Rozdział 15

48 5 1
                                    

Mechi Pov

*Następnego dnia*

Jest jakaś 17 a Pablo zdążył już przeprosić mnie milion razy za to że wczoraj zasnął, ja milion razy musiałam mu tłumaczyć że nic się nie stało. Obiecał że wszystko mi dziś wynagrodzi. Byliśmy umówieni znów na 18. Tym razem się tak nie szykowałam. Podkręciłam trochę włosy a wokół głowy przeplotłam warkoczyk. Do tego biała bluzka, jasne jeansy i adidasy. Makijażu też nie robiłam mocnego, jak zwykle chciałam by usta najbardziej przyciągały uwagę dlatego malowałam je na czerwono. Leżałam i korzystałam z ostatnich chwil relaksu przed wyjściem gdy przyszedł mi sms. Był od Cande.

"Mechi potrzebuję teraz być z kimś. Jestem w złym stanie, proszę pomóż mi. Cande" 

Zobaczyłam sms i serce zaczęło mi bić mocniej. Boję sie co się z nią dzieje. Muszę jej pomóc, ale randka z Pablo...

"Oczywiście skarbie przyjeżdżaj jak najszybciej, chyba że ja mam po ciebie przyjechać? Martwię się."-odpisałam nie zastanawiając się dłużej, nie chciałam jej wspominać że przez nią nie pójdę na randkę, na pewno miałaby wyrzuty sumienia

"Właściwie to siedzę na schodach do twojego domu."-momentalnie odpisała

"Czekaj już po ciebie wyjdę."-zmyłam szybko makijaż żeby niczego nie podejrzewała, założyłam wygodne czarne legginsy, fryzury nie zdążyłam rozplątać, no cóż teraz ja najszybciej musiałam jej pomóc.

Wyszłam z domu. Siedziała skulona. Szlochała bardzo mocno. 

-Boże co się stało? Chodź natychmiast do środka. Długo tu siedziałaś?-nigdy nie wiedziałam jej w takim stanie, byłam przerażona, pomogłam jej wstać i chwyciłam pod rękę.

W odpowiedzi pokręciła tylko przecząco głową. Cała się trzęsła. Weszłyśmy do środka.

-Zaparzę ci melisy. Połóż się na łóżku.

Widziałam że stara się uspokoić, przestać płakać ale sama z doświadczenia wiedziałam że to nie takie łatwe. Gdy woda w czajniku gotowała się podeszłam do szafy i wyciągnęłam kocyk którym okryłam dziewczynę. Podeszłam do narożnika sofy na którym miała położoną głowę i chwyciłam jej bezsilnie zwisającą rękę opierającą się na podłodze. 

-Spokojnie jestem tutaj. Jestem z tobą. Zaraz będzie lepiej.-zaczęłam mówić bardzo powoli i cicho, ściskając jej dłoń 

Byłam zmuszona puścić jej rękę ponieważ z czajnika zaczynał wydobywać się okropnie głośny pisk. Zalałam kubek parującą wodą. Gdy herbata się zaparzyła podałam ją Cande. Spojrzałam na zegarek. Boże zapomniałam napisać do Pablo.

-Cande pójdę do swojego pokoju zadzwonić tylko do Pablo, wracam za sekundkę. Leż i się nigdzie nie ruszaj.-powiedziałam i ruszyłam do pokoju uważnie ją obserwując, zamknęłam za sobą drzwi i poszukałam go w kontaktach

-Pablo? Hej. Bardzo bardzo przepraszam że dopiero dzwonię ale z naszego dzisiejszego wyjścia nic nie wyjdzie. Cande przyjechała do mnie zapłakana, jest w złym stanie. Nie wiem jeszcze co się dzieje ale nie mogę jej tak zostawić.-powiedziałam jednym tchem gdy tylko odebrał

-Co się stało? Mechi rozumiem spokojnie. Musisz jej teraz pomóc a randkę zawsze możemy przełożyć. Mogę wam jakoś pomóc?-słyszałam po jego głosie że się zawiódł ale także bardzo się martwił 

-Nie wiem próbuję ją uspokoić i spróbuję zaraz z nią pogadać. Myślę że lepiej będzie jeśli zostanę sama z nią. Jeszcze raz przepraszam i miłego wieczoru kochanie.

-Dzwoń jak by co. Nawzajem Mechi.-po tych słowach rozłączyłam się i od razu poleciałam z powrotem do salonu


-Okay teraz prosze powiedz co się dzieje?-zapytałam jeszcze raz z troską

-Uciekałam z domu.-powiedziała tylko tyle, ledwo słyszalnie 

-Dlaczego? Co się stało?

-Nikt o tym nie wie...Chyba nie chce o tym mówić to za bardzo boli.

-Nie chcę naciskać ale jeśli długo to trzymasz w sobie to najlepszym wyjściem będzie wyrzucenie tego.-w głowie układało mi się już kilka scenariuszów tego co chce mi powiedzieć

Zapadła długa cisza. Candelaria spojrzała mi prosto w oczy.

-Ojciec...jest bardzo agresywny. Od kąt pamiętam taki był. Jest alkoholikiem. Myślę że szczegółów nie chcesz znać.

Nie mogłam w to uwierzyć. Ta dziewczyna zawsze była taka uśmiechnięta, wydawała się szczęśliwa. Nigdy nie było po niej widać żeby miała jakieś problemy. Spojrzałam na nią z troską. Zastanawiałam się co powiedzieć, nie chciałam powiedzieć czegoś głupiego.

-Nie mogłam tam dłużej siedzieć. Nie dałam już rady. Dlatego tutaj jestem, proszę pozwól mi zostać na jedną noc. Z rana poszukam sobie jakiegoś noclegu, obdzwonię znajomych. Tak na prawdę nie wiem co dalej zrobię. Mechi co ja mam zrobić?-po tych słowach znów zaczęła płakać

-Na prawdę nie wiem. Spokojnie, rano się zastanowimy. W nocy wszystko wydaje się najczarniejsze i widzimy tylko najgorsze scenariusze, jutro wszystko będzie wyglądać lepiej. Poradzimy sobie, obiecuję.-odpowiedziałam i otarłam spływającą po jej twarzy łzę

-Tak bardzo ci dziękuję. Nie wiem jak ci się odwdzięczę. Mam jeszcze jedną prośbę...

-Nic nie zrobiłam. Jaką?

-Mogę nie spać na kanapie, tylko z tobą? Nie chcę być sama.-zapytała nieśmiało

-Jasne nie ma problemu. Też uważam że tak będzie lepiej.

-Dziękuję. Tak w ogóle nie popsułam ci planów na wieczór? Jak przyszłam wyglądałaś jak byś się gdzieś szykowała.

"Czyli jednak zauważyła ugh"-pomyślałam

-Nie no co ty. Zamierzałam cały wieczór spędzić w łóżku a akurat jak przyszłaś próbowałam nowej fryzury którą znalazłam w internecie. Chcesz obejrzeć jakiś film czy pójść spać?

-Oczy mnie okropnie szczypią, wiesz...od płaczu. Chciałabym ci jakoś naprawić ten wieczór bo wiem że go zepsułam ale nie dam rady teraz niczego obejrzeć.

Widziałam że miała wyrzuty sumienia chociaż nie powinna.

-Nawet tak nie mów. Cieszę się że przyjechałaś właśnie do mnie. A teraz rzeczywiście się już kładźmy bo to był trudny dzień. 

-Był. Jesteś cudowną osobą Mechi.-powiedziała i lekko się uśmiechnęła, tak stanowczo brakowało mi tego pięknego uśmiechu

-Wcale nie jestem. Słodkich snów Cande.

-Miłej nocy.

Taki los napisało nam życie~MechiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz