Nasza podróż trwa już kilka dni, a ja jestem zdenerwowany. Carter wciąż powtarza, że powinniśmy zjawić się w Ameryce Północnej niebawem, jednak martwię się, że nie zdążymy na czas, a mój urlop kończy się pojutrze. Jeśli po prostu nie zjawię się w pracy bez słowa, mogą mnie wylać. Doktoratu przecież i tak nie zrobiłem. Sam strzelam sobie w stopę, i to po kilka razy.
Nie ma prądu, więc mój telefon jest martwy. Czuję się, jakbym nie istniał: znajdujemy się w samym środku nicości, otacza nas tylko woda, lodowce i chłodne powietrze. Klimat jest nie do zniesienia, ciągle trzeba chodzić w grubych ubraniach i uważać, by nie odmrozić sobie palców. Mimo mojego ogólnego niezadowolenia, inni trzymają się świetnie – Noel zrobiła ze statku prawdziwą oazę pozytywności, ponieważ odkąd zaznajomiła się z załogą, wszyscy chodzą z uśmiechami na twarzach, chwalą piękno brzydkiego, zachmurzonego nieba i objadają się ciastkami.
Siedzę pod pokładem w hamaku i po raz setny czytam Wielkiego Gatsby'ego. Z góry dobiegają triumfalne okrzyki; Noel gra z Sandy i Benem w pokera. Z każdą kolejną minutą ogarnia mnie niewyobrażalny smutek i nie wiem, ile jeszcze wytrzymam. Już nie mogę, już nie chcę, dość! Podnoszę się niezdarnie i idę na spotkanie z Carterem, który obserwuje wszystko z dziobu statku. Przemierzam pokład i mijam nadbudówkę i komin. Widzę kapitana przy barierkach i podchodzę bliżej.
– Carter? – odzywam się.
– Już niebawem – wyprzedza moje pytanie i od razu daje mi odpowiedź. Wzdycham.
– Tak, wiem, że niebawem – mruczę – jednak za dwa dni powinienem stawić się w pracy. Myślisz, że dotrzemy tam do tego czasu?
– Nie ma opcji – Carter kręci głową. – Przykro mi. Mieszkasz w Nowym Jorku, a my możemy odstawić was w Seattle, w Waszyngtonie.
Moje czarne chmury nie mogą być bardziej czarne.
– A gdzie teraz jesteśmy? – zadaję pytanie z rozchodzącym się po moim umyśle smutkiem.
– Wpłynęliśmy na Morze Beringa przy Alasce – powiadamia mnie. – Naprawdę zależy ci na swojej pracy – zauważa.
– No wiesz, muszę zarabiać na życie – wzruszam ramionami.
– Więc dlatego pracujesz?
– A czy można pracować dla innego powodu?
– Oczywiście. Można pracować z miłości. Czy twoja praca sprawia ci przyjemność? – pyta mnie Carter. Od razu przypomina mi się rozmowa z Noel, kiedy mówiła coś podobnego.
– Nie – kręcę głową ze zrezygnowaniem. – Tak naprawdę nigdy mi nie odpowiadała. Od pierwszego dnia miałem ochotę zrobić coś albo sobie, albo innym.
– Więc dlaczego jej nie zmienisz? Nie zaczniesz robić czegoś, co lubisz?
– To trudne – wzruszam ramionami. – To, że coś lubię, wcale nie oznacza, że jestem w tym dobry. Nikt nie lubi moich książek.
– A więc jesteś pisarzem? – podchwytuje Carter.
– Wcale nie – zaprzeczam. – Jestem zwykłym, nudnym nauczycielem. Rzuciłem pisanie na rzecz czegoś bardziej przyziemnego.
Carter śmieje się, słysząc moje słowa, a ja się krzywię.
– Jeśli cię bawię, mogę po prostu... – zmierzam z powrotem na tył statku.
– Skąd, poczekaj – Carter mnie zatrzymuje. – Zainteresowały mnie twoje słowa, wzmianka o czymś przyziemnym. Co miałeś na myśli?
– No wiesz – tłumaczę, bo to dla mnie oczywiste. – Są rzeczy przyziemne i mniej przyziemne. Przyziemne dla mnie to na przykład kierowca taksówki, sprzedawca w sklepie elektronicznym, kelner albo właśnie nauczyciel. Te mniej przyziemne to kosmonauta, piosenkarz, podróżnik, prowadzący jakiegoś talk show lub pisarz. Rozumiesz? Każdy z nas ma taki podział na rzeczy, które są dla niego możliwe i mniej możliwe.
CZYTASZ
Silver Lining // Zayn Malik
FanfictionZayn Malik ma kilka problemów: zakochał się w koleżance, u której nie ma żadnych szans, jego życie jest śmiertelnie nudne i jest absolutnym pesymistą. Pewnego dnia do jego drzwi zapuka pozytywnie myśląca blondynka przebrana za króliczka, która wciąg...