◘Cold Sleep◘

4.1K 261 41
                                    



      Obudził mnie cichy szelest skrzydeł za oknem. Ptactwo leśne wygrzewało się na balkonie w promieniach słońca. Przewróciłam głową. Spał koło mnie, jego krucze włosy niegdyś w perfekcyjnym ładzie, teraz opadały na czoło przysłaniając jedną brew. Cmoknęłam z zafascynowania. Pierwszy raz widzę Lokiego w stanie kompletnej dezorganizacji (jeśli można tak to ująć). Odsłoniłam jeden kosmyk, by przyjrzeć się jego twarzy. Wczoraj był bardziej blady, prawdopodobnie przez dużą utratę krwi i osłabienie. Przesunęłam palcem od jego skroni po usta. Naszła mnie ochota by go pocałować, jednak szybko odgoniłam tą myśl. Nie chciałam go budzić. Postanowiłam się odświeżyć, już chciałam wstać gdy poczułam uścisk na nadgarstku.

-Nie śpisz?-Spytałam nie odwracając się do Zielonookiego.

-Nie.-Mruknął, poczułam jak się uśmiecha. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, zająknęłam się zarumieniona. Po chwili przybliżył do siebie moją rękę i pocałował mnie w wierzch dłoni.

-Dzień dobry.-Wyszeptałam cała czerwona po czym puściłam jego dłoń.

-Ciągle się rumienisz.-Skomentował uśmiechając się zawadiacko. Skrzywiłam się na jego słowa. Jak mogłam się nie rumienić kiedy on tak na mnie działał. Nie odpowiadając podreptałam w stronę łazienki.

Po odświeżeniu ruszyłam w stronę szafy. Ubrałam białą koronkową sukienkę do kostek, dość przewiewną jak na obecne temperatury. Gdy wróciłam do sypialni Laufeysona już nie było. Usiadłam na pościelonym łóżku i zaczęłam myśleć (wow). Myśleć nad naszą przyszłością nad tym co może się stać jeśli wojna już trwa, jeśli nadal będziemy się ukrywać. Pierwszy raz zastanowiłam się nad dobrymi stronami przejścia Lokiego na stronę Jottunów. Jednak to co mnie zatrzymywało to myśl o tym, że go stracę. Lub co gorsza stanie się taki sam jak oni, okrutny, pyszny, bezwzględny. Nawet jeśli już teraz owe cechy zostały do niego przybite, nie są prawdą. On jest inny, jest delikatny, odważny i troskliwy. Byłby cudownym królem. Co go zatrzymuje? Jego cień, cień przeszłości. Nienawiść do ojca. Nienawiść do wszystkiego co kojarzy mu się z kłamstwem w jakim żył przez tyle lat. I wiem co powinnam zrobić. Muszę rozbić tą nienawiść, spalić ją moim własnym płomieniem, póki jeszcze w niej nie utonął.

♦♦♦

Z rozmyślań wyrwało mnie burczenie w brzuchu. Czytałam, że w tych lasach prawie każde drzewo rodzi jadalne owoce, dlatego nie czekając na zaproszenie ruszyłam w stronę wyjścia. Z tyłu świątyni dawni kapłani hodowali różnorodne rośliny. Wodzona pięknymi zapachami dotarłam do wysokiego wiatrowału o żółtych owocach. Już miałam sięgać po jeden z nich gdy do moich uszu dobiegł znajomy dźwięk. Śmiech dziecka. Obejrzałam się szybko. Nikogo nie dostrzegłam. Odwróciłam się znów. Przed oczami mignął mi zarys niskiej postaci. A jednak. Ruszyłam w stronę miejsca gdzie ją zobaczyłam. Wytężyłam słuch. Głucho. Może mi się zdawało? Nie. Znów ten sam dźwięk kilka metrów przede mną. Ruszyłam w gąszcz wodzona śmiechem. Biegłam zupełnie jak we śnie. Dotarłam do wypalonej polany. Trawa jeszcze dymiła. Uklękłam dotykając spopielonej roślinności. Ciepła, a więc to oznacza tylko jedno. Mamy gości.

Zapomniałam o tajemniczych dzieciach, teraz liczył się czas. Musiałam jak najszybciej ostrzec Lokiego o zagrożeniu. Podążałam ścieżką wcześniej przeze mnie wydeptaną. Po chwili się zatrzymałam. Poczułam na sobie wzrok, intensywny i nieodgadniony. Obejrzałam się dookoła dyskretnie zapalając płomień wewnątrz dłoni. Zero reakcji. Postanowiłam nie kryć się z zamiarami. Uniosłam ręce w obrończym geście ostrożnie obracając się wokół własnej osi. Usłyszałam ruch z tyłu. Nie zdążyłam odskoczyć. Poczułam ukłucie w szyi. Po sekundzie moje nogi stały się jak z waty, upadałam. Jednak nie uderzyłam o ziemię. Spadłam w znane mi ramiona.

-Loki?-Spytałam mrużąc oczy.

-Nie pozwolę by się o Tobie dowiedzieli.-Oznajmił biorąc mnie na ręce.

-Jak to.-Rzuciłam.

-Jottunowie zagrozili mi wybiciem wszystkich Asów i bliskich mi osób, jeśli nie przejdę na ich stronę i nie pomogę im przywrócić władzy.

-Jesteś w niebezpieczeństwie, oni tu są.-Wysapałam.

-Wiem najdroższa, obudzę Cię kiedy to się skończy.-Orzekł niosąc mnie w stronę wejścia do świątyni.

-Nie, ja nie chcę.-Wyjęczałam łapiąc się jego szyi. Powoli czułam jak odlatuję w ramiona Morfeusza.

-Zawsze będę Cię kochać.-Wycedził przez zaciśnięte zęby.

-Jeśli teraz mnie zostawisz, już nigdy nie ujrzysz naszego dziecka.-Wyszeptałam walcząc z sennością. Zielonooki zamarł po czym spojrzał na mnie wzrokiem pełnym bólu.

-Gdy wojna się skończy będziemy razem. Obiecuję.-Wyszeptał powstrzymując łzy.

-Wróciłam po Ciebie. Wróć po mnie.-Orzekłam w półśnie.

-Wróciłaś po mnie. Wrócę po Ciebie.-Powtórzył składając pocałunek na moich ustach.

Spadłam... Spadłam w spiralę własnych wspomnień. To tak jakbym oglądała taśmę swojego życia. Czy ja umieram? Nie. Ja umarłam. Tak, chłód jaki poczułam przeszył mnie na wskroś, a potem ciemność. Putka. I jedynie obraz, ostanie wspomnienie.

Jego szmaragdowych oczu.

◘◘◘

I nie ubierajcie się w stroje żałobne. To nie koniec.

Krótki rozdział, przed deserkiem. :)

Pamiętajcie o komentarzu, zagłosowaniu na te wypocinki. :D

Wszelkie uwagi, pytania jak zwykle always invited.

Jeszcze w tym tygodniu będzie next, także zostańcie w Asgardzie!

✔𝕊ℍ𝕆𝕌𝕋 𝕄𝕐 ℕ𝔸𝕄𝔼✔ (𝕃𝕠𝕜𝕚 𝕃𝕒𝕦𝕗𝕖𝕪𝕤𝕠𝕟)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz