Ailya.
Z wrażenia w nocy nie mogłam spać. Nie mam zielonego pojęcia, czy winą za to obarczyć sprawę z ukrywaniem się przed Virati'em, czy może tego chłopaka, którego twarz jeszcze przez kilka godzin uparcie tkwiła mi w głowie.
W każdym razie następnego dnia w pracy byłam wybita i mało kontaktowa. Doceniam wyrozumiałość większości klientów. Nie robili mi problemów nawet wówczas, gdy po trzy razy upewniałam się, że dobrze zrozumiałam ich zamówienia.
Milly była w stosunku do mnie bardzo wyrozumiała, ale nie chciałam nadwyrężać jej cierpliwości. Owszem, kiedyś była na stanowisku sama jedna, ale byłam tu po to, by na coś się przydać, a nie stanowić obiekt, o który należy się zamartwiać, bo „jakaś taka blada byłam i chwiałam się na nogach", jak Milly stwierdziła.
Jednak, gdy pod koniec pracy nadal nie wskrzesiłam w sobie normalności, wyczułam, że niewiele pomogę, chociażbym bardzo chciała. Czułam się okropnie z tego powodu.
Przetarłam dłonią spocone czoło, ujmując się pod jednym bokiem. Na szczęście ruch się przewalił i tylko sporadyczne osoby wchodziły do środka, zamawiając jakieś bułki i ciastka. Wentylatory pracowały u sufitu pełną parą, a zegar wskazywał godzinę trzecią po południu. Jeszcze dwadzieścia minut i mogę się zwijać.
— Oj, kochaniutka, a ty chora czasem nie jesteś? — Milly popatrzyła na mnie z troską i bez pytania przyłożyła mi dłoń do czoła — Gorące! Powinnaś napić się czegoś zimnego! — zawołała z trwogą.
Uśmiechnęłam się do niej uspakajająco.
— Nie trzeba, Khun. Nic mi nie jest, to tylko ten przeklęty upał.
— Oho! To głupia wymówka! Poczekaj no, zaraz zrobię ci napar z ziół i masz mi go wybić do ostatniej kropli, rozumiesz? — Pogroziła mi palcem, wyczuwając, że nie palę się do zrealizowania jej pomysłu.
Pokiwałam głową. Milly była niezwykle stanowcza i wszelaki sprzeciw wobec niej był tylko stratą czasu.
Patrzyłam niewyraźnym wzrokiem, jak znika na tyłach lokalu. Wtedy odetchnęłam z ulgą, zdejmując z siebie fioletowy fartuch. Od zapachu bułek kręciło mi się w głowie.
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka i od razu odwróciłam się przodem do klienta z firmowym uśmiechem na ustach.
Zamarłam w bezruchu, a dźwięk wentylatorów stał się jakiś głośniejszy niż zwykle, wypełniając rzeczywistość wokół mnie ogłuszającym szumem. Uśmiech powoli zszedł mi z warg.
— Khun Ailya. — Moje imię w ustach Viratia zabrzmiało osobliwie. Wydawał się duchem, gdy stał na środku lokalu, patrząc takim wzrokiem, że aż przeszły mnie dreszcze, przyjemne rzecz jasna.
Chciałam uciec. Moje głupie nogi poddały się pierwszemu impulsowi, ale rozum jeszcze jako tako zadziałał, bo od razu zrozumiałam, że to nic nie da. On już mnie widział i z pewnością nie pozwoliłby mi się nigdzie skryć.
Spuściłam wzrok i niczym dziewczynka przyłapana na gorącym uczynku odwróciłam się, by powiesić fartuch na haku, a potem przygładziłam spodnie na biodrach tylko po to, by dodać sobie otuchy.
Zbliżyłam się do niego i patrzyłam, jak wyciąga nieznacznie ręce w moją stronę. Serce waliło mi w piersi z szaleństwem spłoszonego ptaka. Co ja właściwie mam zrobić?
— C-cześć — odezwałam się niemrawo i stanęłam lekko na palcach, nieco mechanicznym ruchem obejmując jego szyje.
Przygarnął mnie do siebie. Między naszymi ciałami zniknął wszelaki dystans i poczułam, jak pasek od jego spodni wbił mi się w brzuch.
— Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty — westchnął mi prosto do ucha, a ja przymknęłam oczy, wstrzymując oddech.
— Przyjechałam kilka dni temu. — Mogłam być z siebie dumna, ponieważ odezwałam się naprawdę spokojnie. W niczym nie zdradziłam zdenerwowania szarpiącego moje wnętrze.
Zdjęłam ciężar z palców i stanęłam prosto, badając wzrokiem z bliska twarz Virati'a.
Zestarzał się. Może inaczej – wydoroślał. Dziwnie było patrzeć na niego, gdy nie miał czarnej kreski na powiekach ani kolczyka w wardze. Pachniał, zupełnie jak Loy, drogimi perfumami, a ja powoli prześlizgnęłam się dłońmi wzdłuż jego muskularnych ramion, próbując poczuć tę pewność, jaką miałam kiedyś, gdy był ze mną.
— Nic o tym nie wiedziałem — odezwał się — Długo się nie odzywałaś.
Uśmiechnęłam się ze smutnym rozbawieniem. Pisaliśmy do siebie. Oczywiście, że tak, ale potem kontakt samoistnie się urwał. Zawsze tak jest. Odległość zwycięża każde uczucie, nawet to nazywane największą miłością życia.
— Kto by pomyślał, że minęło dziesięć lat? W końcu wróciłam do miejsca, które jest moim domem.
— Khun Ailya... nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę — wyjaśnił nieporadnie, co dodało mi otuchy. Przynajmniej nie tylko ja czułam się skrępowana.
— Dziękuję, ja też się cieszę, że cię widzę. — Śmiesznie było mówić tylko tyle, gdy faktycznie w sercu szalało mi tornado, rozwalając każdą z moich myśli na wiór.
Nagle rozległ się dźwięk zegarka na moim nadgarstku.
— Właśnie skończyłam pracę. — Uniosłam rękę, jakbym przepraszała, że nastawiłam sobie zegarek na konkretną porę.
— To wspaniale, znaczy... może miałabyś czas porozmawiać ze mną? — zapytał z uniesionymi w nadziei brwiami.
Poczułam, jak ciężka gula zaciska mi się w gardle.
— Tak, Khun Virati. Myślę, że to świetny pomysł.
Patrzyłam, jak powoli jego wargi rozjaśnia szeroki uśmiech.
Wtedy z zaplecza wróciła Milly. Na nasz widok zatrzymała się raptownie, trzymając w dłoni szklankę z zielonym ohydztwem. Nieświadomie się skrzywiłam.
— Jakże miło pana widzieć! — Skinęła mu głową na powitanie.
— Wzajemnie, Khun Milly — odpowiedział.
— W rodzinie wszyscy zdrowi? Kłopotów nie macie? — zapytała, a ja w mig zrozumiałam, że zadawała te pytana każdego dnia, gdy tu przychodził. Nie wiem, jakim cudem stało się to dla mnie jasne. Chyba z powodu uśmiechu Virati'a. Kiedyś potrafiłam z rysów jego twarzy dowiedzieć się wszystkiego. Z miłym zaskoczeniem przyjęłam do wiadomości, że ta umiejętność nie przeminęła z biegiem lat.
— Nie, wszystko w porządku. Matka kazała mi panią pozdrowić.
— Jakie to miłe z jej strony. Kochana Khun Maat, zawsze o mnie pamięta.
Nagle przypomniała sobie o mnie, bowiem zbliżyła się szybkim krokiem i wcisnęła mi szklankę do ręki. A już myślałam, że mi się upiekło.
— Masz, wypij mi to, kochaniutka — zażądała, a potem wyjaśniła sytuacje Virati'owi, który uniósł brwi. — Khun Ailya od rana źle się czuje. Myślę, że to początek jakiegoś paskudnego choróbska, ale moje ziółka zwalczą wszystko.
Uśmiechnęłam się do niego z rozbawieniem, sygnalizując wzrokiem, że nie mam większego wyboru w tej kwestii i wzniosłam szklanką żartobliwy toast, po czym wypiłam duszkiem.
Nie smakowało aż tak źle, jak się spodziewałam, ale i tak się zakrztusiłam i wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia z powodu glutowatej konsystencji mikstury.
— Naprawdę źle się czujesz? — Niepokój w jego głosie sprawił mi wielką przyjemność, chociaż wciąż czułam się spięta, gdy był blisko. Odniosłam wrażenie, że miał ochotę mnie dotknąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Bardzo dobrze, bo na pewno bym wówczas zemdlała. — Dlaczego nic nie mówisz? A ja głupi namawiam cię na rozmowę!
— To nic takiego. — Pokręciłam głową.
— Jak to nic takiego!? — Milly wtrąciła się z oburzeniem. — Kochaniutka, ty mi tu ledwo na nogach stoisz! Wiem, że wy młodzi to teraz zgrywacie niezniszczalnych, ale z chorobami żarów nie ma!
Potem chyba doszła do wniosku, że ze mną nie da się mądrze dyskutować, bo otoczyła mnie ramieniem i zwróciła się do niego.
— Khun Virati, mam prośbę. Zawieź Ailye do domu. Niech wejdzie do łóżka i się kuruje!
— Oczywiście tak zrobię. — Przytaknął z miną pełną poczucia obowiązku. Byłam wściekła, że traktują mnie jak dziecko, ale z drugiej strony, kiedy ostatnim razem ktoś się o mnie naprawdę troszczył?
Gdy z objęć Milly przeszłam w objęcia Virati'a ziemia przed oczami za trzęsła się jak na rozkołysanym statku podczas sztormu. Oboje natychmiast uznali to za objaw choroby, a ja nie zamierzałam wyprowadzać ich z błędu.
Jeżeli uda mi się spokojnie z nim porozmawiać, natychmiast wyjaśnię, że od naszego bycia razem minęło tak wiele lat, iż nie jestem już tą samą dziewczyną. Nie mogę się w nim zakochać drugi raz, nie możemy odbudować naszej miłości. Musi to zrozumieć.
CZYTASZ
Tylko Przez Chwilę
عاطفيةJett Ailya po dziesięciu latach wraca do rodzinnego, prowincjonalnego Choolumpo, gdzie wszyscy wszystko o siebie wiedzą. Nie jest już jednak tą samą dziewczyną co kiedyś, a z sobą przywiozła bagaż trudnych doświadczeń... i garść sekretów. W Choolump...