16.Ruchome piaski.

759 72 3
                                    

  Ailya.

Przeciągnęłam się w pościeli niczym zadowolona i wypoczęta kotka. Po powrocie do Choolumpo wyzbyłam się bezsenności, na którą cierpiałam w stolicy, wiodąc napięte, pełne sterów życie. Jednak tej nocy spałam wyjątkowo dobrze, wolna od wszelakich koszmarów i niemiłych wspomnień, powracających do mnie w postaci snów.

Teraz wspominałam jedynie noc spędzoną w ramionach Lavana. Cóż, uśmiech samoistnie wypełniał mi wargi, a ja miałam wrażenie, że nigdy w życiu nie spotkało mnie wcześniej coś równie dobrego.

Jeszcze półprzytomna, położyłam rękę na poduszce, gdzie spodziewałam się dotknąć twarzy chłopaka, jednakże zaskoczyła mnie obecność pustki. Z lekkim rozczarowaniem uniosłam powieki, otwierając się na nowy poranek.

Gdzie on się podział?

Przewróciłam się na drugi bok, skąd dolatywały do mnie śpiewy porannych ptaków i ujrzałam otwarte drzwi, prowadzące na balkon. Uśmiechnęłam się sennie, przepełniona gorącym uczuciem, gdy zobaczyłam stojącego na zewnątrz Lavana. Był odwrócony plecami, a wiatr targał za jego brązowe, przydługawe włosy.

Westchnęłam z zadowoleniem, uzmysławiając sobie, że mogłam patrzeć na niego całą wieczność, a zarazem odezwała się we mnie tęsknota za jego dotykiem. Pragnęłam znaleźć się w jego objęciach i zapomnieć o całym świecie.

Kierowana tym uczuciem, owinęłam się szczelnie cieniutką narzutą, którą byłam przykryta podczas snu i delikatnie stąpając po ziemi, podeszłam do niego od tyłu, obejmując go w pasie.

Od razu złapał mnie za dłonie i uśmiechnął się szeroko, gdy oparłam podbródek na jego ramieniu. Przed nami rozpościerał się bajeczny widok na herbaciane pola i wzgórza, nad którymi powoli wstawało słońce.

— Która godzina? — zapytałam sennie, ponieważ jeszcze nie zdarzyło mi się wstać o wschodzie.

— Piąta rano.

— Ranny ptak z ciebie, prawda? — zaśmiałam się, a potem pozwoliłam, aby objęło mnie jego ramie, którym przyciągnął mnie do boku.

— Takiego widoku nie można przegapić — odparł swobodnie, nie odrywając wzroku od nieba, które w tamtym momencie nabierało różnorodnych, zapierających dech w piersiach kolorów.

Kiedy kiwnęłam głową, zgadzając się z nim, popatrzył na mnie miękkim wzrokiem.

— Wstaje słońce, widzisz? A nasza chwila wciąż trwa.

Powinnam poczuć magię nasyconą w jego słowach, jednakże przywołując moje lęki z poprzedniego wieczoru, przypomniał mi zarazem, dlaczego tak bardzo cierpiałam. Nawet teraz, smakując najlepszą chwilę w życiu, musiałam być świadoma jej ulotności. Poza tym... nie mogłam bawić się kosztem Lavana.

— Jeszcze trwa — odparłam ze smutkiem i oderwałam się od niego, kierując w jego stronę pełne boleści spojrzenie.

Uniósł brwi, zapewne starając się zrozumieć, co chodzi mi po głowie.

— Lavan... ja muszę postawić sprawę jasno.

— Acha? — wydawał się zbity z tropu. Moje serce pękało na wiele kawałków, miałam wrażenie, że słyszę dźwięk tego rozpadu.

— Ja... my... chodzi o to, że nie możemy być razem. Prawda jest taka, że wczorajsza noc nie powinna była się zdarzyć.

— Naprawdę? — Zdumienie na jego twarzy pogłębiało się. — Masz na myśli to, że jestem młodszy? Ailya, dla mnie to naprawdę nie ma znaczenia — Dotknął mojego ramienia, sprawiając, że wszystko stało się podwójnie trudne.

— Wróciłam do Choolumpo, by leczyć swoje rany, Lavan. Nie, by się zakochać. — Pokręciłam głową.

— Więc zakochałaś się we mnie?

Nadzieja w jego głosie zacisnęła mi gardło mocnym węzłem. Nie chciałam znowu płakać i wychodzić na totalną histeryczkę, więc trzymałam emocje na wodzy, próbując rozegrać to na miarę dojrzałej kobiety, którą się w ogóle nie czułam.

— Tak, nawet bardzo. — Uśmiechnęłam się czule, ponieważ uczucia do niego były dla mnie niezwykle klarowne. Nie miałam najmniejszych nawet wątpliwości, że Lavan był najważniejszy. — Ale to nie zmienia faktu, że mogę kochać cię tylko przez chwilę. Tylko, rozumiesz?

— Jesteś poważnie chora? — Przeląkł się, wbijając we mnie ogromne, pełne strachu oczy.

— Ależ skąd! — wykrzyknęłam, porażona tą absurdalną myślą. — Ale mogę cię kochać tylko przez chwilę. Istnieje tego powód, ale nie jestem gotowa, by o nim mówić. Przepraszam, że wczoraj straciłam nad sobą kontrolę. To moja wina...

— Hejże, ja też maczałem w tym palcami. — Obruszył się, mocno trzymając mnie za ramię. Czułam, że przyciąga mnie do siebie, a ja nie byłam w stanie się temu oprzeć.

Ostatecznie skończyłam w jego ramionach, próbując dokończyć tę rozmowę.

— I to najlepsze, co mi się przydarzyło. — Popatrzył mi głęboko w oczy. — Nie chcę tego kończyć, Ailya. Jeszcze nie teraz. Powiedziałaś, że możesz kochać przez chwile. Ile ta chwila ma trwać?

Zagryzłam wargę, niezadowolona, że nie potrafiłam być stanowcza, że tak bardzo pragnęłam Lavana, iż odsunięcie go od siebie wydawało mi się niemożliwością.

— Nie wiem. Wiem tylko, że chwila przeminie, prędzej czy później. Nasza miłość lub to, co nas łączy, jakkolwiek to nazwać, nie jest wieczna... — westchnęłam. Z drugiej strony, kto powiedział, że dla Lavana związek ze mną miał być wieczny? Miał dwadzieścia lat i możliwe, że wciąż pstro w głowie. Dla chłopców w jego wieku związki na stałe były tak surrealistyczne, jak starcza niedołężność. Może byłam naiwna, tłumacząc mu, żeby się nie angażował? Może nie chciał? Może dla niego to był przelotny romans?

— Więc wykorzystajmy do końca naszą chwilę — powiedział stanowczo. Wychwyciłam ukryty w jego głosie cień bólu. Wstyd się przyznać, ale to właśnie chciałam usłyszeć. Że mogę mieć Lavana jeszcze na chwilę przy sobie, że mogę się nim nacieszyć, nim ostatecznie będę zmuszona się wycofać z jego życia.

Ledwie o tym pomyślałam, a mój podbródek został ujęty przez jego zdecydowane dłonie. Potem poczułam miękki dotyk warg Lavana, które przywarły do moich ust, jakby zagłuszając wszystkie dotychczasowe wątpliwości. Wtedy uwierzyłam, że być z nim przez chwile też jest dobre. Lepsze niż nie być wcale.

Poddanie się jego pocałunkom było łatwiejsze, niż sądziłam. Wszelakie opory sprzeciwu we mnie nie istniały, gdy chodziło o niego, dlatego odwzajemniłam czułość, nie zwracając już uwagi na nic wokoło. Jednakże wtedy zadzwoniła moja komórka.

Jakkolwiek magiczna była chwila w ramionach Lavana, dźwięk dzwonka wyrwał mnie całkowicie z marzeń. Ktoś próbował skontaktować się ze mną bardzo wcześnie. Czyżby Mai?

Telefon leżał na stoliku; gdy podeszłam do niego nieśpiesznie, zauważyłam na wyświetlaczu numer Virati'a. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. W ułamku sekundy powietrze wokół mnie zgęstniało. Lavan też patrzył na ekran, milcząc z dziwnym wyrazem twarzy.

Virati... jak mogłam udawać, że nie istnieje? Że mnie i jego nigdy nic nie łączyło? Wciąż nie potrafiłam stwierdzić, co tak naprawdę czuje do tego człowieka. Czasami wydawało mi się, iż moje dawne uczucia ożywają, jednakże w innych sytuacjach me serce było puste, gdy o nim myślałam.

— Może stało się coś poważnego? — zauważyłam, usprawiedliwiając to, że sięgnęłam po telefon. Czułam, że w jakiś sposób jest to formą zdrady przeciwko Lavanowi, ale nie mogłam wymazać Virati'a z życia, to byłoby okrutnie niedojrzałe. — Halo? — Odebrałam, patrząc na Lavana dyskretnie. Trudno powiedzieć, co w tamtym momencie czuł, gdyż wyraz jego twarzy pozostał dla mnie nieodgadniony. Widziałam tylko, że głębia jego czarnych tęczówek powiększyła się, osiągając bezdenne rozmiary.

— Ailya? Nie obudziłem cię przypadkiem? — Dźwięk głosu mężczyzny przyprawił mnie o dreszcz.

— Nie, przed chwilą wstałam. Z ojcem wszystko w porządku? — zapytałam z niepokojem.

— Tak. Jest w stabilnym stanie, może za tydzień lub dwa go wypiszą. Mieliśmy szczęście. Od jutra zaczyna kolejną serię chemioterapii.

Ścisnęło mnie za serce, gdy o tym mówił, ponieważ słyszałam smutek w jego głosie i zarazem bezradność.

— Cieszę się, że wraca do sił.

— Ailya... — Sposób, w jaki wymówił moje imię, pozwolił mi się domyślić, że wcale nie dzwonił w sprawie ojca. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie Lavanowi, a serce przyśpieszyło mój rytm. — Czy moglibyśmy porozmawiać?

Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, o co może mu chodzić. Prawdę jednak mówiąc, nie miałam ochoty się z nim widzieć. Mimo to nie mogłam go zostawić w tak trudnym momencie życia. Byliśmy sobie bliscy i wiedziałam, że kiedyś również mogę potrzebować jego.

— Oczywiście. Kiedy? — Lavan popatrzył na mnie w tamtym momencie, zapewne domyślając się prawdy.

— Może po pracy? Kiedy kończysz?

— O piętnastej — wydukałam, nieświadomie pocierając palcami lewę ramię, chociaż temperatura podnosiła się.

— Więc może wtedy?

— Jasne, nie ma sprawy. — Próbowałam pozorować lekki ton, jednak nie byłam pewna, czy mi się udało. W sprawach aktorskich przędłam cienką nić, a kłamstwo nigdy nie było moją mocną stroną.

— Cieszę się, do zobaczenia.

— Do zobaczenia. Pa. — Rozłączyłam się pośpiesznie, czując na sobie ciężar zalegającej w pomieszczeniu ciszy.

Wzrok Lavana mówił wszystko, a zarazem nic.

— Virati chcę porozmawiać — odezwałam się nieswoim głosem.

Kiwnął głową, bez większych emocji.

— Domyśliłem się. Coś się stało? — Przestąpił z nogi na nogę i wtedy zauważyłam, że jest spięty i niezadowolony. Jego zazdrość mi schlebiała, a zarazem stawiała w niezręcznej sytuacji.

— Nie, to znaczy nie wiem... — odparłam zgodnie z prawdą.

— Acha, to do niego niepodobne — powiedział, kierując spojrzenie ku bliżej nieokreślonym rzeczom. — Masz ochotę na grzanki? — Zmianą tematu zbił mnie z tropu. Wiedziałam, że nie rozwiązaliśmy sprawy, ale stchórzyłam i pozwoliłam, aby sytuacja obrała najłatwiejszy, chociaż nie najlepszy kierunek.

Sięgnęłam po ubrania leżące na ziemi, ubierając się niezwykle wolno, jakbym była ociężała i pozbawiona wszelakich sił. W tym czasie Lavan szykował jedzenie. Próbowałam zrozumieć głos swego serca, lecz ono było zagubione tak jak cała ja. Wygląda na to, że żadna z dróg w moim życiu nie była prosta.

Wygląda na to, że żadna z dróg w moim życiu nie była prosta.

Tylko Przez ChwilęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz