hania
12 lipca 1968 rok. 12-letnia Hania jak co tydzień w środę odwiedziała swojego przyjaciela Pana Marka (miał on suczkę i dwa szczeniaki, którymi Hania lubiła się zajmować):
-Dzień dobry, Panu!-Powiedziała dziewczynka i weszła do domu
-Aaa.. Dobry, Haniu, dobry.. Już po obiedzie? Może coś zjesz?
-Nie, dziękuję. Ja przyszłam po psy, mogę?
-Ależ oczywiście! Bądź z nimi o której chcesz, będe miał przynajmniej je z głowy-Zaśmiał się Pan Marek
Hania podziękowała i wyszła. Wyprowadzała je na spacer i zanosiła do właściciela. Tak było co tydzień [...]
Pewnego wieczoru usiadła na parapecie i zaczęła rozmyślać o wielu rzeczach. Czuła, jak wiatr jej wiał we włosach. Czuła się coraz bardziej zmęczona.. Zasnęła. Ocknęła się i usłyszała dźwięk stłuczonych talerzy. Szybko pobiegła do kuchni, a tam znalazła mame leżącą na ziemi. Była cała we krwi. Obok leżał zakrwawiony nóż, zaczęła krzyczeć i płakać. Wtem do kuchni wbiegł ojczym Hani. Był zszokowany, zaczął osądzać o to dziewczynę. Zaczął ją katować
-Auuua! To nie ja! Przestań!!!...- Hania płakała i wyrywała się z rąk ojczymowi. Była strasznie zła, smutna i zrozpaczona.
Codziennie przychodziła na grób matki i z nią rozmawiałą..
-Mamo, tak mi Ciebie brakuje... Ja z Twoim 'ukochanym' nie wytrzymam! Mam dość..-
Nagle poczuła chłodny wiatr i ciarki przeszły jej po plecach. Odwróciła się i nikogo nie było. Wstała, poprawiła znicz i już chciała iść, gdy usłyszała cichy, ciepły kobiecy głos:
-Idziesz już?
-Kto tu jest?-
-Nie poznajesz?
-Kim jesteś?..-Przestraszyła się Hania
-Nie idź do domu, każę Ci! Bo spotka Cię cos strasznego..
Poczuła, że ktoś złapał ją za rękę i krzyknął 'NIE IDŹ!!!' Przerażona dziewczyna uciekała w stronę domu. Gdy stanęła u progu drzwi trafił do niej ostry głos ojczyma.
-Gdzieś ty była?!
-Przepraszam, byłam na grobie...- W tej chwili dostała w twarz. Pobiegła czym prędzej do pokoju, żeby nie spotkało ją nic gorszego, strasznie się bała ojczyma. 'Nie wytrzymam...' szlochała. Stanęła na parapecie i popatrzyła w dół.
-Mam dość, życia i jego.. Serdecznie dość!- Powiedziała Hania. -
Kochanie, teraz będziesz zemną, na zawsze.-Usłyszała i nieświadomie skoczyła z okna. Rano znalazł ją przerażony Pan Marek. Zamórowało go.
-Zakop ją w ziemi.-Usłyszał
-Ale..
-Zakop JĄ!!!
Zrobił to co mu kazano i postawił krzyż z gałęzi. Ojczym myślał, że uciekła, ponieważ zniknęło zdjęcie jej i jej matki.. Następnego dnia Pan Marek pił kawę w kuchni. Nagle ujawniła mu się postać małej dziewczyny i dorosłej kobiety.
-Co?! Ale jak to? Przecież one.. nie żyją..- Jednak ztwierdził, że na starość wyobraźnia płata mu figle. Chciał zabrać psy na dwór, lecz ich nie było. Na lodówce znalazł karteczkę:
'Panie Marku!
Zaraz je przyprowadzę!
Całuję, Hania'