15.La vie en rose.

825 81 9
                                    

(Polecam do słuchania przy czytaniu <3)

(Polecam do słuchania przy czytaniu <3)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

  Ailya.

Rozpadało się na dobre, byłam morka i zziębnięta, a jedyne, o czym mogłam myśleć to, że jestem w ramionach Lavana. Z jednej strony czułam się niczym w pięknym śnie, z drugiej, racjonalna cześć mojej osoby krzyczała wniebogłosy, że sytuacja jest nieprzyzwoita.

Nie powinnam ewidentnie z nim flirtować, zbliżać się do niego bardziej niż to konieczne. Nie wróciłam do Choolumpo po nową miłość, uciekałam przed życiem, którego nienawidziłam. Co z postanowieniem o nienawiązywaniu intymnych relacji z drugim człowiekiem?

Najwidoczniej byłam słabsza, niż sądziłam. Jednakże nikt nie działał na mnie w tak silny i zarazem dziwny sposób jak Lavan. Wydawało mi się, że nawet związek z Virati'em nie budził we mnie tylu emocji, które czułam w ramionach Lavana. A może już zapomniałam, jak pięknie było w ramionach Viratia? Miałam kompletny mentlik w głowie. Nie wiedziałam, czego chcę, a co gorsza: pragnęłam tego, czego mieć nie powinnam.

Mimo to nie protestowałam. Lavan nagle obudził się z letargu, uświadamiając sobie, że stoimy na deszczu. Wtedy zaniósł mnie aż na werandę.

— Co robisz? — zapytałam, gdy postawił mnie leciutko na ziemi. — Przecież muszę wracać do domu.

— W taką pogodę? — Uśmiechnął się ironicznie. — Będzie padać co najmniej do rana.

— Niedaleko mam do domu — zaprotestowałam, odgarniając z twarzy mokre włosy. On, przemoczony do suchej nitki, prezentował się zabójczo dobrze, więc nie umiałam kłócić się na swoją korzyść, za bardzo wstrzymując z wrażenia oddech.

— Odstawię twoją vespę do garażu. — Wzruszył ramionami. Jeżeli słyszał moje słowa, nie dał po sobie tego poznać. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ale zbiegł już ze schodów, nie pozostawiając mi możliwości podjęcia własnej decyzji.

Czy jednak chciałam ją podejmować? Zawsze imponowali mi mężczyźni stawiający na swoim. Wprawdzie Lavana należało traktować jeszcze jak młodego chłopaka, ale stykałam się z jego silną pewnością siebie i czułam się zaskakująco dobrze. Jakbym niczego nie musiała się obawiać.

Jeżeli on uważał, że moja obecność u jego boku nie była tak gorsząca, jak sądziłam, to czy i ja mogłam cały czas linczować się za to, że tak bardzo go lubię?

Gdy wrócił, nie ruszyłam się z miejsca, co skomentował cichym śmiechem i pchnął drzwi, zapraszając mnie gestem ramienia do środka. Byłam zażenowana, ale ostatnio przy Lavanie nie umiałam się przed tym ochronić.

Dygotałam z zimna, a może z podekscytowania, że byłam z nim sam na sam w wielkim domu, podczas gdy deszcz walił w dach przeraźliwie głośno, tworząc książkowy nastrój, idealny dla pary zakochanych.

— Nie mam kobiecych ubrań, ale przyniosę ci coś suchego z mojej szafy. Na górze jest łazienka, zaprowadzę cię — powiedział.

Spojrzałam na niego z wdzięcznością, a potem na swoją przemoczoną bluzkę, klejącą mi się do ciała jak druga skóra. Wtedy zobaczyłam, że materiał prześwitywał, a moje piersi były prowokująco obnażone.

Dostałam uderzenia najprawdziwszej w świecie gorączki, płonąc ze wstydu. Próbowałam nie reagować na to zbyt gwałtownie, spokojnie skrzyżowałam na piersiach łokcie, udając, że masuję skostniałe z zimna ramiona.

Lavan zachowywał się tak, jakby niczego nie widział, ale wiedziałam, że to nieprawda. Chwile wcześniej rzuciło mi się w oczy, jak dyskretnie prześlizgnął się wzrokiem tam, gdzie nie powinien. Do tego, zdradzał go lekki rumieniec. Mniej intensywny niż mój własny, ale jednak.

