Rozdział 26

3 0 0
                                    

... Widziałam trójkę wampirów w poszarpanych strojach. Stali na czymś w rodzaju sceny.
- Moi drodzy. Są to ciężkie czasy. Wiem, że mimo wszystkich zdarzeń ostatnich tygodni wciąż uznajecie mnie za królową.- powiedziała królowa.
- Wiemy również, że nasi oprawcy zapragną zniszczyć SaveHaven.- powiedział Gold.
- Zapragną by ich więźniowie pomogli wyplemić jedyne zagrożenie.- powiedziała Klara.
- Nie możemy im na to pozwolić. Wśród mieszkańców SaveHaven znajduje się moja dziedziczka. Wasza przyszła królowa. Znajduje się tam również jedno z naszych młodych. Syn Klary, Rubin, znalazł schronienie wśród zwykłych mieszczan. Marika poznała naszą historię.- powiedziała Emma.- I jest gotowa pomóc jeśli my pomożemy jej.
Cały zebrany lud ich poparł. Aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Nagle obraz zniknął i otworzyłam szeroko oczy łapczywie nabierając powietrza do płuc. Rozejrzałam się wokoło by sprawdzić czy nie jestem już w królestwie skazanym. Jak gdyby nigdy nic się nie stało siedziałam w bibliotece. Wstałam i odniosłam książkę. Ruszyłam i znalazłam Rubina wciąż w krainie Morfeusza. Pogłaskałam chłopca delikatnie by go nie obudzić.
- Kalla nabre um lim... (Nie martw się maleńki).
Zdziwiłam się na własne słowa. Choć nie przypominam sobie tego języka to umiem powiedzieć w nim wszystko.
Wyszłam z naszej gruszki i poszłam by znaleźć grające dzieci. Były takie spokojne. Wiem, że wojownicy czarnego słońca i tak kiedyś znajdą to miejsce. Prędzej czy później i my zginiemy. Na tę myśl poczułam łzy w oczach. Wygoniłam nieproszonych gości spod powiek i ruszyłam dalej. Poszłam do mojego punktu przemyślań. Na gałąź. Usiadłam i rozmyślałam. W pewnym momencie moją uwagę przykuło nikłe światełko między drzewami. Niebezpiecznie blisko. Postanowiłam być jak Diabolina. Wyrosły mi rogi i skrzydła orła. Rozłożyłam zaufane, silne skrzydła i poleciałam w stronę światła. Gdy tam dotarłam skryłam się w gałęziach jednego z drzew by zobaczyć intruza nim zaatakuje. Po chwili z latarką wyszedł starsza panda. Miał długie, chińskie, szare wąsy i chiński kapelusz. Wyczułam jego Chi. Było czyste, więc nie mógł być jednym z morderców. Zeskoczyłam z drzewa i wylądowałam przed nim.
- Witam. Kim Pan jest?- zapytałam.
- Bardziej interesujące jest kim ty jesteś?- odpowiedział podciwy staruszek.
- Jestem Marika. A ty kim?- powiedziałam ostatnią część bardziej natarczywie.
- Shang Li. Miło mi poznać. Obawiam się, że jestem zmuszony Cię prosić o pomoc.- powiedział Shang Li.
Uniosłam jedną brew by kontynuował.
- Mój stary przyjaciel Zeharaian Dawno temu dał mi ten amulet.- powiedział i pokazał gładko oszlifowany, ciemno zielony kryształ na srebrnym łańcuszku.- Powiedział, że gdy amulet zabłyśnie będzie to czas gdy nowa strażniczka powstanie i będzie potrzebowała nauczyciela... amulet zaświecił kilka dni temu.
Spuściłam głowę. Nie ma strażniczki. On mimo to kontynuował swą opowieść.
- Zawędrowałem do SaveHaven, ale tam nikogo nie było. Miasto otoczone czarną kulą. Nikt by się tam nie dostał. Znalazłem jednego mężczyznę. Zapytałem gdzie są wszystkie dzieci. On odpowiedział o mieście Air Denir... I zmarł na moich rękach.- powiedział roztrzęsiony Shang Li.- Szukam tego miasta od trzech dni, ale pewnie jesteś tylko strażniczką lasu i nie wiesz gdzie takie coś jest.
Ostatnią partię mówił dosyć smutno. Wiem, że nie kłamał, bo ostatnio nauczyłam się wykrywać kłamstwa.
- Shang Li, ja wiem gdzie to jest. Jednak strażniczki tam nie ma.- powiedziałam odwracając wzrok.
- Gdzie w takim razie jest ta niewinna duszyczka?- zapytał z nadzieją.
- Jej nie ma wcale...
- W takim razie mogę was czegoś nauczyć!- powiedział radośnie.
Zgodziłam się i zaprowadziłam starca do naszego 'domu'. Na ulicy witały nas zdziwione spojrzenia dziewczyn i rozwścieczone chłopaków. Shang Li szedł uśmiechnięty od ucha do ucha jakby ktoś mu powiedział super kawał. W końcu dotarliśmy do pustej chatki.
- Tutaj możesz odpocząć, a ja pójdę zapytać czy ktoś chce się czegoś nauczyć.- powiedziałam zostawiając przybysza samemu sobie.
Po kilku minutach zaczepiło mnie dwóch chłopaków i dziewczyna. Wyglądali na rodzeństwo.
- Co ty k*rwa wyprawiasz?! Zeharaian i Fabian flaki sobie wypruwali żeby nas tu wysłać, a ty jakiegoś obcego przyprowadzasz?!- krzyknął jeden a pozostała dwójka się zgodziła.
- Grzeczniej trochę! Po pierwsze, Zeharaian sam go wysłał. Po drugie, dla Was Pan Fabian!- powiedziałam zirytowania.
- A dla ciebie to co?!- wtrąciła się dziewczyna.
- A, wujek! A teraz spadać zanim się zdenerwuje!
W końcu odeszli, idioci.
Ruszyłam ponownie w stronę mojego owoca by sprawdzić jak się ma Rubin. Chłopiec leżał cichutko w łóżku nie próbując się ruszyć. Podeszłam i dopiero wtedy wstał. Przytulił mnie mocno co odwzajemniłam. Mały był wycieńczony i szybko wrócił do snu. Wyszłam z domku i poszłam na rynek gdzie teraz znajdowała się większość miasta. Weszłam na gałąź, która przypominała scenę.
- UWAGA!- wydarłam się na pół rynku, wszystkie oczy obróciły się w moją stronę.
- Dziś przyprowadziłam przyjaciela Zeharaian'a. On będzie nas nauczał. Niech wszyscy chętni stawią się pod biblioteką za godzinę.- powiedziałam i zeszłam by odwiedzić Shang Li. Doszłam do jego chatki i zapukałam. Mimo, że zostawiłam go tu piętnaście minut temu to zdążył się nieźle urządzić. Na ścianach wisiało kilka zdjęć. W tym Fabian, Karmin, mama, tata, Zeharaian, Shang Li i... Ja? Mała dziewczynka, może dwa dni? Odwróciłam wzrok od zdjęcia i spojrzałam na rozbawione, zielone oczy.
- Shang Li. Nawet jeśli będę tylko jedna to chce się uczyć.- powiedziałam zdeterminowana.
- W takim razie nie jesteś sama.- ktoś powiedział.
Odwróciłam wzrok i zobaczyłam sporą grupkę osób w moim wieku.
- My wszyscy chcemy się uczyć.- powiedział ktoś z tłumu.
Uśmiechnęłam się tak jak panda obok mnie i ruszyliśmy na pierwsze spotkanie.

Strażniczka (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz