- Czy ktoś mnie słyszy na tej częstotliwości?... Odbiór, czy ktoś mnie... Odbiór. Proszę, powiedźcie, że ktoś mnie słyszy! Nie zbliżajcie się do...To nie jest to co myśleliś... Oh Boże, jak bardzo się myliliśmy. Powtarzam, nie zbliżajcie się do... - sygnał został urwany.
- Bunkier.
- Co? - odparłem zamyślony, siedząc na ławce.
- Słyszałeś o tym starym bunkrze w głębi lasu?
- Pierwsze słyszę.
- Stoi tam od czasów drugiej wojny światowej. Podobno tam straszy.
- Aha... I od kogo to niby słyszałeś?
- Nie pamiętam imienia, ale...
- Pewnie dlatego, że to zmyśliłeś - przerwałem mu.
- Skoro nie wierzysz to chodź ze mną, pokaże ci. To kawałek dalej za starym dębem.
- Ojciec zakazał mi chodzenia dalej, niż za stary dąb.
- Ha-ha. Boisz się?Wiele osób ma Roberta za ekscentryka, bajkopisarza i egoistę, ale ja go lubiłem. Być może jako jedyny. Prawdę mówiąc tylko z nim mogłem robić to co na prawdę chciałem. Chociaż czasami lubił koloryzować swoje historie. Zwłaszcza, że mieszkam tutaj od wielu lat, a jeszcze nigdy nie słyszałem o jakimś bunkrze. Jak zwykle coś zmyślił.
Nie powiedziałem rodzicom gdzie idę, tylko ruszyłem od razu w stronę lasu. Prawdę mówiąc to ojciec nie zakazywał mi niczego. Tylko prosił. Nie potrafię tego zrozumieć, ale w kwestii wychodzenia poza stary dąb, mówił bardzo poważnie. Może rzeczywiście miał ku temu powody... Ale tym razem zrobię po swojemu. Rodzice zawsze przesadzają.
Szliśmy już jakieś dwadzieścia minut, gniotąc po ścieżce liście i gałęzie. Jesień przyszła już jakiś czas temu i zasypała całą drogę. Z pewnością robiliśmy dużo hałasu. Stary dąb był już co raz bliżej.- Gdzie idziecie, dzieci?
Stanęliśmy jak wryci, kiedy jakiś posiwiały staruszek nagle wyrósł jak spod ziemi. Był cały ubrany na czarno, miał na sobie nawet czarny cylinder. Kto dzisiaj nosi cylindry? Jedyne co odróżniało się od jego stroju to złoty, okrągły i płaski medalion. W ogóle był jakiś dziwny. Miał pochyloną głowę i nie patrzył się na nas, kiedy mówił.
- A tak chodzimy sobie po lesie... Wie Pan - odparł Robert.
- Mhm.
- Słyszał Pan może o jakimś starym bunkrze gdzieś w głębi lasu? - zapytałem, chociaż domyślałem się odpowiedzi.
- Nie.
Popatrzyłem się na Roberta, ale on tylko wymienił się ze mną spojrzeniem. Byłem co raz bardziej przekonany, że to zmyślił.
- Jak Pan mógł o nim nie słyszeć? Przecież sam go widziałem - dalej trzymał się swojej wersji.
- Niemożliwe - surowo zaprzeczył swoim mocno ochrypniętym głosem - Znam cały las. Nie ma tu żadnego bunkra.
- Dobrze... To my już idziemy, miłego po południa...
Zrobiliśmy krok do przodu, ale zatrzymał nas, łapiąc za bark.
- Nie zapuszczajcie się głębiej w las, niż za stary dąb.
- Dlaaczego? - zająkałem się.
W końcu podniósł głowę i przeszył nas spojrzeniem swoich śnieżno białych oczu. Robert jęknął.
- To może być bardzo niebezpieczne.
Przełknęliśmy głośno ślinę, kiwnęliśmy głową i ominęliśmy go szybkim krokiem. Jego oczy były straszne. Czy on był ślepy? Może dlatego nie widział tego bunkra... Hmm... Zastanawia mnie medalion, który nosił na szyi. Wyglądał na bardzo nietypowy, ale nie zdążyłem się mu dokładniej przyjrzeć.Po paru minutach znaleźliśmy się pod starym dębem. Nie dało się go pomylić z żadnych innym drzewem. Ogromny... A na tych wielkich gałęziach mogło by usiąść ponad sto osób. Słyszałem, że ten dąb ma już setki lat. To tutaj zawsze siedziałem i rozmyślałem co znajduje się po drugiej stronie. Chyba tylko Robert był jedyną osobą, którą znam, która tam była. Oczywiście nie posłuchaliśmy nawiedzonego staruszka.
- Ej, Robert - zatrzymałem go zaraz po przekroczeniu drzewa.
- Co jest?
- Nie sądzisz, że ten dziadek miał rację?
- Że nie ma żadnego bunkra? - prychnął - Mówię ci, przecież sam go widziałem.
- Nie... Że tam może być niebezpiecznie.
- Chyba nie...
- Widziałeś jego oczy?
Stanął w miejscu. Widziałem, że też się trochę bał.
- Dużo jest nawiedzonych typków w naszej wiosce. Pokażę ci tylko ten bunkier i spadamy.
- Ha! Co? Boisz się już tam wejść? - sprowokowałem go. Nieumyślnie. Mogłem się domyślić, że jego duma przezwycięży strach.
- Ja? - zaśmiał się głośno - Ja niczego się nie boję.