Poszłam z nim na piętro, gdzie wskazał mi drzwi do łazienki. Potem udał się do swojej sypialni i pobuszował w szafie, wyjmując dla mnie ciepły dres. Zaśmiałam się na jego widok, ale on okazał się śmiertelnie poważny.

— Jeżeli szybko się nie ogrzejesz, możesz dostać zapalenia płuc.

Jego troska mnie rozczuliła. Odebrałam od niego ubrania oraz czysty ręcznik do wytarcia.

— Dziękuję.

— Jak będziesz gotowa, idź na poddasze. Zrobię nam ciepłe kakao. — Mówiąc to, uśmiechnął się do mnie i zniknął w sypialni.

Nie domknął drzwi, a w szparze mogłam zobaczyć jego poruszającą się sylwetkę. Za sprawą nieznanej mi siły wprost przyrosłam do ziemi, gapiąc się hipnotycznie na Lavana. Zdejmował z siebie morką koszulkę, obnażając nagi tors. Pochłaniałam tęczówkami każde zarysowanie mięśni brzucha i ramion, obleczone w najgładszą skórę, jaką widziałam w życiu. Był tak piękny, tak seksowny, że nie mogłam oddychać. Zastanawiałam się zarazem, co ja wyprawiam?

Czułam mocne uderzenie serca o klatkę piersiową. W ustach mi zaschło, a w dole brzucha poczułam charakterystyczne ciepło, które powoli ogarniało pożądliwym prądem całe moje ciało.

Byłam taka głupia. Gdy tylko to pomyślałam, natychmiast odwróciłam się, znikając w łazience. Byłam ogromnie wdzięczna losowi, że Lavan nie przyłapał mnie na bezwstydnym podglądaniu go. Nie wiem, jak bym się wytłumaczyła z tego wszystkiego, ale na pewno wziąłby mnie za napaloną idiotkę i od razu wyprosił z domu.

Przywarłam plecami do drzwi, zamykając oczy. Oddychałam teraz jak po maratońskim biegu, a w gardle czułam nieprzyjemny ucisk podenerwowania. Traciłam kontrole nad sobą. Ciało i pragnienia kierowały mnie w niebezpieczną stronę. Nie chciałam stracić Lavana. Na samą myśl o tym, zasłoniłam usta, by nie krzyknąć.

Nie wierzyłam do tej pory, że można kogoś darzyć tak silnymi uczuciami, że życie bez tej osoby wydawało się pozbawione sensu. Jednakże, chociaż znałam Lavana bardzo krótko, zdołałam niemal się od niego uzależnić i myśl, że jeden błąd sprawiłby, iż nie chciałby mieć ze mną nic wspólnego, przyprawiała mnie o mdłości i strach.

Życie bez niego wydawało mi się takie... okropnie puste. Wyobrażanie sobie takiego życia powodowało u mnie dziki strach, niemalże panikę, paraliżującą całe moje ciało.

— Ailya? Wszystko gra? — Drgnęłam na dźwięk jego głosu. Czyżbym siedziała w łazience niepokojąco długo? To możliwe. Straciłam poczucie czasu.

Siląc się na spokój, odpowiedziałam swobodnie:

— Jasne. Jeszcze chwila!

— Czekam na ciebie na poddaszu — odpowiedział, a zza drzwi usłyszałam jego oddalające się po schodach kroki.

Czekam na ciebie. Przełknęłam ślinę, odtwarzając w głowie słowa Lavana. Czekam na ciebie. Kompletnie oszalałam!

Przebierając się, popędzana przez wyrzuty sumienia, odłożyłam mokre ubrania do suszarki, cicho przekręcając zamek w drzwiach.

Gdy poszłam na poddasze, Lavan był już tam z dwoma kubkami kakao i talerzykiem kokosowych ciastek. Odłożył wszystko na stół, a następnie podszedł do zabytkowego gramofonu i nastawił jedną ze starych płyt Eith Piaf, a pomieszczenie wypełniła słodka piosenka La via en rose.

Szybko ogarnęło mnie uczucie przebywania w jakimś urokliwym miejscu w sercu Paryża. Ja, on, gwieździsta noc, świecąca wieża Eiffla, lata przedwojenne. Eleganccy dżentelmeni i panie palące cieniutkie papierosy, trzymane w palcach odzianych w białe, długie rękawiczki.

— Nie wiedziałam, że lubisz takie klimaty — powiedziałam.

Odwrócił się do mnie z uśmiechem. Jego oczy błyszczały radośnie. Trudno mi opisać, jak bardzo mi się wtedy podobał. Jak silnie na mnie działał.

— Uwielbiam tę piosenkę — rzekł bez skrępowania, jakiego mógłby doświadczyć każdy facet, nielubiący niczego co delikatne. — Nie czujesz, że pod jej wpływem budzą się w tobie wszystkie pragnienia?

— Może trochę — zgodziłam się niepewnie, przygryzając wargę.

Podszedł do mnie i delikatnie ujął za dłonie, układając moje ciało do tańca. Z zaskoczeniem poddałam się jego ruchom, prowadzącym lekkimi krokami po całym pomieszczeniu. Moje stopy niemal odrywały się od ziemi, a chociaż z tańcem nigdy się nie przyjaźniłam, tańczyłam tak płynnie, jakbym była urodzoną tancerką. Działy się czary.

— Ta piosenka sprawia, że niczego nie chcę ukrywać — powiedział, obdarzając mnie miękkim, głębokim spojrzeniem. Kąciki jego warg układały się w najłagodniejszy i najpiękniejszy uśmiech na świecie. Czułam dotyk jego palców na ciele i zdawało mi się, że i ja nie chcę niczego ukrywać, że już zawsze możemy tak tańczyć.

Nagle zaczęłam się cicho śmiać, a wirując w jego ramionach, straciłam cały ciężar życia. Porwał jeden z kapeluszy, które kilka dni temu odpakował w pudłach i położył mi go na głowie.

Roześmiałam się, poprawiając go tak, żeby nie spadł i spiorunowałam Lavana wzrokiem.

— Muszę wyglądać głupio w dresie i kapeluszu — stwierdziłam, gdy okręcił mnie lekko.

— Wyglądasz zabawnie — powiedział ku mojemu oburzeniu. — I naprawdę ładnie.

Prychnęłam, nie bardzo w to wierząc, ale za nic nie ściągnęłabym teraz tych ubrań. One należały do Lavana, chciałam być w nie przyobleczona, jak w poczucie dogłębnego szczęścia.

Wtedy piosenka się skończyła, a czar prysnął. Mimo to, oddychając głęboko i patrząc na niego, byłam uśmiechnięta od ucha do ucha. Deszcz zawzięcie uderzał o dach, a za wielkim oknem zapadła głęboka, chmurna noc.

Mai być może zastanawiała się, gdzie jestem, ale miałam wyłączone dźwięki i w ogóle o tym nie myślałam. Jedna chwila potrafiła wyprzeć z mojego życia pozostałe, dając wrażenie, że żyję tylko i wyłącznie bajką, albo jestem w jakimś pięknym śnie, z którego nigdy się nie obudzę.

Tyle że to nie prawda. Każdy sen, zwłaszcza ten dobry, kiedyś się kończy. Ta myśl głęboko mną wstrząsnęła. Odwróciłam się twarzą do okna, uśmiech powoli schodził mi z ust, napełniając oczy bezdennym smutkiem.

Nim się obejrzałam, a dygotałam już nieznacznie na ciele.

— Ailya? — Lavan przyjrzał mi się z troską. — Co się dzieje?

Był blisko mnie, zatroskany i... niewyobrażalnie dobry. Patrząc w okno, dręczona smutkami duszy, pierwszy raz, czysto i bez fałszu, zrozumiałam, że go kocham. Bardziej niż chciałam, bardziej niż było mi wolno.

Uklękłam na ziemi, zwieszając smętnie głowę. Z oczu popłynęły mi łzy. Lavan usiadł koło mnie, głaskając z troską po ramieniu.

— Ailya... zrobiłem coś złego? — Tym czułym pytaniem wytrącił mnie z równowagi.

Podbródek zaczął mi się trząść. Wybuchłam cichym, pełnym cierpienia szlochem. Zachowywałam się idiotycznie, ale uczucia we mnie pękły jak tama na wodzie i nic nie mogłam zrobić, by je powstrzymać.

— Przepraszam... — szepnęłam w przerwie między jednym spazmem a drugim, ocierając łzy wściekłym ruchem nadgarstka. Byłam na siebie zła i sobą rozczarowana, ponieważ nie tak planowałam się zachować. Miałam nadzieje, że nie dam się ponieść głupim pragnieniom, ale Lavan miał racje. La vie en rose była piosenką, przy której człowiek nie był w stanie niczego ukrywać. — Po prostu... — Podniosłam oczy pełne łez w stronę okna — Dzisiaj, teraz... był najlepszy wieczór mojego życia.

— Och Ailya — westchnął z rozczuleniem. — Nie mów mi, że właśnie dlatego płaczesz. Uśmiechnij się, głuptasie.

— Nie mogę. — Pokręciłam głową, zaciskając dłonie na nogawkach spodni. Walczyłam ze sobą z całych sił. — Nie chcę, by ten wieczór kiedykolwiek się skończył, rozumiesz? Nie chcę, by przestał padać deszcz. Nie chcę, by wzeszło słońce. Nie chcę, by piosenka się skończyła. Ale wkrótce to się stanie. Ten wieczór będzie przeszłością.

— Więc zorganizujemy sobie wiele takich wieczorów — starał się mnie pocieszyć, ale jak każdy facet nie rozumiał. Zresztą, mnie nie dało się zrozumieć. Mogłam tylko ronić łzy.

— Lavan. — Spojrzałam na niego z rozpaczą. — Moje uczucia do ciebie... ty sprawiasz, że ja... jesteś dla mnie... Tak bardzo przepraszam. — Rzuciłam mu się na szyję, płacząc mu w zagłębienie szyi.

Przytulił mnie do siebie bardzo mocno. Poczułam ciepło jego ciała, a następnie dotyk warg na czubku ramienia. Byłam wstrząśnięta tym czułym gestem. Przesunął dłonie wzdłuż mego ciała i zatopił palce w moich włosach.

Delikatnie poruszyłam głową, odsłaniając kawałek policzka, na którym szybko złożył pocałunek, by następnym obdarzyć nim moją szyję. Natychmiast poczułam gwałtowną reakcję ciała na dotyk Lavana.

Przestraszona uniosłam twarz, patrząc na niego z zaskoczeniem.

— Co robisz?

— Ty też jesteś dla mnie... — powielił moje słowa i przytrzymując stanowczo obiema dłońmi za szyje, przyciągnął mnie do siebie, żarliwie całując.

Nie spodziewałam się tego, ale kiedy już poczułam smak tych cudownych warg, wszystko inne stało się nieważne. Nie byłam w stanie podnieść się ziemi, więc klęczałam, pozwalając, by zasypywała mnie jego miłość.

Emocje we mnie były tak silne, że niewiele pamiętam z tamtej chwili oprócz euforii i pragnienia, by nie przestawał. Myślę, że ta piosenka nas wyzwoliła. W końcu byliśmy całkowicie sobie oddani. Nie pragnęłam niczego więcej i w tamtym momencie nie pamiętałam żadnych zastrzeżeń, mówiących, żebym dała sobie z Lavanem spokój.

Smutek odszedł zastąpiony nadzieją, że moje uczucia nie są głupie, ale odwzajemnione. Każdy jego dotyk budził w ciele silny prąd, który przebiegał wzdłuż kręgosłupa. Wtedy nie było już żadnych granic i dobrze o tym wiedziałam.

Tracąc granicę, stałam się bezbronną istotą, podatną na zranienie, a zarazem na doświadczenie prawdziwego uczucia. Byłam świadoma, iż krok w stronę Lavana będzie oznaczać zarazem, że któregoś dnia się cofnę, zmuszona to zakończyć, bo nie miałam innego wyjścia. Ale potrzeba jego bliskości okazała się tak silna, że nawet perspektywa późniejszego cierpienia stała się mało ważna dla tej jednej, cudownej chwili w jego ramionach.


Tylko Przez ChwilęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz