ROZDZIAŁ 6 (II) + Autopromocja

401 59 19
                                    

Obojętność.
To uczucie towarzyszy mi, gdy pakuję swoje rzeczy z powrotem do walizki.
Jest ze mną, w momencie kiedy Namjoon wchodzi do sypialni recytując jakieś beznadziejne słowa na swoją obronę.
Obojętność trzyma mnie za dłoń, gdy rzucam mu ostatnie spojrzenie, które pokazuje tak wiele.
Nie muszę nic mówić on wie, że go nienawidzę.
Wszystko dzieje się jakby za mgłą.. odlegle.
Czuję się jakbym oglądał jakiś film, w którym życie głównego bohatera jest wielkim gównianym żartem.

Obojętność, to jedno z tych banalnych słów, które po dziesięciokrotnym wypowiedzeniu na głos tracą swój sens. Uśmiecham się smutno. Pustka towarzyszyła mi od małego. Zastępowała rodzinne ciepło, przyjaciół i uczucia. Nigdy mnie nie odtrąciła, a jednak to ja odtrąciłem ją. Dlaczego? Ponieważ jej miejsce zastąpiła nadzieja. Nadzieja, że mogę zacząć od nowa. Moją nadzieją był Namjoon. Chłopak, przez którego uwierzyłem, że mogę kogoś pokochać z wzajemnością. Chłopak, który mógłby obdarzyć mnie uczuciem, nie widząc o tym kim jestem, a raczej byłem. Jednak on wiedział. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Uczestniczyłem w jakiejś chorej grze. Ja byłem pionkiem. Namjoon kostką. Jednak to Joonsu nią rzucał.

Przybijam sobie mentalną piątkę za trafne porównanie.
Może zostanę poetą, gdy już wrócę do domu?
Wzdrygam się na to słowo, a starsza pani siedząca na przeciwko mnie rzuca w moją stronę dziwne spojrzenie.
Dla niektórych dom kojarzy się z rodzinnym ciepłem, jednak dla mnie są to tylko puste 4 ściany. No, nie do końca puste.. kapie w nich od niepotrzebnego przepychu.
Moje czoło uderza o szybę, gdy pociąg przyśpiesza.
- Nie jest ci zimno, młody człowieku? Masz na sobie tylko podkoszulek.
Podnoszę wzrok. Starsza pani z naprzeciwka wyciąga w moją stronę koc. Rzeczywiście, w pośpiechu zapomniałem nawet ubrać bluzy.
Waham się tylko chwilę.
- Tak, dziękuję - uśmiecham się ciepło. Naprawdę ciepło.
Owijam całe ciało przykryciem i pewnie wyglądam jak chodzące burrito, jednak kobieta tego nie komentuje, jedynie chichocze.

Od godziny jedziemy w ciszy, a ja układam w głowie plan, co powiem Joonsu, gdy się spotkamy.
Obserwuję świat zza szyby pociągu. Zaczyna padać, jest ponuro i zimno. Pani na przeciwko zasnęła. Sam chętnie położyłbym się spać, jednak wiem, że nie odpłynę. Jestem zbyt.. zestresowany? zdenerwowany? Nie wiem. Wyłamuję wszystkie palce i przez przypadek trącam łokciem butelkę stojącą obok mnie. Przedmiot spada na podłogę i budzi starszą kobietę.
- Przepraszam! - mówię pośpiesznie.
- Nic się nie stało - posyła mi zaspany uśmiech. - Czym się tak martwisz?
- Niczym.. - odpowiadam nieco opryskliwie, jednak zaraz robi mi się głupio. - Ja.. dawno nie byłem w domu i trochę się stresuję.
- Rozumiem - odpowiada, jej ton nie wskazuje na to, żeby była urażona. - Ja wracam do Daegu, do rodziny.
- To tak jak ja - uśmiecham się i próbuję skojarzyć tę kobietę, jednak jej nie pamiętam.
Starsza pani kiwa głową i rzuca coś o długości podróży. Przytakuję.

Reszta drogi mija nam bardzo szybko. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Kobieta, wbrew moim obawom, nie zadawała mi osobistych pytań. Nie pytała nawet o imię.
Wysiadam z pociągu trzymając swoją walizkę i oferuję pomoc kobiecie.
- Dziękuję, muszę już iść. Córka na mnie czeka. Powodzenia, Yoongi..
Skąd ona..
Otwieram usta, jednak tylko kiwam głową.
Przyda się.

Drogę do domu mogę przejść nawet z zamkniętymi oczami. Jednak nie tam się kieruję.
Muszę odwiedzić brata, Joonsu.

Mijam znajomą bibliotekę, kiosk, w którym pierwszy raz jako nastolatek kupiłem sobie fajki, niewielki park, a następnie wchodzę do jednej z bogatszych dzielnic. Znam te budynki na pamięć, tu mieszka rodzina snobów o nazwisku Kim, tam córka ważnego polityka, a za rogiem pani doktor. Dom Joonsu znajduje się przy końcu ulicy. Jest spory, jednak w porównaniu z innymi budynkami tutaj nie robi aż takiego wrażenia. Staję pod czarną furtką i naciskam dzwonek. Po kilku chwilach widzę jak ciemne dębowe drzwi otwierają się na oścież. W progu stoi chłopak tak łudząco mnie przypominający. Mamy tę samą postawę, nasza cera jest równie blada, ten sam wyraz twarzy, jednak u niego dochodzi również ten protekcjonalny irytujący uśmieszek. Krzyżuje ręce na klatce piersiowej i odchyla głowę do tyłu. 

- Proszę, proszę. Kogo my tu mamy - uśmiecha się szyderczo, a ja nagle przypominam sobie jak bardzo go nienawidzę. Targają mną sprzeczne emocje, z jednej strony chciałbym tam wejść i po prostu go uderzyć, a z drugiej uciec i schować się w ciemnym kącie i zostać tam do końca życia. 
Najwyraźniej nie dane mi będzie spróbować opcji drugiej, ponieważ Joonsu otwiera furtkę i zaprasza mnie do środka. Przechodzę kamienną dróżką, a po chwili znajduję się już pod jego drzwiami. Mój brat jest już we wnętrzu swojego domu i krzyczy coś o tęsknocie, jednak ja go nie słucham. W kilka sekund wyrównuję z nim krok i nie czekając na lepszą okazję uderzam go pięścią w twarz. Zdezorientowany blondyn zatacza się i z trudem łapie równowagę. Łapie się za nos i klnie.

- Co do cholery - syczy.

- Należało ci się - odpowiadam chłodnym tonem. 

- Jesteś zły o tę sprawę z Namjoonem? Daj spokój Yoongi, chyba nie sądziłeś, że na tym świecie istnieją jeszcze tak dobrzy ludzie? Ojej, ojej przygarnę do mieszkania jakąś obcą przybłędę z drogi, ponieważ jestem pieprzoną fundacją charytatywną! - śmieje się. - Może jeszcze coś do siebie poczujemy i założymy szczęśliwą rodzinkę. 

Zaciskam pięść, a moje knykcie przybierają jeszcze bledszą barwę. 

- Nic nie wiesz - mówię cicho.
- Jesteś w błędzie - prostuje się i wyciera nos. - To ty żyjesz w jakiejś swojej bańce z dala od problemów i trosk. Pomogłem ci się stąd wyrwać.

- Pomogłeś? - parskam - nasłałeś na mnie Namjoona, ale nadal nie rozumiem dlaczego..

- To proste - kręci głową - nie chciałeś się zrzec swojej części spadku. 

- Miałem do niego takie samo prawo jak i ty. 

- Ale oficjalnie byłeś martwy! Coś za coś.. Chciałeś uciec, a to kosztuje. Należały mi się te pieniądze, a ty z tego co sobie zabrałeś na spokojnie wyżyłbyś do czasu znalezienia sobie gdzieś pracy..

- Nie bądź śmieszny.. Ale co ma Namjoon do tego wszystkiego? 

Joonsu podchodzi do barku i nalewa sobie whiskey do szklanki. 

- On miał tylko zdobyć twoje zaufanie i kiedyś ''przypadkiem'' skłonić cię do podpisania jakiegoś papierku, wiesz umowa najmu lub jakieś inne pierdoły. 

- Ale to byłoby oświadczenie, że zrzekam się spadku na twoją korzyść? - dopowiadam sobie.

- Bingo! Tylko Namjoona dorwało sumienie i chciał się wycofać, a z tego co wiem ty usłyszałeś jak ze mną rozmawia. Koniec historii. 

- Obydwoje jesteście siebie warci - mam ochotę splunąć, jednak zamiast tego odwracam się na pięcie i kieruję się do wyjścia. Joonsu milczy i czuję na sobie jedynie jego wzrok. 

Wychodzę. Zgarniam swoją walizkę i poboczem ulicy idę do swojego domu. Stamtąd mam zamiar jeszcze raz przygotować się do wyjazdu. Tym razem żadnego stopa, same pociągi. 
Rzucam ostatnie spojrzenie w kierunku parceli mojego brata. Wątpię, żebym jeszcze tu zawitał. 



Postanowiłam jednak skończyć to opowiadanie, ponieważ nie dawało mi spokoju. Wątpię, że ktoś to jeszcze czyta, ale i tak mam zamiar doprowadzić je do końca. 

Chciałabym przeprosić za tak długą nieobecność. W między czasie ruszyłam z nowym fanfikiem, na który zapraszam. Horoscope znajdziecie na moim profilu! Dziękuję. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

CONFUSED || BTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz