Used...

12.5K 618 164
                                    

Rozdział poprawiany: 11.03.2020

          Ze snu wyrwał mnie odgłos kroków zbliżających się do mojej celi. Postanowiłam zachować spokój i nadal leżeć w bezruchu. Mógł być to pracownik laboratorium sprawdzając czy jeszcze nie zwiałam. Po odgłosie otwierania drzwi usłyszałam jak ktoś cicho podchodzi w moją stronę starając się mnie nie zbudzić. Coś było nie tak...uniosłam powieki, by spojrzeć na osobę stojącą przede mną. Ku mojemu zaskoczeniu nie był to nikt kogo pamiętałam z ludzi tutaj pracujących. Stał przede mną wysoki mężczyzna o bladej cerze, wystających kościach policzkowych i szmaragdowych oczach, wyglądał na około 30 lat, ubrany w zielono czarny kostium z długim płaszczem. „Dość niecodzienne ubranie" pomyślałam i szybko wstałam ze swojego miejsca. Gość widząc moją reakcję uśmiechnął się do mnie w zawadiacki sposób, co wcale mi się nie spodobało. Gdy chciałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk protestu tego naruszenia prywatności nieznajomy szybko doskoczył do mnie przykładając smukłą dłoń do ust.
„Co do cholery?!" pomyślałam zaczynając powoli panikować.

—Nie teraz.—wyszeptał. W jakiś dziwny sposób nie mogłam mu powiedzieć „nie". Zamiast tego spoglądałam w głębię jego hipnotyzujących, zielonych oczu. Przypominały mi jakąś znajomą, odległą galaktykę. Im dłużej się w nie wpatrywałam, tym trudniej było mi odwrócić wzrok. Stałam nadal w jednej pozycji lekko odrętwiała z osłupienia. Wtedy usłyszałam znajomy głos, który należał do Starka, nawet jeśli odległy, słyszałam, że mnie wołał. Chciałam się wyrwać, jednak po chwili mój obraz  zaczął się rozmywać, a wraz z nim nieznajomy o pięknych oczach.

—Eve! E-! Słyszysz mnie? Obudź się!—Poczułam jak Stark w zdenerwowaniu potrząsa mną jak szmacianą lalką. Gdy mój wzrok się wyostrzył, a oczy przyzwyczaiły do jasności panującej w pomieszczeniu, złapałam mocno za jego ręce, dając mu do rozumienia, że już się obudziłam i nie musi mną tak szarpać.

—Przecież żyję do cholery! Co się stało? —spytałam skołowana, przed chwilą działo się coś innego, czyżby to był sen? Nie, nie mógł być...wyglądał zbyt realistycznie. Stark puścił mnie wzdychając w uldze, po czym usiadł na brzegu mojego łóżka.

—Trudno było Cię wybudzić, to pewnie przez Bruce'a, podał Ci za dużą ilość leków uspokajających.—Stwierdził drapiąc się niezręcznie w kark. Złapałam się za skronie, rzeczywiście byłam strasznie śpiąca, ledwo mogłam utrzymać głowę w pionie. Wtedy słowa wujka we mnie uderzyły:

—Chwila, czemu faszerujecie mnie jakimiś lekami bez mojej zgody, co?—spytałam zła.—czy to nie wymaga czasem podpisania jakiegoś papierka?

—Przepraszam, ale to dla Twojego dobra sarenko, całe szczęście Twoje odczyty są pozytywne i jeśli nadal tak będzie, to wyjdziesz stąd już za cztery dni. —Mimo wszystko ucieszyłam się na jego słowa. Może jestem naiwna, ale nic nie smakuje tak dobrze jak wolność. Oddałabym za nią wszystko.
Jęknęłam nagle i złapałam się za głowę, którą przeszył ból, ale też pewien obraz. W tamtej chwili bowiem przypomniał mi się sen o mężczyźnie ze szmaragdowymi oczami, który teraz wydał mi się dziwnie znajomy. Stark śledził mnie zmartwionym wzrokiem, gdy powoli wstałam z łóżka. Chwiejnym krokiem podeszłam do regału i wzrokiem zaczęłam szukać interesującej mnie książki, której znalezienie wydawało mi się teraz niezmiernie ważne. Tony wpatrywał się we mnie pytającym wzrokiem. Gdy w końcu ją znalazłam " Mitologia nordycka", odetchnęłam i usiadłam na łóżku obok Starka. Pokazałam mu rysunek przedstawiający mężczyznę o imieniu Loki, syna Laufeya. Ten popatrzył na mnie z niepokojem unosząc jedną brew.

—To Loki. —powiedziałam. —Syn Laufeya i brat Thora, jakimś cudem śnił mi się dzisiaj. Był w mojej celi i chyba czegoś chciał, inaczej by do mnie nie przyszedł. Nigdy go nie spotkałam, ale sen był bardzo realistyczny.—dodałam mając nadzieję, że nie uzna mnie za wariatkę. Niepokoiła mnie jednak jego cisza. Stark spojrzał na mnie, z wyrazu jego twarzy wyczytałam, że jest widocznie czymś zmartwiony.

—Czy coś się stało? —spytałam ściągając brwi.

— Chodź ze mną, chwycił mnie za rękę i wyszedł ze mną z celi.—Postanowiłam podążać za nim bez słowa.

—Gdzie idziemy?—Spytałam lekko zestresowana, gdy zeszliśmy do ostatniego piętra podziemi Laboratorium. Nigdy tu nie byłam.

—Zobaczysz. —odpowiedział jedynie, potęgując tym moją ciekawość. Wyjął kartę magnetyczną, skasował w czytniku, po czym drzwi się otworzyły. Ujrzałam przed sobą szklaną celę, w której stał mężczyzna ze splecionymi z tyłu rękami, gdy się odwrócił, już wiedziałam. Był nim człowiek z mojego snu. Dłoń Starka zacisnęła się na mojej mocniej z chwilą wejścia do środka. Postanowiłam jednak przybliżyć się do szklanej szyby i puściłam jego uścisk.

—Dobry wieczór, Eve. —Przełknęłam nerwowo ślinę, skąd on znał moje imię? Spojrzałam na Starka. Który jedynie kiwnął głową.

—Sarenko, przedstawiam Jelonka, jednego z najniebezpieczniejszych więźniów naszej agencji. Uniósł rękę w stronę Lokiego uśmiechając się do niego sztucznie. Loki odwzajemnił uśmiech robiąc lekki ukłon jakby słowa Starka mu schlebiały.

—Trochę późno na odwiedziny, nieprawdaż? —Spytał kpiąco mierząc mnie wzrokiem. —Zmarszczyłam brwi.

—Znam Cię?—spytałam, ostrożnie odsuwając się od szklanej ściany.

—Nie, Ty mnie nie znasz, jestem Loki, syn Laufeysona, wkrótce władca Asgardu. A ty, cóż... wiem o Tobie niemal wszystko Eve... i kiedyś nawet spotkaliśmy się. Ale tego nie pamiętasz, ktoś o to zadbał...- spojrzał na Starka z wyrzutem i niemal smutkiem w oczach, które przez cały czas były zimne. Kiedy wzrok przekierował na mnie, przez sekundę zobaczyłam w jego malachitowych oczach coś innego, nie mogłam jednak określić tego uczucia. Nie minęło długo, gdy znów poczułam ból, tym razem było nim lekkie ukłucie w potylicy. Złapałam się za głowę i przymknęłam powieki, coś było nie tak...

—Czemu szperasz w jej umyśle Loki? Wiesz, że i tak nie dowiesz się jak stąd uciec. Tym zabezpieczeniom nawet twoje sztuczki nie dadzą rady. —Rzucił Stark szybko podchodząc w moją stronę i zasłaniając mnie swoim ciałem.

—Niedoceniasz swoich wrogów Stark, to może kiedyś być przyczyną twojego upadku.—oznajmił zimno—Eve w końcu dowie się co przed nią ukrywacie i wtedy przyjdzie do mnie. —dodał unosząc pewnie głowę.—Albo ja do niej...

„Ukrywacie?" Pomyślałam, co takiego mogliby przede mną ukrywać?
„I jak ktoś zamknięty w tak solidny sposób w celi, znajdując się w beznadziejnej sytuacji może mieć tyle pewności siebie?" Pomyślałam krzyżując ręce na piersi.

—W przeciwieństwie do nich posiadam klucz do odpowiedzi jakich wkrótce możesz poszukiwać. Odwiedź mnie jeśli będziesz chciała je poznać, ale pamiętaj, że wszystko ma swoją cenę.—uśmiechnął się wywołując u mnie ciarki.

Tony był blady, gdy podszedł do mnie łapiąc za nadgarstki. Wyprowadzając nas z celi prychnął  jedynie:
—To był błąd, że Cię do niego przyprowadziłem...

.

◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘Well, well, well

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘◘
Well, well, well...mam nadzieję, że opowiadanie nie jest nużące, ale wiecie, najpierw masa, potem rzeźba!

Wszelkie komentarze mile widziane c:
Rozdział poprawiany : 11.03.2020
♥♥♥♥

✔𝕊ℍ𝕆𝕌𝕋 𝕄𝕐 ℕ𝔸𝕄𝔼✔ (𝕃𝕠𝕜𝕚 𝕃𝕒𝕦𝕗𝕖𝕪𝕤𝕠𝕟)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz