06

2.6K 191 8
                                    

Piątek to taki dzień, w który chyba każdy robi większe zakupy. Dlatego właśnie po skończeniu pracy i ja ruszyłam do najbliższego supermarketu. Wyszłam z niego z dwiema pełnymi siatkami i powoli dotoczyłam się na przystanek. Przydałby mi się samochód, zdecydowanie... Pech chciał, że na ostatnim zakręcie od miejsca, do którego się kierowałam, zaczął padać deszcz. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby to była mała mżawka. Ale to raczej pasowało pod ulewę. Zatem zanim doszłam na przystanek, byłam cała przemoknięta. Dobrze, że przynajmniej nie wiało. Zamarzłabym na śmierć. Niestety los postanowił sobie ze mnie zażartować, co ostatnimi czasy robi bardzo często. Mój autobus spóźniał się już dobre piętnaście minut, a na ławce nie zostało żadne wolne miejsce, by usiąść. I tak sobie stałam. Ja i moje zakupy. Kapało ze mnie i z nich.
Miałam już zamiar przyklapnąć na ziemi, bo w końcu i tak już jestem mokra, ale nagle na przystanek podjechał czarny, jak smoła Dodge Charger, rocznik 70. Nie, ja wcale nie znam się na autach. Po prostu takim jeździł Dom w Szybkich i Wściekłych. A ja tę serię po prostu uwielbiam.
Spojrzałam z zaciekawieniem na samochód i nieco się zdziwiłam, kiedy szyba od strony pasażera uchyliła się. Z środka wyglądał nie kto inny, jak Luke. Uśmiechał się, odsłaniając swoje białe zęby.
- Wsiadasz? - zapytał radośnie.
Chwilę się wahałam, ale przecież nie wolno stracić takiej okazji. Podniosłam zatem moje zakupy i wgramoliłam się do auta, reklamówki stawiając pod nogami.
- Dzięki – powiedziałam cicho.
- Nie ma sprawy – puścił do mnie oczko, przez co nie mogłam opanować uśmiechu.
- Trochę zmokłaś, co?
- Trochę... Matko, Luke! Zamoczę ci tu całe siedzenie! - olśniło mnie i zaczęłam panikować. - Zatrzymaj się!
- Ej, spokojnie, mała. May jest sprawą drugorzędną. Wolę dowieźć ciebie do domu.
- Jaka May?
- Moje autko – poklepał kierownicę.
- Nazwałeś samochód...
- Twoim imieniem – przerwał mi. - Zgadza się. Nie myśl sobie, że kiedy wyjechałem to ani razu o tobie nie pomyślałem. Może i zachowałem się, jak dupek ignorując siebie, ale nigdy nie zapomniałem o mojej przyjaciółce – szturchnął mnie w ramię.
- Nie wiem co powiedzieć...
- Nie mów nic. Po prostu zaproś mnie na kawę.
Po tych słowach dopiero zauważyłam, że dojechaliśmy pod mój blok. Jak na złość, słońce zaczęło świecić. Luke wziął moje siatki z zakupami i zaniósł je do mojego mieszkania. Prosto na ostatnie piętro.

Tego wieczoru poczułam się tak, jak kiedyś. Siedzieliśmy z Lukiem na mojej kanapie i żartowaliśmy. Opowiadaliśmy sobie o tym, co ważnego zadziało się w naszym życiu przez te sześć lat.
- A twój związek z Arzayleą? - zapytałam.
- Wow...
- Co?
- Wymówiłaś jej imię. Ja nawet tego nie potrafię. Dlatego zawsze do niej mówiłem Arz.
- Luke... – zaśmiałam się.
- No co?
- Czyli to wszystko było zwykłą ustawką?
- No jasne. Nie mógłbym być z kimś takim. Laska kupowała sobie ciuchy podobne do moich i udawała, że nosi właśnie te moje. Żałosne – prychnął.
Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i roześmialiśmy. Gdy się uspokoiliśmy, chłopak ponownie spojrzał prosto w moje oczy i odgarnął z mojej twarzy kosmyk włosów, który wsadził za ucho.

- Naprawdę nie powinienem cię zostawiać.
Wiedziałam, że żałuje. To było widać po jego wyrazie twarzy. Po bólu skrytym w jego oczach. Ale nie potrafiłam od tak powiedzieć „nic się nie stało". Chciałam spędzać z nim czas i powoli przekonywać się, że naprawdę mu zależy. Nie potrzebuję jeszcze raz przechodzić tego samego koszmaru.
Luke przejechał kciukiem po moim policzku, a potem zaczął obrysowywać moje usta.
- Nie taką cię zapamiętałem, wiesz? Wydoroślałaś, wyładniałaś... No i nie nosisz już okularów. Aż trudno mi uwierzyć w to, że nie masz chłopaka.
- Miałam. Ale to już przeszłość. Idiota mnie zdradził.
- Nie wie, co stracił – uśmiechnął się i zabrał swoją rękę od mojej twarzy.
- Ty też się zmieniłeś, wiesz? Masz zarost – dotknęłam jego szorstkiego policzka i uśmiechnęłam się. - No i kolczyk. Nie przeszkadza ci czasem?
- Mi nie. Ale dziewczynom, z którymi się całowałem, tak – wyszczerzył się.
- Luke! - klepnęłam go w ramię.
- No co? Mówię prawdę. Z resztą jeśli chcesz, możesz sama sprawdzić jak to jest – poruszył zabawnie brwiami.
- Nie, dzięki! - wybuchnęłam śmiechem. Znowu.
- Zanim wyjechałem jakoś nie protestowałaś.
- Byliśmy w szóstej klasie, Lucas. Do tego chodziliśmy ze sobą. To było zdecydowanie dziwne.
- Ale całowałem dobrze, przyznaj.
- Jesteś idiotą, Hemmings.
- Nie musisz przypominać. Wystarczy, że fandom to robi – zmarszczył nos, przez co wyglądał uroczo.
Naszą rozmowę przerwał w pewnym momencie telefon. Pobiegłam do kuchni, gdzie zostawiłam komórkę i odebrałam połączenie. Przywitał mnie krzyk, dlatego jedyne co robiłam, to przytakiwałam.
- Kto dzwonił? - zapytał Luke, gdy odłożyłam telefon.

- Mój tata. Dowiedział się, że wróciłeś. I tak jakby... - urwał.
- Co tak jakby?
- On chce ci przywalić, Luke. I to mocno.
Przysięgam, że usłyszałam, jak przełykał ślinę.

Witam, witam po tych kilku dniach 😄 Jak wam minął dzień? Wreszcie weekend, co? :D

Love, M.

Convince me || l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz