nie jest!-krzyknęłam, bo zaczęły mi już puszczać nerwy. -Rose masz skręconą kostkę i ty uważasz jeszcze, że nic ci nie jest?-zapytał strażnik próbując zachować spokój ale ja wiem, że już zaczęłam go denerwować. -Dokładnie tak-odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy. W tym czasie kiedy sprzeczłam się z Bielikov'em doktor Oleandzka usztywniała mi kostkę owijając ją bandarzem elastycznym. Gdy już skończyła zwróciła się do nas. -Poczekajcie chwilkę, ja wyjdę tylko po tabletki i kule. Zaraz wracam.-powiedziała i wyszła z gabinetu. Jak jej nie było siedzieliśmy w milczeniu. -Rose proszę tu masz swoje tabletki, które masz zażywać raz dziennie i kule. Za dwa tygodni przyjdź proszę na kontrolę, a i jakby coś się działo to zgłoś się do mnie.-powiedziała lekarka podchodząc do mnie i wręczając mi rzeczy. -Dobrze-odpowiedziałam -A i pamiętaj żeby teraz nie nadwyrężać kostki, więc na treningi nie możesz chodzić. Rozumiemy się?-dodała po chwili. -Postaram się-powiedziałam trochę przygnębiona. -A Pana proszę żeby pan ją dopilnował-zwróciła się do Dymitra -Oczywiście, postaram się-odpowiedział jej strażnik -To w takim razie dowidzenia.-pożegnała nas lekarka -Dowodzenia-odpowiedziałam i wyszliśmy z gabinetu -Odprowadę cię do dormitorium- powiedział Bielikov gdy byliśmy już na dworze -Nie trzeba sama świetnie sobie poradzę-powiedziałam-A zresztą i tak najpierw muszę iść na salę treningową po moje rzeczy-dodałam -To nie było pytanie, więc i tak cię odprowadzę do dormitorium, a po drodze zajdziemy po twoje rzeczy-uznał Dymitr Już nic nie mówiąc skierowaliśmy się na salę treningową. Gdy już dotarliśmy na miejsce szybko spakowałam swoje rzeczy do torby i przeżuciłam ją przez ramię. -Masz wszystko?-zapytał strażnik -Tak, możemy już iść.-odpowiedziałam Gdy kierowaliśmy się do wyjścia Bielikov się odezwał -Pomóc ci?-zapytał. Na początku nie zrozumiałam o co mu chodzi, jednak po chwili ogarnęłam, że chodzi mu o moją torbę. -Nie, sama sobie poradzę-odpowiedziałam, po czym wyszliśmy na zewnątrz. W sumie to ja szłam o kulach. Drogę do dormitorium pokonaliśmy w ciszy. Gdy byliśmy już pod drzwiami mojego pokoju, miałam już je otworzyć i się pożegnać ale on mnie uprzedził. -Dowidzenia-powiedział Dymitr -Do zobaczenia na treningu-odpowiedziałam z uśmiechem i miałam zamiar już wejść do pokoju gdy znów się odezwał. -Na jakim treningu Rose, przecież masz skręconą kostkę. Nawet jeśli przyjdziesz na lekcję to na pewno nie pozwolę brać ci w niej udziału-powiedział z powagą Bielikov -To się jeszcze okaże towarzyszu-powiedziałam i weszłam do pokoju zamykając za sobą drzwi. Nie wiem czemu nazwałam go towarzyszem. Może dla tego że cały czas mi towarzyszył od tego incydentu na sali aż do drzwi mojego pokoju, trochę to dziwne ale mam wrażenie, że się o mnie martwił cały ten czas. Co ja wogule sobie myślę przecież to niemożliwe jestem tylko jego uczennicą i pewnie nikim więcej, szkoda. Po moich rozmyślaniach postanowiłam wziąść prysznic i położyć się spać, bo byłam bardzo zmęczona ostatnimi wydarzeniami. Gdy wyszłam z łazienki przebrałam się w piżamę,
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
odłożyłam kule obok łóżka, zgasiłam jeszcze światło i położyłam się spać.
***sen*** Siedziałam na plaży i oglądałam zachód słońca. Był taki piękny. Nagle poczułam, że ktoś mi się przygląda i odwróciłam głowę, żeby zobaczyć kto to jest. Gdy się odwróciłam zobaczyłam te piękne brązowe oczy Dymitra. Przez chwilę wpatrywaliśmy się sobie w oczy, gdy on spostrzegł, że przyłapałam go na tym, że mi się przyglądał obrócił głowę potajemnie nadal na mnie spoglądając, za to na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Jeszcze przez chwilę na niego patrzyłam, a potem obruciłam się w stronę morza. Nagle przed oczami zaczęły mi się pojawiać obrazy rozbitego samochodu, sceny z wypadku. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, lecz szybko zrozumiałam, że to nie mój sen, to Lissa wciągnęła mnie do swojej głowy.
*rzeczywistość* Próbowałam się obudzić. Gdy mi się to udało byłam cała zlana zimnym potem. -Muszę iść do Lissy-powiedziałam sama do siebie, w pośpiechu zeszłam z łóżka i wybiegłam z dormitorium kierując się w stronę pokoju Lissy. --------------------- Wiem, że długo nie było nowego rozdziału i bardzo za to przepraszam ale chciałam, żeby ten rozdział był dłuższy. Ten rozdział ma 1691 słów bez tej notki, po prostu nie możliwe(przynajmniej dla mnie). Bardzo dziękuję za gwiazdki, komentarze i odsłony. Następny rozdział postaram się wstawiać jak najszybciej. Bardzo przepraszam za błędy językowe jak i jakiekolwiek inne. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję i zapraszam do czytania mojego drugiego ff, które możecie znaleść na moim koncie.