Rozdział poprawiany: 08.03.2020
•••
Zapraszam do czytania!„Już po mnie". -pomyślałam, gdy z kwaśną miną unosiłam ręce w poddańczym geście wysiadając z autobusu. Miałam nim dojechać do domu, tak mi się przynajmniej wydawało, póki wujcio i jego ekipa nie zatrzymali go o mało nie wywołując kolizji dwóch aut pasażerskich...
- To już twoja trzecia próba ucieczki odkąd Twoi dziadkowie powierzyli mi opiekę nad Tobą pchełko. Za każdym razem gdy to robisz, podnosi mi się ciśnienie. Jak długo chcesz to kontynuować? Póki nie zejdę?- spytał Stark najwyraźniej zmęczony tą powtarzającą się sytuacją. Wyszedł z auta zdejmując swoje ciemne okulary. -Czemu nie chcesz współpracować?-dodał przechylając głowę w bok.
- Ale wujku, to nie tak...wiesz, że nie możecie mnie tam ciągle trzymać, dlaczego nie mogę już wychodzić ze znajomymi jak kiedyś, czy chociaż pójść po mleko do sklepu? Co złego zrobiłam?-wycedziłam przez zęby wkurzona resztkami godności powstrzymując się od płaczu. Tony już chciał odpowiedzieć widząc moją minę, ale zanim to zrobił, przerwał mu Bruce:
-Stark jest sprawa.-powiedział cicho, ale nie na tyle, bym nie mogla tego usłyszeć. Zbliżył się przysuwając twarz do ucha Tonego. Po krótkiej wymianie szeptów obydwoje skierowali na mnie swój specyficzny wzrok, który mówił „nie mamy dobrych wieści". Przestąpiłam z nogi na nogę nerwowo przygryzając wargę, ponieważ w głębi duszy już wiedziałam co mi zaraz powiedzą.
-Eva, bardzo nam przykro, ale twoje wyniki badań nie są zadowalające. W tej chwili ryzyko ataku wynosi ponad 65%. -oznajmił Bruce pocierając ramiona jakby chciał odgonić się od myśli, jakie teraz zaprzątały jego głowę. -pewnie już dobrze zdajesz sobie sprawę z tego co to oznacza.- dodał zimniejszym tonem mrużąc ciemne oczy. Jego postawa nie wyrażała już przyjaznego nastawienia jakie zwykle do mnie kierował. Patrzył teraz jakbym stanowiła zagrożenie, które nawet jego nadęta informacjami głowa nie mogłaby powstrzymać.
Tony za to stojąc obok zdawał się być antonimem zachowania Bruce'a. Wydawał się być spokojny i pokrzepiająco się do mnie uśmiechał, jednak widziałam, że jednocześnie próbuje ukryć przerażenie w swoich oczach.
- Znowu mnie tam zamkniecie? Tym razem na jak długo? - spytałam, a emocje uszły ze mnie pod postacią słonych łez, które powoli zaczęły toczyć się po policzkach. Nie zamierzam siedzieć w "celi", wiedziałam, że są inne sposoby na okiełznanie napadów agresji, które potęgowały moją moc. Sprawiała ona, że osoby znajdujące się blisko mnie odczuwały niewyobrażalny ból psychiczny i fizyczny. Na wspomnienie ostatniego ataku, w którym ucierpieli moi dziadkowie zachmurzyłam się jeszcze bardziej. Szybko jednak starłam niechciane łzy tak samo jak i myśli, które teraz były mi niepotrzebne. Nienawidziłam tej emocjonalnej strony mojej osobowości. Wyprostowałam się zamiast tego z kamienną maską zaciskając pięści.
Wujek podszedł do mnie przykładając zimne dłonie do moich policzków zapewne starając się mnie w ten sposób uspokoić.-Spokojnie sarenko, wszystko będzie dobrze.-uniosłam podkrążone oczy i spojrzałam na niego wymuszając uśmiech przez zaciśnięte zęby. Stark zaśmiał się i ujął mnie pod swoje ramię. Dobrze wiedział, gdy udawałam jak się naprawdę czuję. Była to jedna z cech jakie w nim kochałam. Nie musiałam mówić jak u mnie jest, on po prostu wiedział i wystarczyło mu tylko jedno spojrzenie, by mnie wyczytać.
