Skoro tak ładnie prosiliście... 😂
Było koło godziny piętnastej. Siedziałam znudzona przy komputerze i grałam w pasjansa, próbując nie zasnąć. Odwiedziło nas dzisiaj naprawdę niewielu klientów i nie zapowiadało się na poprawę. Za oknem lało, to zapewne dlatego. Moje prawe oko zaczęło się nagle samo zamykać, a lewe podążyło prosto za nim. Już prawie odpłynęłam, gdy nagle mój telefon zawibrował, a zaraz po tym wydał charakterystyczny dźwięk, oznajmiający nową wiadomość. Odblokowałam komórkę i kliknęłam w powiadomienie, przekierowujące do SMS-a. Był od nieznanego numeru.
Możecie do mnie wpaść? Chcę Wam powiedzieć o czymś ważnym!
Ricky xxDziewczyna dołączyła też na dole adres, pod który mamy się kierować. Natychmiast odpisałam, że wyślę Luke'a, bo niestety mi zostało jeszcze kilka godzin pracy. Sprawdziłam szybko w internecie dokąd chłopak musi dojechać i od razu zadzwoniłam do Hemmingsa. Przyjechał po jakichś dziesięciu minutach.
- Dobrze, że byłem akurat w pobliżu – powiedział, przekraczając próg. - Co się stało?
- Ricky napisała.
Gdy Luke podszedł bliżej, podałam mu swój telefon z otwartą wiadomością. Przeczytał ją szybko, a potem oddał mi moją własność.
- Mam tam jechać, tak?
- Tak, tylko jest jedna sprawa.
- Jaka?
- Luke, ja sprawdziłam ten adres. Tam znajduje się tylko dom dziecka.Jakąś godzinę temu mój przyjaciel wyszedł i pojechał do Ricky. Czekałam z niecierpliwością na to, jak sprawa się rozwinie. Najbardziej jednak nurtowało mnie to, co takiego dziewczyna miała nam do przekazania. Musiało to być coś ważnego, że chciała porozmawiać twarzą w twarz, a nie przez telefon. No bo jaki to problem zadzwonić i opowiedzieć o tym, co się stało? No właśnie, żaden.
Przez cały ten czas nie odwiedził nas ani jeden klient. Właściwie to mnie. Watermore gdzieś zniknęła tak koło południa i dotąd się nie pojawiła. Ciekawe co takiego miało to załatwienia to wścibskie babsko...W tym momencie to ty wychodzisz na wścibską, Maisie.
Och, walić to.
Moją kolejną (jakże ekscytującą) partyjkę pasjansa przerwał mężczyzna, wchodzący do księgarni. Od razu się poderwałam, poprawiłam bluzkę i uśmiechnęłam zachęcająco. No, przynajmniej się starałam, tak?
Gdy się przyjrzałam, zauważyłam, że klient musiał być w wieku podobnym do mojego. Ładna buźka, fajna fryzura i niezły outfit. Do tego... Boże, co ja robię. Jeszcze tego brakowało, żebym przychodzących tu ludzi obczajała. Poziom znudzenia naprawdę dzisiaj aż zadziałał na mój mózg. Przydałaby mi się jakaś dobra kawa...
Gdy tak fantazjowałam o porządnej dawce kofeiny, chłopak podszedł do lady i zaczął mi się przyglądać. Kiedy się ocknęłam i spojrzałam na niego, uśmiechnął się szeroko.- Przepraszam najmocniej! - powiedziałam trochę za głośno, przez co się zarumieniłam.
- Nic nie szkodzi – odpowiedział, nadal się uśmiechając. Cudowny miał ten uśmiech.
- Potrzebujesz czegoś konkretnego?
- Właściwie to tak i nie. Potrzebowałem, ale gdy spojrzałem na ciebie, to zapomniałem po co przyszedłem.O zgrozo, to był tak słaby podryw, że spokojnie mógłby wpisać się do księgi rekordów Guinnessa. Jeśli oczywiście istniałaby taka konkurencja. A może istnieje? Nieważne. Mimo że ten tekst ssał bardziej niż odkurzacz, to i tak uśmiechnęłam się jak idiotka. Czy mogę już się zabić?
- W takim razie, chyba nie pomogę.
- A właśnie, że możesz mi pomóc. Jestem Dylan, zdradź mi swoje imię – podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Maisie – wskazałam na plakietkę na koszulce.
- Skoro się już znamy, to czy taktownym będzie zaproszenie cię na kawę po pracy?
Wiecie co? Już miałam się zgodzić. Naprawdę chciałam się zgodzić. A w sumie to nie chciałam. Po prostu ta jego piękna buźka tak bardzo mnie zauroczyła. Na szczęście przed popełnieniem fatalnego błędu uratował mnie nie kto inny, jak sam Lucas Robert Hemmings! Ten to ma wyczucie czasu...- Hej! - krzyknął mi, gdy stał jeszcze przy drzwiach.
Podszedł szybkim krokiem do mnie i Dylana, którego przy okazji zjechał wzrokiem.
- Kto to? - wskazał palcem chłopaka, zupełnie nie zawracając sobie głowy tym, ze ten stoi obok. Co za...
- Luke, mógłbyś grzeczniej? To mój klient, Dylan.
- Z każdym klientem jesteś na ty?
Już chciałam się jakoś odgryźć, gdy Dylan się odezwał.
- Hej, ty to jesteś ten Luke Hennings? - prychnęłam, udając później, że to nagły atak kaszlu.
- Hemmings... - mruknął blondyn ewidentnie poirytowany.
- Nieważne. Jesteś z tego zespołu, jak mu tam, 5 Directions of Summer, racja? - kolejny atak kaszlu.
- 5 Seconds of Summer, tak właściwie, ale...
- Tak, to nieważne – przerwał mu brunet. - To twój kumpel rozwalił się na drodze? Nie rozumiem jak można być takim nieuważnym w samochodzie, no błagam!Już widziałam, jak Luke zaciska pięści. Już miałam obraz rozkwaszonej na ścianie twarzy Dylana. Już słyszałam odgłosy syreny policyjnej, ale... Ale właśnie chwilę przed wybuchem Hemmingsa, mistrz taniego podrywu wyjął telefon z kieszeni i po prostu zapytał:
- Cykniemy se fotkę, stary?
Po tym wywalił z buzi język niczym krowa i zrobił kilka zdjęć, obejmując ramieniem zdezorientowanego, ale nadal wściekłego, Lucasa. Jednocześnie chciało mi się śmiać i płakać. Jak można być takim debilem?
Gdy razem z Lukiem przyglądaliśmy się ze współczuciem Dylanowi, ten wyciągnął jakąś karteczkę z kieszenie bluzy, zabrał mi z ręki długopis, którym się bawiłam i coś nabazgrał. Po tym podał mi ową kartkę i uśmiechnął się szeroko.
- To mój numer. Dzwoń, jak będziesz chciała wyskoczyć na tę kawę – puścił mi oczko i jakby nigdy nic ruszył w kierunku wyjścia, po czym opuścił budynek.
Luke spojrzał na mnie i zmrużył oczy.
- Co to, cholera jasna, miało być?
- Jakbym wiedziała, to bym powiedziała. A właśnie, co to za sceny zazdrości, co?
- Jakie sceny zazdrości?
- Cytuję: „Z każdym klientem jesteś na ty?".
- A, to. To nic. Tak po prostu.
Spojrzałam na niego „spod oka" i się zaśmiałam.- Rozumiem, rozumiem. Ale możesz być spokojny, nie zamierzam zmieniać przyjaciół, nawet jeśli ten chłopak był przystojny – Luke prychnął.
- Nie prychaj, tylko opowiadaj co z Ricky.
- Dobry pomysł – Hemmings wlazł za ladę i usiadł na krześle obok mojego.
- No więc, zaczynam. Po pierwsze, ten facet, na którego rzuciłaś się w centrum, jest ojcem Ricky.
- Przecież ona mieszka w domu dziecka, prawda?
- Tak, ale zostały mu odebrane prawa rodzicielskie. Z matką stało się to ponoć już dawno temu. Siedzi teraz gdzieś w Perth i stacza się jeszcze bardziej. Przynajmniej Ricky tak powiedziała.
- A wiadomość, jaką nam chciała przekazać?
- Jej ojca zamknęli, nie na długo, ale zamknęli. Chciała ci też jeszcze raz podziękować. Naprawdę jest wdzięczna i chciałaby się spotkać, jak tylko będziesz miała czas.
- Tak, jasne, z chęcią ją odwiedzę. Coś jeszcze?
- Właściwie to tak... - chłopak patrzył wszędzie tylko nie na mnie.
- Luke, co jest? Mów – złapałam go za brodę i skierowałam tak, by spojrzał mi prosto w oczy.
- Gadałem z nią dość długo. Jest naprawdę fajną dziewczyną, szkoda mi jej i...
- I? Dokończ wreszcie.
- Maisie, ja chcę ją zaadoptować.Nalegaliście to macie😂 Szczerze to nie wiem, co z następnym, kiedy będzie i takie bzdety, bo jestem właśnie w drodze na obóz sportowy. Postaram się jednak coś napisać, bo nie zrobię przerwy w pisaniu przez dwa tygodnie 😏
Love, M.
CZYTASZ
Convince me || l.h.
FanfictionPrzyjaciele czasem zawodzą, ale czy wtedy możemy nazwać ich przyjaciółmi? Opowieść o sławnym muzyku, który stara się odnowić starą przyjaźń i dziewczynie, która tej przyjaźni nie chce. Tylko co wtedy, jeśli zamiast przyjaźni narodzi się miłość?