17.Absolutnie zawsze.

722 71 9
                                    

  Ailya.

Dni z Lavanem wspominam jako najszczęśliwsze w moim życiu. Nie pamiętałam już, jak to było żyć bez niego. Każdego dnia zamykałam cukiernię z poczuciem, że za chwilę czeka mnie coś dobrego. Oddawałam klucze Khun Milly i wychodziłam na spotkanie Lavanowi, który zawsze czekał na mnie z jakąś niespodzianką.

Chodziliśmy po górach, spacerowaliśmy po lesie, najmilej zaś wspominam wieczorne spacery po polnych drogach, gdy trzymaliśmy się za ręce, stawiając nieśpieszne kroki. Lubiłam podziwiać barwę nieba, gdy słońce chowało się za horyzontem, żegnając świat ciepłymi kolorami.

Czasami zrywał się silny wiatr i góry wokół nas szumiały drzewnymi strunami, a potoki i rzeki jakby przyśpieszały rytm. Również moje serce biło mocniej, ale była to sprawka Lavana, który ściskał wówczas mocniej moją dłoń i uśmiechał się tajemniczo.

— Słyszysz, Ailya? Góry się modlą.

— Modlą się? — Spojrzałam na niego pobłażliwie.

— Rozmawiają z niebem. Ten język rozumieją tylko żywioły, my nie rozumiemy, ponieważ nie jesteśmy ani wiatrem, ani ogniem, ani ziemią, ani wodą. Czasami można to zrozumieć jedynie sercem.

— Lavan, czemu ty rysujesz komiksy? — Uśmiechnęłam się z rozbawieniem. — Zacznij pisać bajki.

— Góry modlą się poprzez wiatr, a niebo jest otwarte, ponieważ otwiera bramy dla słońca, które kładzie się na spoczynek. To jedyna okazja, by modlitwy dotarły do środka niebios. Góry o tym wiedzą, dlatego przywołały wiatr. To sekret, ale my wiemy, że to robią.

Parsknęłam śmiechem, szturchając go łokciem w bok.

— Skąd ci to przyszło do głowy?

— Babcia uwielbiała snuć takie historie. Opowiedziała mi ich tyle, że nie mieszczą się w głowie.

W moich oczach błysnęło zainteresowanie.

— Miałeś babcię?

— Tak. Zmarła jak miałem cztery lata, ale wciąż pamiętam jej historię. Chociaż mam już dwadzieścia lat, gdy słońce zachodzi, a wiatr się zrywa, przypominam sobie, co mi mówiła. Nazywała to sekretami świata, a siebie ich odkrywcą. Mawiała też, że gdy człowiek pozna wszystkie sekrety natury, będzie wiedział jak być szczęśliwym.

— Wiesz, historia nieba i gór przypomina mi o czterech aniołach, o których opowiadała mi mama. Może ona też znała sekrety świata?

— Niewątpliwie. — Przytaknął. Lubiłam ten moment, kiedy Lavan odrywał mnie od rzeczywistości, sprawiając, że całym sercem wierzyłam, że wiatr jest modlitwą gór, a gdy słońce zachodzi, to niebo otwiera dla niego bramę. Wtedy też wierzyłam w cztery anioły matki, przeświadczona, że czwartym z nich jest w moim życiu Lavan.

Musiał być aniołem. Nie znałam innego wytłumaczenia na niezwykłość, jaka go cechowała. Ptaki go kochały, a gdy mówił swoim specjalnym tonem – zniżonym i miękkim – otwierał przede mną karty magicznego świata, w którym działy się cuda.

— Skoro wiemy, że niebiosa są teraz otwarte, czyż nie powinniśmy się pomodlić? — zapytałam, mocniej ściskając jego rękę. — Jak myślisz, spełnią się nasze życzenia?

— Myślę, że warto spróbować. — Mój pomysł ewidentnie mu się spodobał, gdyś jego oczy zamigotały żywym blaskiem. — Pośpieszmy się, zanim słońce zajdzie, a bramy zostaną zamknięte.

Zachichotałam pod nosem, wyobrażając sobie ciężką, żeliwną bramę, która zatrzaskuje się za słońcem z łoskotem.

— Nie znamy języka wiatru, a jeżeli nas nie zrozumieją? — spytałam z obawą, przerażona dodatkowo faktem, że brałam to naprawdę na serio. Przecież wiedziałam, że to tylko bajka, że wiatr to wiatr, a góry po prostu szumią, a jednak chciałam, żeby ktoś, gdzieś wysoko odnalazł moją modlitwę i pozwolił mi być z Lavanem na zawsze.

Złapał mnie za ramiona, stając z tyłu. Oboje mieliśmy zamknięte oczy, czując prześlizgującą się po naszych policzkach wstęgę wieczornego wiatru.

Moje serce zatrzepotało w piersi, rozłożyłam palce, próbując chwytać podmuchy powietrza. Świat naprawdę stał się niezwykły i miałam wrażenie, że rozlane czerwienią słońce jest otwartą bramą, przed którą stoję.

Ponieważ zabrakło mi słów, to Lavan modlił się za nas:

— Proszę wielkie niebiosa, bym mógł zostać z Ailyą na zawsze. — Rozbawił mnie jego uroczysty ton. Zasznurowałam usta, by stłumić śmiech. W trakcie mówienia poczułam, jak mocniej zaciska skrzyżowane ramiona wokół moich barków. Jakby chciał we mnie wrosnąć.