Postanowiłam znów z nim wrócić, nie żebym miała w tej chwili jakieś inne wyjście...
-Pracujemy nad znalezieniem leku, czegoś co pozwoli nam zniwelować te napady...-w drodze powrotnej do siedziby opowiadał mi o postępach jakie uczynił przez te wszystkie lata i nieco zanudzał swoją naukową gadką, z której średnio rozumiałam cokolwiek. Byłam za to wdzięczna, że tym sposobem oddalał ode mnie natrętne i negatywne myśli „a co jeśli", które po dzisiejszym dniu jak złodziej chciały wkraść się do ram mojego umysłu.
•••
Gdy w końcu trafiliśmy do siedziby Avenders większość agentów przyglądała mi się z wyrazem zawodu, ale bez zaskoczenia, gdy wchodziłam do środka. Zapewne spodziewali się takiego obrotu spraw. Z mojego powodu musieli wzmocnić ochronę i zainstalowali kilkanaście dodatkowych kamer w miejscach takich jak np. wentylacja, czy tunele kanalizacyjne, którymi już wczesnej uciekałam.-Witam w domciu! -krzyknął wuj z entuzjazmem klepiąc mnie po plecach. Wysłałam mu wzrok, który mówił „ani słowa więcej", po czym ciężko wzdychając weszłam do jasnego pomieszczenia. Wujek Stark i Steve za moją zgodą odprowadzili mnie do "celi", białego pokoju do obserwacji, w którym nie było prawie żadnego mebla, oprócz biednego kwiatka stojącego na środku, w miarę wygodnego łóżka i półki z książkami, które Stark osobiście mi dobrał.
„Trzy świnki", „Skarpetka na tropie: czyli kto ukradł złoty guzik" „Tupcio Chrupcio: Kapryśna myszka" czytając te okładki zastanawiałam czy aby nie pomyliłam pomieszczeń z przedszkolem.
-To są książki dla małych gówniarzy.-skomentowałam posyłając pytający wzrok w stronę wujka, który stał przy mnie najwyraźniej dumny ze swoich wyborów.
-Czyli dobrze je wybrałem.-odpowiedział nie spoglądając na mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się na to. Może traktował mnie jak dziecko, ale też odniosłam wrażenie jakby bał się, że nieodpowiednia lektura mogłaby podsunąć mi kolejny szalony plan ucieczki.
Nic nie mówiąc odłożyłam książki i wpadłam na łóżko, jakbym znajdowała się u siebie w sypialni, a nie laboratorium. W końcu byłam przyzwyczajona do takich warunków, nie był to mój pierwszy raz. Po rozciągnięciu się wygodnie na materacu zauważyłam, że wujek nadal przyglądał mi się stojąc przy półce jakby nie widział mnie od conajmniej kilku lat.
-Dobranoc.-powiedziałam dobitnie podkładając sobie poduszkę pod głowę i jednocześnie spoglądając na Starka jakby był niechcianym komarem na ścianie.
- Coś czuję, że to będzie długa noc...-westchnął Tony kręcąc głową. Wychodząc wysłał porozumiewawcze spojrzenie w stronę Steve'a, że czas już zamykać drzwi.
-Dobranoc sarenko...
•••
Z góry szczerze przepraszam za jakiekolwiek błędy, a za wszelkie uwagi uniżenie dziękuję!
Gwiazdka Was nie zabije, a mnie bardzo ucieszy 🥺💕
Rozdział poprawiany: 08.03.2020
Na razie bez akcji, bo jak się człowiek śpieszy to się Loki cieszy :C
CZYTASZ
✔𝕊ℍ𝕆𝕌𝕋 𝕄𝕐 ℕ𝔸𝕄𝔼✔ (𝕃𝕠𝕜𝕚 𝕃𝕒𝕦𝕗𝕖𝕪𝕤𝕠𝕟)
FanfictionGdzie się tylko zjawię, wywołuję cierpienie i rozczarowanie. Nie jestem taka jak inni, nie jestem herosem działającym dla dobra, a potworem raniącym bliskich. Teraz prawdziwie zdaję sobie sprawę z faktu, że nie pasuję do krajobrazu "superbohaterów"...