Rozdział 11

22 3 3
                                    

Mari obudziła się w gabinecie dyrektora leżąc na Fabianie i ręką obejmując Karmina, oni również spali. Było bardzo wcześnie i ciemno na dworze, więc Marika poszła spać dalej. O 7°° Pani Kayneghan weszła do gabinetu i szczęka jej opadła. Zaraz krzyknęła:
- Fabian! Co do cholery się tu dzieje?! Co ten suk***** robi poza klatką?! Co kur** robi tu Marika?!
(Sorry za przekleństwa, ale taka już jest Pani Kayneghan.)
Fabian, Karmin i Marika podskoczyli jak oparzeni. Fabian spojrzał na P. Kayneghan i zaraz zrozumiał o co ten cały szum.
- Lucy, spokojnie mogę wyjaśnić.-wstał i spokojnie wyprowadził Lucy z pokoju.
Przez zamknięte drzwi można było słyszeć krzyki nauczycielki. Mari spojrzała na Karmina z zaniepokojoną miną.
- Nie bój się, jeśli ktoś umie ją uspokoić to właśnie Fabian.- powiedział całkowicie spokojny.
Po pięciu minutach do gabinetu wszedł Fabian, a za nim Lucy. Była już spokojna, więc Marika się uspokoiła.
- Słuchaj dzieciaku, przepraszam za ten hałas... yhm możesz już iść.- powiedziała Pani Kayneghan.
Marika szybko wzięła plecak i poszła do domu, bo i tak było wolne. Dziś było święto na część założyciela SaveHaven czy coś takiego. Mari nie była za bardzo w temacie świąt, wiedziała, że mają gwiazdkę, Wielkanoc, dzień dziecka i takie normalne, ale mieli też wiele innych. Wiele rzeczy ciągle mnie zastanawia, pewnie Karmin powiedział królowej wampirów o mnie, ale czemu mówiła do mnie tak czuło? Czemu mówiła, że lata minęły? To wszystko jest takie dziwne. Nie ma teraz czasu o tym myśleć, teraz trzeba myśleć co powiedzieć Cameron. Co jej powiedzieć, jak wytłumaczyć całonocną nieobecność? Dobra oto moja historia: Po lekcjach poszłam do Kayli na chwilę, a potem poszłam do parku i około 20°° weszłam na drzewo gdzie usnęłam i teraz wróciłam. Na to się chyba złapie. Wróciłam do domu i zastałam wkurzoną Cam. Opowiedziałam historię i na szczęście uwierzyła. Poszłam do pokoju i zobaczyłam kolejną paczkę, była większa od poprzedniej. Podeszłam do niej i ją otwarłam. W środku była niebieska bluza, miała kolor lekko szarego nieba, kaptur jasno niebieski, odcień szarego nieba po burzy, futerko wokół kaptura i rękawów było leciutko żółte, ale minimalnie do tego miała dwa, czarne sznurki z kuleczkami na końcach i suwak. W pudełku były również czerwony szal, dość długi do pasa gdy się go miało zawiązanego na raz, jego końce miały dziury i poszarpania jak po walce, ale nie tak dużo i list. Na kartce było napisane:
Droga Mariko.
To są rzeczy twojej cioci Klary.
Nie miałaś okazji jej poznać, bo
zmarła nim się urodziłaś. Była
moją drogą przyjaciółką, dzielnie
broniła SaveHaven podczas wojny.
Mam nadzieję, że te rzeczy przypadną Ci do gustu.
~ Mama
Były super a razem wyglądały cute, ale jedna wzmianka mnie zainteresowała, wojna o SaveHaven. Musiała być niedawno, może z 17 lat temu? Ubrałam nowe ciuchy i poszłam do biblioteki. Miałam zamiar poszukać jakiś informacji na temat wojny. Co ją mogło spowodować? Nasuwa mi się pewne królestwo, ale zobaczymy co mówią najstarsze księgi. Przewertowałam księgi wojen, ale najbliższa miała miejsce 90 lat temu. Sprawdziłam książki sprzed 20 lat i tak też nie było ani słowa o tej walce. To bardzo dziwne, chyba bardzo ważna wojna jest  niezanotowana. Cóż wyszłam z biblioteki z głową pełną myśli. Gdyby ciocia Klara żyła mogłaby mi opowiedzieć o wojnie, kiedy się stoczyła, co ją spowodowało i inne takie. Było ciepło, a przynajmniej mnie było, więc postanowiłam pochodzić trochę po rynku i okolicach, bo od przyjazdu widziałam tylko park, szkołę, kawałek rynku i biblioteke. Szłam w kierunku wielkiego budynku, to chyba wieża zegarowa. Była piękna, taka zdobiona. Obok straganów stało dwóch chłopaków w mniej więcej moim wieku. Gdy przechodziłam obok nich jeden z nich zagwizdał, a potem powiedział do kompana:
- No i taki typ dziewczyn lubię. Zero tapety, żadnych niewiadomo jakich wymyślnych sukienek itp.
Drugi przytaknął mu i razem patrzyli jak odchodzę dalej. Minęłam wieże zegarową i zobaczyłam las (z bardzo daleka). Pomyślałam, że i tak jest dopiero 9°° to czemu nie? Weszłam między drzewa i chodziłam podziwiając przyrodę. Zielone, jasne liście, miękki mech i kolorowe ptaki śpiewające w różnych tonacjach. Było pięknie. Chodziłam chyba z 5 godzin. Nagle uderzyłam o coś, tylko co? Nic nie było na mojej drodze. Zbliżyłam się do miejsca zderzenia i przyłożyłam tam rękę. Wokół niej pojawiła się pomarańczowa obwódka. Ciekawe co to. Jakieś niewidzialne pole magnetyczne. Przyjrzałam się mu dokładniej i postanowiłam wrócić do domu. Wolę na razie nie mieć problemów. Pomyślałam, że jako gepard szybciej dojdę do granicy lasu. Zmieniłam się i pobiegłam. W niecałe 2 godziny dobiegłam do miasta i szybko przed wejściem do niego zmieniłam się w siebie. Muszę się zapytać kogoś o tą wojnę i barierę. Wróciłam do domu i zjadłam dawno zimny obiad, a zaraz potem wyszłam i pobiegłam do szkoły. Musiałam uważać by nie zostać złapana przez uczniów, którzy chcieli przyjść pogawędzić i pochodzić po parku należącym do szkoły. Zaczepiło mnie paru uczniów, ale szybko wślizgłam się do strefy zakazanej. Labirynt korytarzy, sal i skrętów był naprawdę wielki i ciężko było znaleźć drogę, mimo, że chodziłam tu niegdyś codziennie to chyba jakimś skrótem. W końcu udało mi się znaleźć salę, której szukałam. Zapukałam i weszłam do środka. Karmin podniósł głowę i uszy, najwyraźniej nudziło mu się samemu.
- Marika! - prawie krzyknął- Miło Cię znów widzieć.
Jego też było miło widzieć. Mam nadzieję, że będzie znał odpowiedzi na moje pytania. Zapytałam o pole otaczające SaveHaven.
- To pole powstało, żeby nas chronić. Nie przepuszcza złych gatunków jak wampiry.
- Ale jak się przedostaliście wcześniej?
- Kryształy dusz są kluczami do tej bariery. To bardzo stara magia, nawet Zeharaian jej nie rozumie.
To wszystko strasznie dziwne, nawet Zeharaian nie rozumie tego pola. Przez te myśli zapomniałam o drugim pytaniu i poszłam do domu. To wszystko jest dla mnie inne, bardziej skomplikowane niż w świecie ludzi. Mimo, że jestem tu 7 miesięcy to ciągle to wszystko jest dla mnie nowe. Jestem ciekawa wszystkich sekretów tego miejsca, ale boję się zarazem, że ich odkrycie może zranić osoby na których mi zależy. Moje życie było prostsze. Wstawałam o 6°°, śniadanie, szkoła, do domu, lekcje, czas z tatą do wieczora (moja ulubiona część) i spać. A teraz? Teraz to tajemnice, moce, nowe niezwykłe stworzenia i wiele innych. Czasami myślę, że powinnam pewnego ranka po prostu się nie obudzić. Wracałam do domu zamyślona, gdy nagle zaczęło lekko padać. Mimo to szłam dalej w miejsca, którego położenia nie znałam. Chciałabym żeby tata i mama tu byli, ale nie cofnę czasu i nie wskrzesze ich. Weszłam w ślepą uliczkę, gdzie było całkiem ciemno... nagle usłyszałam czyjeś kroki. Były w oddali, bo uliczka była długa, ale mam bardzo wyostrzone zmysły. Słyszałam jak się zbliża... nie był sam.

Jestem bardzo miłym Polsatem. Kto śledzi Marikę? Uważacie, że powinna się kiedyś nie obudzić? Dajcie znać w komentarzach, wasze zdanie jest dla mnie ważne. Do następnego rozdziału ciasteczka!
Ps. Pozdro dla moich przyjaciółek Emi i Gabi.

Strażniczka (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz