ROZDZIAŁ 1 (II)

544 68 1
                                    

Od ponad godziny jedziemy w ciszy, i nawet ja - osoba, która ceni sobie spokój - zaczynam się powoli irytować. Blondyn chyba czuje to samo, bo nerwowo stuka palcami o kierownicę.
- Więc, - zaczyna, a ja wypuszczam powietrze z ulgą - jak masz na imię?
Przejeżdżamy właśnie obok reklamy słodyczy, a ja mówię pierwszą rzecz jaka przychodzi mi na myśl:
- Suga - odpowiadam i znów uciekam wzrokiem do okna.
- Naprawdę? - pyta rozbawiony.
- Wszelkie zażalenia proszę składać do moich rodziców - chłopak chichocze, a ja jestem z siebie dumny. Nie raz słyszałem, że betonowy słup ma więcej charyzmy i poczucia humoru ode mnie. - A ty? - pytam i na sekundę spoglądam na blondyna.
- Namjoon - wyciąga ze schowka butelkę wody i przypadkowo ociera się o moje kolano. Podskakuję jak oparzony.
- Jestem aż taki straszny? - unosi brew, jednak zaraz potem wybucha śmiechem, prawdopodobnie widząc moją minę. Nigdy nie lubiłem, gdy ktoś mnie dotykał. Akty czułości nie wchodziły w grę. Jednak tym razem dreszcz, który mnie przeszedł nie był spowodowany obrzydzeniem, więc czym?
- Chcesz? - unosi butelkę. Krzywię się, jednak przyjmuję napój i biorę kilka sporych łyków.
- Dziękuję - odpowiadam i spuszczam wzrok na swoje splecione dłonie.

Jest mi dość duszno, więc zdejmuję bluzę i teraz mam na sobie jedynie czarny T-shirt i ciemne jeansy z ogromną ilością dziur, oraz trampki.
Wyciągam z kieszeni telefon i przeglądam się w jego ekranie.
Mam spore cienie pod oczami, a miętowe włosy poważnie potrzebują grzebienia. Nagle sobie o czymś przypominam. Otwieram tylną klapkę telefonu, wyciągam kartę SIM, a następnie wyrzucam ją przez okno.
Namjoon unosi brwi, jednak nic nie mówi. Opieram czoło o szybę i zamykam oczy. Zasypiam.

Budzi mnie dźwięk klaksonu. Zrywam się i uderzam głową w okno. Na dworze zaczyna się już robić ciemno. Zauważam, że jestem przykryty moją bluzą. Uśmiecham się i ziewam prostując ramiona.
- Długo spałem?
- Kilka godzin - odpowiada Namjoon i patrzy na GPS. - Co powiesz na postój? Niedaleko jest stacja benzynowa.
Kiwam głową.
- Mogę cię zmienić za kółkiem - proponuję. - Jeśli chcesz.
- Dokąd ty właściwie jedziesz? - pyta powoli zjeżdżając na parking stacji.
- A ty?
- Do domu, ale to na drugim końcu kraju - odpowiada.
- Idealnie - mówię i wysiadam z auta. Chwilę chodzę w kółko starając się zwalczyć skurcz w nodze, a następnie udaję się do toalety.

Gdy wracam na parking nie widzę ani Namjoona, ani jego samochodu.
Nie panikuj Yoongi..
Cholera, jeśli mnie tu zostawił jestem udupiony. Nie mam pojęcia gdzie jestem, a wszystkie moje pieniądze zostały w walizce. Nie mogę też do nikogo zadzwonić, bo wyrzuciłem tę pieprzoną kartę.
Śmieję się z własnej głupoty i siadam na krawężniku chodnika.
Odchylam głowę i zakrywam twarz dłońmi.
Tylko bez paniki..
- Suga? - ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu. Odwracam się gwałtownie, to Namjoon. Wypuszczam powietrze z ogromną ulgą.
- Gdzie ty byłeś do cholery?! - unoszę się mimo ogromnego uśmiechu na mojej twarzy.
- Musiałem przeparkować, żeby zatankować, a potem poszedłem kupić nam coś do jedzenia - podaje mi hot-doga i siada obok mnie. - Coś się stało?
- Nie - odwracam głowę zawstydzony własną głupotą. Nawet nie pofatygowałem się sprawdzić gdzieś indziej. - Po prostu.. nie ważne - macham ręką nadal nie patrząc w jego stronę, jednak czuję na sobie spojrzenie blondyna.
- W porządku - chłopak wstaje i wyciąga dłoń w moją stronę proponując pomoc. Nie chwytam jej.
- Więc teraz to ja kieruję? - pytam.
Namjoon kiwa głową i bierze gryza swojego hot-doga.

Za oknem jest już ciemno, a blondyn śpi od niecałej godziny. Na drodzę jedziemy praktycznie sami. Ściągam bluzę i przykrywam nią chłopaka, ponieważ zauważam na jego ramionach gęsią skórkę.

Po trzech godzinach jazdy oczy zaczynają mi się zamykać. Zauważam parking. Zjeżdżam na niego, po czym odpinam pas Namjoona i swój. Ustawiam nasze fotele w pozycji leżącej i kilkukrotnie sprawdzam, czy drzwi są zamknięte od środka. Powoli przechodzę na tylne siedzenia i wyciągam z mojej walizki czarny sweter. Gdy wracam na swoje miejsce zawijam się nim, a powieki same mi opadają.

Budzę się, gdy słońce jest już wysoko na niebie. Cholera. Moja noga jakimś cudem znalazła się na udzie Namjoona, a jego dłoń leży niebezpiecznie blisko mojego rozporka. Siadam i delikatnie ściągam rękę chłopaka z mojego podbrzusza. Najciszej jak potrafię wysiadam z auta i prostuję plecy.
Niedaleko parkingu zauważam mały sklepik, i jeśli mi się poszczęści będzie już otwarty. Wracam do samochodu i wyciągam portfel z walizki.

Po kilku minutach wsiadam do środka z trudem utrzymując dwa parujące kubki z kawą i torbę rogalików.
Słyszę pomruk zadowolenia. Namjoon podnosi się do pozycji siedzącej i przeciera oczy ziewając. Muszę przyznać, że to naprawdę uroczy widok.
- Kawa? - pyta zaspanym głosem.
- I śniadanie - macham mu przed nosem pachnącym croissantem.
- Która godzina?
- Koło 9 - odpowiadam i pociągam łyk z mojego kubka. Krzywię się - ta kawa jest obrzydliwa. Ale lepsze to niż nic - piję kolejny raz, już przyzwyczajony do goryczy. Chłopak zabiera się do rogalika.
Okazuje się, że są one nadziewane, i gdy Namjoon bierze spory gryz większość nadzienia ląduje na jego brodzie. Nie myśląc wycieram jego podbródek kciukiem i zlizuję czekoladę z palca.
Blondyn przez chwilę zamiera, podobnie jak ja. Nienawidzę tego palącego uczucia w policzkach, gdy się rumienię.
Jednak dotychczasowe pieczenie nie może równać się z żarem, który czuję teraz. Spuszczam wzrok.
- Przepraszam - mówię. - Powinniśmy jechać.
- W porządku. Mam poprowadzić? - pyta, jednak wiem, że nie patrzy w moją stronę, podobnie jak ja nie patrzę w jego.
- Nie trzeba - odpowiadam obojętnym tonem i odpalam samochód.
- Dzięki za bluzę.
Kiwam głową i wypuszczam powietrze.
Dzięki za mieszanie mi w głowie - myślę.

CONFUSED || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz