13

2.3K 177 43
                                    


            – Mam dla ciebie prezent – mówi Noel, kiedy następnego dnia jedziemy na jej przyjęcie urodzinowe.

Noel chciała urządzić imprezę na dachu jednego z wysokich hoteli, z którego managerem jest w bardzo dobrych stosunkach. Pojechaliśmy tam zaraz po lunchu razem z Edwardem, Lily i Nicki, którzy pomagali nam wszystko urządzić, podczas gdy cała reszta załatwiała jedzenie, napoje i tort.

Dach hotelu to naprawdę świetne miejsce. Jest otoczony szklaną balustradą, a jej nieco dłuższe słupy umożliwiały zawieszenie białych lampek, które Noel udekorowała papierowymi abażurami w pastelowych kolorach. Na samym środku znajdował się kwadratowy, kamienny kominek, przy którym będziemy piec pianki, a dookoła poustawiano wiklinowe, wykładane super–miękkimi poduszkami fotele. Są tu też trzy huśtawki, zjeżdżalnia, dużo roślin, a co najważniejsze – widok na całe miasto i gwieździste niebo.

– To przecież twoje urodziny, ty powinnaś dostać prezent – zaprzeczam.

– Tak naprawdę, to kto wymyślił, że akurat osoba, która ma urodziny, dostaje prezent? – pyta mnie Noel i parkuje auto. Wzruszam ramionami.

– Nie mam pojęcia – odpowiadam jej ze szczerością.

– No więc właśnie. Dlatego chcę, żebyś przyjął ten prezent. Nie ma odmowy.

Zgadzam się, bo brakuje mi argumentów i przyjmuję od Noel papierową torebkę z jakiegoś sieciowego sklepu z ubraniami. Zaglądam tylko do środka i zauważam materiał, przypominający dresową bluzę.

– Nie otwieraj teraz, tylko na dachu – prosi Noel, a ja kiwam głową i idziemy zgłosić się w recepcji.

Dostajemy przepustkę na dach od Beth, przemiłej blondynki, która jest zastępczynią managera i kierujemy się do windy.

– Kiedy przyjdzie reszta? – pytam.

– Chanel właśnie napisała, że już zaparkowała. Jake za chwilę powinien przyjechać z dziewczynami.

– Świetnie. – Autentycznie się cieszę. Noel posyła mi słodki uśmiech i wysiadamy w pustym, białym pomieszczeniu, w którym otwieramy kluczem drzwi i zostawiamy je otwarte. Zastajemy dach w takiej samej postaci, w jakiej przygotowaliśmy go kilka godzin temu.

Noel stawia przekąski na szklanym stoliku, a ja wyjmuję z torby szampana i kieliszki.

– Czy mogę już zobaczyć, co mi dałaś? – pytam tonem małego chłopca, a Noel daje mi zgodę ze śmiechem. Wyjmuję z torebki coś na kształt bluzy, połączonej z dresami.

– Co to jest? – pytam i przyglądam się temu.

– To onesie! – odpowiada Noel. – Nie mów mi, że nigdy o nich nie słyszałeś – dodaje z błagalnym tonem. Kręcę głową na znak, że nie, nie słyszałem.

– Wygląda... dziwnie – marszczę nos. Materiał jest miękki i polarowy, a przy kapturze zauważam doszyte uszy oraz mordkę. Tam, gdzie powinien być mój tyłek, znajduje się mięciutki, mały ogonek.

– Dziś będziesz misiem. Ja mam onesie jednorożca! – Noel klaszcze w ręce. – To moja wymarzona impreza urodzinowa. Tylko w gronie najbliższych mi osób i w onesies. Każdy ma jakieś. Ty też musiałeś.

Czuję ciepło na sercu, bo Noel kupiła to onesie specjalnie dla mnie. Postanawiam więc przebrać się w kostium, chociaż od razu robi mi się w nim ciepło. Zakładam kaptur i zamieniam się w niedźwiedzia.

Silver Lining // Zayn MalikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz