14.Czwarty anioł.

764 77 10
                                    

  Ailya.

Mai miała taką figurę, że praktycznie w każdej sukience wyglądała olśniewająco. Dlatego też nie mogłam doradzić jej, w której prezentuje się najlepiej.

Obeszłyśmy dziesięć salonów sukien ślubnych, przymierzając dziesiątki sukienek, począwszy od prostych, kończąc na takich, które zawsze upodabniają człowieka do mufiny, jednakże Mai, bez względu na fason, wyglądała pięknie.

Siedziałam na kanapie, próbując stłumić ziewnięcie totalnego znudzenia, podczas gdy ona oglądała się w lustrze pod każdym kątem. Ekspedientka cały czas powtarzała jej, że sukienka jest śliczna i powinna ją kupić, nie ważne, że tyczyło się to każdej z nich!

— Och, Ailya i co ja mam zrobić? Wszystkie mają w sobie to „coś" — westchnęła Mai, załamując ręce.

— Moje biedactwo. — Spojrzałam na nią litościwie. — Twoja uroda to istny problem! Żadna kobieta nie zamieniłaby się z tobą miejscem!

Dostałam od niej kopniaka w kostkę, za co ją podziwiam, gdyż jej malutka stópka musiała pokonać ciężar materiału ogromnej sukni, by wynurzyć się na światło dzienne i zasadzić mi bolesne uderzenie.

— Powinnaś mnie teraz wspierać! — fuknęła i znów spojrzała w lustro. — Chcę wyglądać tego dnia naprawdę pięknie.

— I uwierz mi, że tak będzie. — Wstałam i położyłam jej od tyłu ręce na ramionach. Patrzyłyśmy na siebie w lustrzanym odbiciu z pewnym sentymentem. — Ty jesteś piękna, sukienka tylko dodatkowo cię ozdobi.

Uśmiechnęła się do mnie ze wzruszeniem. Nasze odbicia ukazywały oblicza dwojga kobiet, które nie były już nastolatkami. Chwile, gdy nocowałyśmy pod namiotami, a latarki rozpraszały ciemności wokół nas, gdy w powietrzu wznosiły się nasze głosy, tak pełne zwierzeń, bezpowrotnie minęły. Lecz doceniałyśmy fakt, że teraz dostałyśmy od losu kolejną szansę bycia razem i wspierania się. Chociaż umierałam z nudów, zaliczając niekończącą się litanie salonów sukien ślubnych, nie chciałabym być w innym miejscu, jak właśnie przy niej.

Mai zmierzyła się ponownym spojrzeniem, skierowanym w stronę lustra i stwierdziła, zabawnie przechylając na bok głowę:

— Wiesz co? Skoro naprawdę w każdej wyglądam dobrze, może wybiorę najwygodniejszą?

— Otóż to! — zgodziłam się entuzjastycznie, postanawiając dzisiaj pełnić funkcję jej przypochlebcy. W końcu bardzo ją kochałam. — Jesteś nie tylko piękna, ale i genialna!



***

Wracałyśmy do domu spacerowym tempem. Pogoda dopisywała, nie mogło być inaczej, toteż cieszyłyśmy się miłym popołudniem, zadowolone, że udało się wybrać sukienkę, a nawet poprosić o kilka poprawek na zamówienie.

Ekspedientka przystała na wszystko, bowiem wybrałyśmy kreacje z wyższej półki, toteż kosztowała krocie, ale Mai było na to stać. Rodzice, pracujący od pięciu lat w sąsiednim, większym mieście, dogadzali jej we wszystkim, ale miała też własne fundusze, zarobione dzięki cukierni.

Imponowała mi jej niezależność, a także cieszyłam się, że znalazła kogoś takiego jak Loy.

— Ailya? — Usłyszałam jej głos, gdy szła, nie odrywając wzroku od ekranu mojej lustrzanki.

— Tak?

— Co łączy cię z Lavanem McDichanem?

Pytanie to tak mnie zaskoczyło, że potknęłam się na gładkim chodniku. Odgarnęłam włosy z twarzy, przybierając obojętny wyraz.

— Nic, a o co chodzi? — Byłam pełna podziwu dla swoich umiejętności aktorskich. Jednakże dłonie i tak wsunęłam dyskretnie do kieszonek szortów, napinając przy szyi ramiona.

— Jest na każdym zdjęciu. — Uśmiechnęła się do mnie z rozbawieniem, a potem pokazała ekranik, gdzie przewijała mi zdjęcia z urodzin Pawuta. Początkowo wcale nie miałam zamiaru paradować na nim aparatem, ale ostatecznie mój nałóg do robienia zdjęć w każdej, ważniejszej chwili życia stał się silniejszy od rozsądku. Teraz płaciłam za to cenę.

Najgorsze, że naprawdę Lavan był na każdym, które zrobiłam. Przewijał się czasem z tyłu, czasem z boku, na kilku był niemalże w centrum obiektywu, ale pojawiał się ciągle, na wszystkich. Musiałam świrować, ponieważ w trakcie przyjęcia nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak go śledzę.

— Tłumacz się. — Ogniki rozbawienia w spojrzeniu Mai mnie spłoszyły. Chciałam dać nogi za pas, ale przecież nie mogłam zachować się, aż tak głupio. Sprawę należało rozsądnie uzasadnić.

— Nie ja robiłam zdjęcia — odparłam, przełykając ślinę. — Pożyczyłam aparat komuś innemu.

— Komu? — Nie bardzo mi wierzyła.

— Takiej jednej dziewczynie, strasznie w nim zakochanej.

— Czyżby tej, która ciągle jest przy nim na tych zdjęciach? — Mai wybuchła śmiechem, a potem dała mi z łokcia sójkę. — No już, przecież nie jestem głupia. Co się święci?

— Och, jakaś ty uparta! — zdenerwowałam się trochę, ponieważ wiedziałam, że moja relacja z Lavanem już dawno wymknęła mi się spod kontroli. — Przyjaźnie się z nim. Wiesz dobrze, że on mieszka w moim rodzinnym domu.

— No pewnie. — Przyjaciółka wyłączyła aparat i oddała mi go. — Podoba ci się?

Spiorunowałam ją wzrokiem.

— Co ty pleciesz!

— A więc podoba się. — Kiwnęła głową z powagą uniwersyteckiego wykładowcy w obliczu jakiegoś zagadnienia. — Wiesz, wcale ci się nie dziwie: młody, przystojny, do tego te oczy...

— Przestań! — krzyknęłam z wesołym oburzeniem.

— Chciałam dodać jeszcze, że pięć lat młodszy od ciebie. — Spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. Splotła ramiona i już wiedziałam, że włączyła się jej troska. — A co z Virati'em?

— Po tym, jak jego ojciec trafił do szpitala, odprawił mnie z kwitkiem — spochmurniałam. — Mówi, że teraz nie jest sobą i takie tam. Chcę być sam, a ja to szanuję.

— Nie przestałaś go kochać, widzę to po tobie. — Mai skwitowała tę prawdę z ciężkim westchnięciem. — Podsumowując, Virati i Lavan jednocześnie dobijają się do twojego serca?

— Nie wiem. — Poddałam się, zrezygnowana. — Jestem głupia, prawda?

— Skądże! — Pogłaskała mnie pokrzepiająco po ramieniu. — Ale Virati chyba oszalał...

— Właśnie, że dobrze się stało. Nie mogę z nim być, doskonale wiesz dlaczego — jęknęłam żałośnie, a ona kiwnęła głową.

— Pewnie, kurczaku, ale uważam, że to twoje fanaberie. Jednak, skoro nie Virati, to Lavan? Chcesz się umawiać z Lavanem? Oj, pewnie, że chcesz! Wiesz, jak teraz wyglądasz!

— Jak idiotka? — Zrobiłam ponurą minę.

— Jakbyś zakochała się po uszy. Osobiście myślę, że związek z młodym, jeszcze niedojrzałym chłopakiem to kompletne szaleństwo, ale wiesz... zaakceptuje każdy, twój wybór.

— O czym ty mówisz!? — Podniosłam głos, nie chcąc tego słuchać. — Lavn... on..., zresztą nieważne!


Tylko Przez ChwilęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz