Virati.
Przyjechała do Hwang Rasami po trzech dniach milczenia. Owszem, próbowała dzwonić parokrotnie, ale nie odbierałem, dając do zrozumienia, że potrzebuję ochłonąć.
Nie wiem, czy byłem w stanie względnego spokoju, gdy zobaczyłem jej vespę, jadącą mozolnie po wzniesieniu drogi. Jej widok mocno mnie zaskoczył, ponieważ uważałem, że między nami nie ma już niczego, co dawałoby powód do wspólnych spotkań.
Na tle zielonych wzgórz i drewnianego płotku, okalającego rozległe pastwiska, w białej sukience i słomkowym kapeluszu, wyglądała pięknie. Nawet w szaleńczej złości nie potrafiłem ignorować tego, jak na mnie działała.
Chyba nie spodziewała się zobaczyć mnie tak od razu, bo na mój widok straciła kontrole nad kierownicą pojazdu i wylądowała z krzykiem w krzewach róż.
Bez wahania pobiegłem jej na ratunek. Leżała cała w liściach i kolcach, co na chwile odpędziło ode mnie gniew i pozwoliło mi roześmiać się głośno.
— Virati! To nie jest śmieszne! — krzyknęła, podrywając się z rezonem do pionu. Mierzyła mnie spojrzeniem upokorzonej furiatki i nagle zrozumiałem, że bez względu na wszystko, nie zrezygnuje z niej. Nie dla Lavana, nie dla męskiej dumy.
Dlatego podałem jej rękę, odsuwając na bok wszystkie złe emocje i pomogłem jej otrzepać się z zieleniny. Potem oparłem vespę o płot, zapraszając ją do domu na szklankę soku.
Wylądowaliśmy w salonie, siadając naprzeciw siebie. Byliśmy jak para zmieszanych nastolatków, którzy nie wiedzą, od czego zacząć. W końcu odezwała się pierwsza:
— Przyszłam ci wszystko wytłumaczyć. Możliwe, że nie będziesz chciał słuchać, a już tym bardziej nie oczekuję wybaczenia, ale uważam, że dobrze zrobiłam, przyjeżdżając. Cokolwiek myślisz, zasługujesz na wyjaśnienia.
Westchnąłem.
— Wiesz, naprawdę byłem w szoku. No dobra, wciąż jestem w szoku. Poczułem się zdradzony, ponieważ odsuwałaś mnie od siebie od samego początku, a jego... — Nie potrafiłem dokończyć, więc skupiłem się na nieco innym wątku. — Zrozum, że nie chodzi tylko o ciebie, chociaż ty liczysz się dla mnie przede wszystkim. Chodzi też o Lavana. Nie dogadujemy się, ale to mój kuzyn. Mimo wszystko zależy mi... cóż, nie życzę chłopakowi cierpienia.
Słuchała mnie z pełnym zrozumieniem w bursztynowych oczach. Wydawało mi się, że dostrzegam w niej również poczucie winy i jakiś nieodgadniony wyraz zagubienia.
— Lavan... no cóż, to bardziej skomplikowane niż bym chciała. Nawet nie wiem jak to wyjaśnić. — Z niedowierzaniem wzruszyła ramionami. — Wróciłam do Choolumpo, bo nie miałam innego miejsca na ziemi, gdzie mogłabym przetrwać, rozumiesz? A potrzebuje schronienia. Dla duszy i dla poukładania wszystkiego od nowa. Tu wszystko jest takie swojskie, a zarazem... nie chcę chwytać się przeszłości. Lavan... on jest całkowicie nowy w moim życiu. Jakoś tak się złożyło, że zawsze zjawiał się w odpowiednich momentach, rozśmieszał mnie, nagle zaczęłam lubić go słuchać, zawsze wiedział, co powiedzieć. O nic nie pytał i niczego nie oczekiwał. Po prostu był. To, że nie wiąże mnie z nim żadna przeszłość, w pewien sposób jest dla mnie dobre. Nic nas przy sobie nie trzyma, a zarazem jesteśmy nierozerwalni. Nie umiem tego lepiej wyjaśnić. Przepraszam. Nim się zorientowałam, okazało się, że gdy cierpię, instynktownie uciekam do niego. Szukam jego towarzystwa w najgorszych i najlepszych momentach mojego życia. Jakby był opoką, moją przystanią, do której mogę dobić — wyjaśniła cicho, ze łzami w oczach.
Słuchałem tego z rozrywającym mnie od środka bólem. Nie musiałem już pytać, czy go kocha. Odpowiedź była dla mnie jasna. Jednak Ailya stanowiła dla mnie ucieleśnienie wszystkiego, zatem nie potrafiłem wypuścić jej z objęć.
— Chciałem być kimś takim dla ciebie — odezwałem się.
— Wiem o tym, ale bałam się tego, co nas łączyło. Nie mogłam znów cię pokochać i zaraz potem stracić. Z Lavanem wszystko wydawało się łatwiejsze, chociaż teraz widzę, że i tak będę cierpieć, gdy on odejdzie.
— Dlaczego miałby odejść? Dlaczego miałabyś mnie stracić? — Nie rozumiałem.
Uśmiechnęła się smutno, patrząc na swoje kolana.
— Ponieważ nie jestem już tą samą kobietą, Virati. To właśnie najtrudniej jest ci zrozumieć. Poszukujesz we mnie tamtej dziewczyny, w której się zakochałeś, a jej już nie ma. — Pokręciła głową, ocierając pierwsze łzy. — Wkrótce dowiesz się o mnie złej rzeczy i wtedy będę musiała stoczyć walkę z moim życiem. Najprawdopodobniej sama. Jeszcze nie mogę ci powiedzieć. Jeszcze się boję.
Przerażało mnie to, co mówiła. Przerażało, ponieważ nie potrafiłem nawet domyślić się, o co chodzi, a tym bardziej zrozumieć. Nagle podniosła się z zamiarem wyjścia. Jeszcze za wcześnie! Jeszcze nie byłem gotowy jej stracić. Poderwałem się z miejsca i dogoniłem ją przy drzwiach.
— Wiesz dobrze, że mnie nigdy nie stracisz. Chociażby działy się najstraszniejsze rzeczy. Moja miłość do ciebie nie baczy na nic. Liczysz się tylko ty. O Boże, zawsze liczyłaś się tylko ty! — wykrzyknąłem, z trudem hamując emocje. — Zrobię dla ciebie wszystko.
Popatrzyła na mnie smutnym, osobliwym wzrokiem. Wydawała się jeszcze cichsza, jeszcze mniejsza i bardziej bezbronna, a zarazem stanowcza.
— Wiem o tym, Virati. Nie wątpiłam w to ani na chwilę. Ale właśnie dlatego, musiałam cię odepchnąć. — Powiedziawszy to, wsiadła na vespę i odjechała.
Mogłem tylko patrzyć, jak znika za wzniesieniem, z wiatrem we włosach, odwrócona do mnie tyłem, uciekająca ode mnie jak najdalej. Wymykała mi się niebezpiecznie z rąk, a jednak wciąż kurczowo łapałem te ostatnie resztki, które zostały w zasięgu mego dotyku.
Nie zrezygnuje z niej. Nigdy.
Lavan.
Miałem za sobą cudowne lato z Ailyą. Pełne, cztery tygodnie od momentu poznania jej, które całkowicie zmieniły moje życie na lepsze. Długie spacery, niekończące się rozmowy, nasze dłonie splecione ze sobą w jedność. Noce w ramionach, wyprawy łodzią po rzece, wspólne zachody słońca. Namiętne pocałunki, głębokie spojrzenia. Tysiące zrobionych zdjęć, setki nagranych filmów, niestworzone rzeczy, które opowiadaliśmy do obiektywu kamery, zanosząc się śmiechem. Jej fantazje na temat otworzenia studia fotograficznego, ten żarliwy blask marzeń w jej oczach... ten głęboki głos i ciche westchnienia. Wydawało mi się, że tak powinno być już zawsze.
Lecz wraz z końcem lata coś zaczęło się zmieniać.
Stawała się milcząca, coraz częściej popadała w głębokie zamyślenie, unikając mojego spojrzenia. Skubała kępy traw, spoglądając w daleki horyzont i wydawała się zasępiona. Przerażały mnie jej objęcia, przywierała do mnie całym ciałem i długo trzymała w ramionach, jakbyśmy się mieli rozstać i trzeba było zawczasu się pożegnać. Nocami, gdy myślała, że już śpię, płakała cicho do poduszki, a ja nie umiałem jej pomóc. Nie wiedziałem bowiem, co ją gnębi.
Z jakiegoś powodu miałem pewność, że to nie Virati był tego przyczyną, ale czas. Nieubłagany czas, który dobiegał końca. Ta przemijalność chwili, jak to zgrabnie ujęła. Jeszcze nie wiedziałem kiedy, ale czułem, że nadchodzi nasz koniec.
Virati wciąż do niej dzwonił, często wpadał do mnie z wizytą, gdy akurat i ona tam była. Siadaliśmy wszyscy przy stole, a ona parzyła nam herbatę i długo dyskutowaliśmy. Nie potrafiłem przeniknąć umysłu kuzyna. Wydawał się nienaturalnie spokojny i pogodzony z naszym związkiem. Ani razu nie poruszał drażliwego tematu, a jednak wiedziałem, że się nie poddał.
Ailya w tym czasie nigdy nie dała mi odczuć, że nie jest pewna swoich uczuć. Między mną a Viratiem postawiła grubą kreskę. On był jej przyjacielem, ja jej chłopakiem. Ani razu nie zatarła tej wyznaczonej granicy. Byłem dla niej najważniejszy, ale traciłem ją. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, z minuty na minutę... Odsuwała się ode mnie, wychodziła szybciej niż zwykle, coraz rzadziej przychodziła, coraz częściej zdarzało się jej nie odebrać ode mnie telefonu. Coraz bardziej zapadła się w sobie i wydawało mi się, że ginie na moich oczach.
I wtedy zrozumiałem, że muszę coś zrobić. Nie mogłem jej stracić. Nigdy.
Ailya.
Tak mocno wrosłam w życie Lavana, spędzanie chwil u jego boku i czerpanie radości z bycia przy nim, że nie zauważyłam momentu, w którym sytuacja wymknęła mi się spod kontroli.
I wcale nie chodziło o Viratia. Cierpiałam z powodu rany zadanej mu moimi rękami, lecz nie to było bombą podłożoną pod moje życie.
Tamtego wieczoru, jak zwykle, trwałam wtulona w objęcia Lavana. Chłonęłam zapach jego gładkiego ciała. Zajadaliśmy pomarańcze kupione na targu, co rusz wybuchaliśmy śmiechem i snuliśmy plany o dniach, które miały nadejść. Teraz wiem, że pozwoliłam sobie na zbyt wiele. Spuściłam ze smyczy wyobraźnie, zanadto fantazjując, jakby ta przyszłość była dla mnie pewnością.
Oparłam głowę o jego ramię, patrząc, jak palcami sunie po mojej dłoni i wydawało mi się to tak naturalne.
— Wyjdź za mnie — powiedział mi wprost do ucha, na co zareagowałam uśmiechem.
— Co?
— Wyjdź za mnie. — Pieścił mnie swoim ciepłym oddechem, niemal jak kuszącą wonią perfum.
— Nie mów bzdur. — Roześmiałam się, stukając delikatnie palcami o jego nagi tors. — Tacy jak my mieliby się pobrać? — zachichotałam — Ładna byłaby z nas parka.
— Mówię poważnie. — Nie ustępował. — Pobierzmy się w świątyni, a potem zwiedźmy cały świat. Albo zostańmy tu na zawsze. Tylko my dwoje. Wyobrażasz to sobie? Nosić pierścionek ode mnie na palcu. Kupiłbym ci najładniejszy.
Usiadłam gwałtownie na łóżku. Serce w piersi zabiło mi mocno, a twarz wykrzywił lekki grymas. Byłam wstrząśniętą powagą jego głosu, a zarazem wyobrażeniem naszej wspólnej przyszłości. Patrzyłam na niego długą chwilę, nim straciłam nad sobą kontrolę.
— O Boże! Nie wierzę, nie wierzę! — jęknęłam, wstając zamaszyście z pościeli. Chaotycznymi ruchami pozbierałam z ziemi ubrania, błądząc jak we śnie. — Przepraszam cię, Lavan. Strasznie przepraszam. O Boże! To moja wina!
Był zdumiony. Chwile wpatrywał się, jak krążę po pokoju, a potem pobiegł za mną na korytarz, gdy zbiegałam już ze łzami po schodach.
— Ailya! Dlaczego!? — złapał mnie za rękę.
— Mieliśmy kochać się tylko przez chwile — powiedziałam drżącym głosem.
— Wciąż nie rozumiem, z jakiego powodu. Chodzi o to, że jestem młodszy?
— Nie! Przecież wiesz, że nie! — wykrzyknęłam, coraz bardziej tracąc grunt pod nogami. — Lavan, to nie powinno było się zdarzyć. To moja wina! — Mówiąc to, wybiegłam na dwór, gdzie zimne powietrze przeszyło mnie jak ostrze noża.
Był tuż za mną, wciąż nieugięty.
— Nie kochasz mnie!?
Musiałam przystanąć, tak dotknięta, że o tym pomyślał.
— Kocham! Aż boli!
— Więc zostań. Uczyń naszą chwilę wiecznością. Dlaczego to dla ciebie takie trudne?
Milczałam. Moje usta były wiekiem zamkniętej skrzyni, której jeszcze nie byłam gotowa otworzyć. Wstrząśnięta ogromem nagłych wypadów, chwiejnym ruchem wsiadłam na vespę.
— Lavan. Zrozumiesz. Nie powinnam była... moje życie to jakiś koszmar. Przepraszam, że cię w to wplątałam. Nie oczekuje, że mi wybaczysz, ale... to koniec, rozumiesz? Koniec z nami, ze wszystkim...
— Bo się oświadczyłem? — Usłyszałam rodzącą się w nim panikę. — Ailya, nie musimy się pobierać. To nie tak! — zawołał.
— Wiem, że nie tak. — Kiwnęłam głową. — Ale teraz widzę, że to zaszło za daleko. Nie mogę ci tego zrobić, nie mogę pozwolić, żebyś tak mocno mnie kochał, bez względu na moje uczucia.
— Ale dlaczego? — Próbował mnie powstrzymać, jednakże byłam już na drodze, podkręcając gaz vespy.
Wszystko rozpadło się w ułamku sekundy. Ruiną było moje życie. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale chwila przeminęła. Było tak, jak się spodziewałam, a o czym zapomniałam, doprowadzając nasz związek do katastrofy.
Rzuciłam vespę przy bramie domu Mai i wpadłam jak burza do środka, nie pamiętając nawet o ściągnięciu butów. Była w trakcie przeglądania ślubnej prasy, gdy stanęłam w przedpokoju niczym siedem nieszczęść.
— Rzuciłam go — powiedziałam tylko, wciągając płaczliwie powietrze do płuc. Nic więcej nie zdołałam wykrztusić, ale nie potrzebowała wyjaśnień.
— Powiedziałaś mu? — Sięgnęła po moją rękę, przyciągając mnie do siebie na kanapę.
Z chęcią wtuliłam się w jej ciało, łaknąc bliskości drugiego człowieka.
— Nie. Ale rzuciłam go i to tak strasznie boli...
— Och, kurczaku! — Z jej ust wydobyło się przeciągłe, współczujące westchnięcie, nim położyła mi dłoń na głowie niczym matka, otulająca swe bezbronne dziecko.
Zaniosłam się histerycznym szlochem, który rozdarł moje serce na pół.
CZYTASZ
Tylko Przez Chwilę
عاطفيةJett Ailya po dziesięciu latach wraca do rodzinnego, prowincjonalnego Choolumpo, gdzie wszyscy wszystko o siebie wiedzą. Nie jest już jednak tą samą dziewczyną co kiedyś, a z sobą przywiozła bagaż trudnych doświadczeń... i garść sekretów. W Choolump...