Wtedy coś ścisnęło mnie za gardło. Położyłam dłoń na jednym z jego przedramion, wciąż mając zamknięte oczy. Nim się obejrzałam, słowa same znalazły wyjście spomiędzy ust.

— Proszę wielkie niebiosa, by chwila z Lavantem była wiecznością.

Roześmiałam się głośno, gdy poczułam jego palce łaskocące mnie po szyi.

— Lavan! — fuknęłam z oburzeniem.

— Ktoś tu się zrobił śmiertelnie poważny — zauważył, nachylając się przez moje ramię, by spojrzeń na mnie z błyskiem rozbawienia w oku.

— I kto to mówi? — prychnęłam, udając obrażoną.

— Naprawdę w to wierzysz, co? — zapytał cichszym głosem, wzdychając z zadowoleniem.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po chwili zdałam sobie sprawę, że odpowiedź jest tylko jedna i rozbrzmiewa z każdym uderzeniem serca w mojej piersi.

— Kto wie, co jest prawdą a co nie? — odparłam filozoficznie, wzruszając dodatkowo ramionami. — A jeżeli naprawdę ktoś słucha naszych modlitw? Szkoda byłoby nie spróbować.

— Uhm, zgadzam się. — Przytaknął ruchem głowy ani przez chwilę nie wypuszczając mnie z własnych ramion. Jakież to przyjemne było być tak blisko niego. — Popatrz, słońce już zaszło. Zdążyliśmy — dodał miękko.

Nie odezwałam się, tylko patrzyłam na gasnące, pomarańczowe światło, które spowijało ostatnim tego dnia blaskiem szczyty gór. Lasy, pokrywające wzniesienia, falowały jak drgająca płachta pod dotykiem wiatru, który czułam również na policzkach wraz z ciepłym oddechem Lavana.

Kochałam wiejski krajobraz Choolumpo, każdy szczyt, każdą polną drogę, każdą szemrzącą rzekę, wszystkie bory i gaje, wszystkie sady pielęgnowane przez tutejszych mieszkańców, kochałam to, że tutaj był mój dom i chociaż nie wierzyłam jeszcze w siłę modlitw, jedna z nich została wysłuchana przez dobry byt, otwierający bramę słońcu – wróciłam przecież do domu. Moje serce pełne było wdzięczności za to.

Opadłam na jedną z poduszek z westchnieniem zadowolenia. Natychmiast otworzyłam ramiona, by zrobić miejsce dla Lavana, który położył się na mnie, szukając drogi do moich ust.

Nienasycenie. Tak chyba można określić to, co działo się między nami. Nie umiem inaczej tego nazwać. Cokolwiek robił, ciągle pragnęłam więcej i nigdy nie było mi dość.

Uwielbiałam dotyk naszych nagich ciał, subtelne ocieranie się o siebie dłoni i stóp, gdy każde przyciągało do siebie zachłannie to drugie. Za każdym razem tak, jakby działo się to po raz pierwszy.

Nigdy wcześniej nie byłam tak świadoma swojego ciała, jak wówczas, gdy znajdowało się ono pod dotykiem Lavana. Samym muśnięciem wargami, czy przesunięciem opuszków palców po mojej skórze potrafił wprawić wszystko wokół w niestabilne zawirowania.

Wrzucał moje ciało w ogień, który długo nie chciał gasnąć. Nie potrafiłam wtedy myśleć ani kojarzyć rzeczy otaczających mnie z bliska i daleka, jakbym traciła rozum. Byłam upojona własnym szczęściem i dawaniem szczęścia jemu. Sądzę, że nigdy nie zdawałam sobie sprawy, iż jakikolwiek człowiek może być tak wspaniały, jaki on był dla mnie.

Leżeliśmy potem spoceni i uśmiechający się do siebie szczęśliwie. Uwielbiałam patrzeć na jego śpiące oblicze, gdy twarzą był zwrócony do mnie. Spał zawsze na brzuchu, z jedną ręką położoną na mojej tali, którą delikatnie obejmował palcami. Jego spokojny oddech i pasma włosów zakrywające policzki budziły we mnie pokład wielkich uczuć.

Wyciągnęłam dłoń i delikatnie pogłaskałam go tuż przy uchu, odgarniając zarazem kilka wilgotnych pasm. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała tak spokojnie, że ogarniało mnie poczucie bezpieczeństwa.

Uśmiech mimowolnie wstąpił na moje wargi, a w brzuchu roztrzepotało się milion niesfornych motyli. Sypialnia pogrążona była w nocnej ciszy, nie miałam pojęcia, która może być godzina, ale bez wątpienia późna. Choolumpo spało snem głębokim, a ja leżałam w jednym łóżku z Lavanem, o czym cały świat nie był w najmniejszym stopniu świadomy. Ta myśl przyprawiała mnie o dreszczyk ekscytacji.

Już po chwili wsunęłam się pod jego ramię jeszcze głębiej, przykładając czoło do jego czoła. Przymknęłam oczy, zastanawiając się, czy można być bardziej szczęśliwym ode mnie. W sercu poczułam znajome ukłucie niepokoju, przypominające mi, że zegar tyka, a chwila mija i mija... Odepchnęłam jednak od siebie zmartwienia, pragnąc czuć przy sobie jedynie bliskość ukochanego chłopaka.

Odepchnęłam jednak od siebie zmartwienia, pragnąc czuć przy sobie jedynie bliskość ukochanego chłopaka.

Tylko Przez ChwilęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz