26

1.7K 145 18
                                    

Do pracy dotarłam, co prawda, zmęczona, ale w bardzo dobrym humorze. Słońce świeciło mocno, na niebie nie widać było ani jednej chmurki. Ludzie na ulicach uśmiechali się do siebie życzliwie i chętnie pozdrawiali. Wyglądało to tak, jakby nagle ze świata zniknęło całe zło. Lub jakby wszyscy się po prostu naćpali.
Przebrałam się w firmową koszulkę i zadowolona zaczęłam rozpakowywać towar, który dopiero co przyjechał. Nigdzie nie mogłam jednak znaleźć Waterson, mimo że księgarnia była otwarta. Może krzątała się po zapleczu lub wyszła na papieroska. Próbowała to przede mną ukryć, ale któregoś razu przyłapałam ją z niedużą paczuszką i zapalniczką w ręku. Do tego zapomniała chyba, że dym papierosowy ma charakterystyczny zapach, którym sama przesiąkała.

Kończyłam otwierać ostatni karton nożykiem, kiedy z zaplecza wyszła kobieta. Nie mam pojęcia co tam robiła.

- Maisie Davis? - z podłogi i otrzepałam spodnie.

- To ja.
- Czy możemy porozmawiać?

- Jasne.
- Chodźmy zatem do lady. 

Ruszyłam za blondynką żwawym krokiem. Miała może z czterdzieści, góra czterdzieści pięć lat. Ubrana była z elegancką granatową koszulę i lakierowane szpilki tego samego koloru. Na jej nadgarstku wisiało kilka bransoletek, pewnie tych z rodzaju, na które mnie nie stać. Naszyjnika z pereł też raczej nie kupiła w sklepie „1000 drobiazgów". Kogoś mi przypominała, ale kogo?

- Jestem Eva Waterson, wnuczka twojej szefowej – podała mi obojętnie rękę.
- Miło mi panią poznać – uścisnęłam jej dłoń.
- Przyjechałam to w dość nietypowej sprawie. Powiedziałabym raczej, że w bardzo nieprzyjemniej. Nie mam zbyt dobrych wieści. Wczoraj wieczorem moja babcia dostała zawału – wstrzymałam oddech. - Zabrało ją pogotowie. Niestety jednak jej serce nie wytrzymało. Odeszła od nas jeszcze tego samego wieczoru.

Zakryłam usta dłonią. Byłam w totalnym szoku. Ścisnęło mnie aż w żołądku. Może i nie przepadałam za tą kobietą, może nie była mi najbliższą przyjaciółką, ale nie mogę powiedzieć, że nie było mi jej żal. Stała się moją codziennością. I tak naprawdę przyzwyczaiłam się do niej. Do jej chamskich docinek, do ciągłego narzekania i popędzania mnie. Nawet do ukrywania się z papierosami.

- Tak mi przykro... Naprawdę pani współczuję... - tylko tyle zdołałam powiedzieć. Nadal byłam w ogromnym szoku.
- Dziękuję... Jeśli chciałabyś przyjść na pogrzeb to odbędzie się w sobotę o dwunastej. Jeśli nie, oczywiście nic się nie stanie.
- Z pewnością przyjdę.
- Dobrze... W takim razie chciałabym przejść do jeszcze jednej kwestii.
- Jakiej?
- Nikt z rodziny nie będzie w stanie prowadzić księgarni. Mieszkamy daleko stąd i każdy jest już czymś zajęty. Dlatego właśnie jesteśmy zmuszeni w tempie natychmiastowym ją zamknąć. Nie chcemy jednak zostawiać pani na lodzie, dlatego dostanie pani półroczną wypłatę. Tylko tyle możemy zrobić. Jeszcze dziś prosiłabym, aby po pracy zabrałaby pani swoje rzeczy. Do dyspozycji ma pani również asortyment. Moja babka powiedziała, że śmiało może pani wybrać sobie ile tylko książek chce. Za darmo oczywiście. 

Co.

Nie, nie, nie! To nie może być prawda...

Wszystko zaczęło się już układać... Miałam dobrze płatną pracę, Luke wrócił, tata ostatnio uśmiechał się coraz więcej, a teraz... Co ja teraz zrobię? Nikt nie będzie chciał mnie zatrudnić. Nigdy nie byłam na studiach, nie posiadam doświadczenia poza tą księgarnią... Do taty też nie wrócę, nie mogę zwalić mu się na głowę. Jeśli to jakiś okropny koszmar, to niech mnie ktoś jak najszybciej obudzi!

- Rozumiem, że może być pani w szoku, ale proszę o zastosowanie się do moich poleceń. Wieczorem, gdy skończy pani zmianę, przyjadę po kluczę. Teraz muszę się zwijać pozałatwiać parę spraw. Do widzenia! - złapała za swoją drogą torebkę i ruszyła w kierunku drzwi.
Wsłuchiwałam się w ciszy w stukot jej granatowych szpilek, zastanawiając się, co mam teraz zrobić.

Od razu po pracy zadzwoniłam do Luke'a. Akurat nic nie robił, dlatego zdeklarował się mnie odebrać. Dotarł na miejsce swoim sportowym autem po jakiś dziesięciu minutach. Siedziałam na schodkach księgarni cała zapłakana. Musiałam wyglądać jak straszydło z rozmazanym makijażem, zapuchniętymi oczami i całą czerwoną twarzą. Chłopak, gdy się zatrzymał, natychmiast wysiadł z samochodu i podbiegł do mnie. Wstałam, kiedy tylko zjawił się obok i zaczęłam wycierać mokre policzki.

- Maisie? Co się stało? - spytał przerażony.
- Waterson nie żyje, zamykają księgarnię, zostałam bez pracy, Luke – zaniosłam się jeszcze większym szlochem.
Blondyn natychmiast mnie przytulił i zaczął głaskać po plecach, próbując jakoś opanować moje roztrzęsienie.
- Będzie dobrze, Maisie. Wszystko się ułoży.
- Nic się nie ułoży. Kiedy tylko skończy mi się wypłata, zostanę bez mieszkania. Nie mogę wrócić do taty, nie da rady nas obojga utrzymać...
- Coś wykombinujemy, przysięgam – odsunął się ode mnie i ujął moją dłoń. - Chodź, zawiozę cię do domu.

W ciszy przebyliśmy drogę do mojego bloku. Przestałam już płakać, ale nadal czułam się, jak totalne dno. Otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Hemmings zrobił to samo, po czym podszedł do mnie. Patrzyliśmy się sobie prosto w oczy. Świdrował mnie wzrokiem tak, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Jakby mógł wyczytać wszystko z moich niebieskich oczu. Nie odzywaliśmy się, po prostu staliśmy w ciszy. Cały świat nagle stanął. Wszelkie pojazdy zniknęły z ulicy, na chodnikach zrobiło się pusto. Lucas podszedł bliżej. Dzieliły nas teraz już tylko centymetry. Ujął mój podróbek swoją wielką dłonią i spojrzał na mnie jeszcze bardziej przenikliwie. Potem zrobił coś, czego w życiu bym się nie spodziewała. Luke przywarł swoimi ustami do moich. Zaczął całować mnie powoli i delikatnie. Nawet nie wiem kiedy oddałam ten pocałunek. Wtedy zaczął się robić coraz bardziej namiętny i intymny. Chłopak co jakiś czas przygryzał moją wargę, a ja zahaczałam o jego kolczyk. Jeszcze nikt nie całował mnie nigdy w ten sposób... Nawet nie potrafię określić, jakie to uczucie. I wszystko byłoby cudownie, gdybym nie przypomniała sobie, że blondyn ma dziewczynę. I nie, nie jestem nią ja. Odsunęłam się szybko od Luke'a i spojrzałam ponownie na niego.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam.
Hemmings zrobił krok w moją stronę i położył dłoń na moim policzku.
- Po prostu, choć na chwilę, chciałem przywrócić iskierki w twoich oczach. I udało mi się.  



Rozdział krótszy niż ostatnie, ale chyba nie miałam tu nic więcej do dodania :)

To kto shippuje Laisie? :D

Love, M.

Convince me || l.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz